"Dziwię się, że zarzuca się Kościołowi ukrywanie księży pedofilów"
Dziwię się, że stawia się zarzut Kościołowi ukrywania księży pedofilów w związku ze sprawą księdza Andrzeja - dyrektora ogniska dla trudnej młodzieży w Szczecinie, obwinianego o pedofilię, którą bada biskupi sąd diecezjalny w Szczecinie - powiedział biskup Tadeusz Pieronek.
Biskup Pieronek dodał, że to jest najnormalniejsza droga, jaką powinno się postępować. Jeżeli ktoś przypisuje sobie prawo do sądzenia bez sądu, to jest nadużycie - podkreślił biskup Pieronek.
W taki sposób odniósł się bp Pieronek do poniedziałkowego artykułu "Gazety Wyborczej", która - powołując się na wyznania byłych podopiecznych ośrodka - opisała sprawę molestowania na początku lat 90. dzieci przez księdza Andrzeja, założyciela i dyrektora ogniska dla trudnej młodzieży w Szczecinie.
Biskup Pieronek zastrzegł jednocześnie, że nie zna dokładnie sprawy, ale z relacji, jaką przeczytał w "GW", to na pewno obecny metropolita szczeciński abp Zygmunt Kamiński załatwił sprawę tak, jak należy, tzn. odsunął ks. Andrzeja od zajmowanego stanowiska i skierował sprawę do sądu biskupiego.
Zapytany, dlaczego tą sprawą nie zajęli się wcześniej (13 lat temu) ówcześni hierarchowie archidiecezji szczecińskiej, którzy zostali poinformowani o sprawie: biskup pomocniczy Stanisław Stefanek (obecnie biskup łomżyński) i arcybiskup szczeciński Marian Przykucki, biskup Pieronek odpowiedział, że należy mieć pretensje do nich.
Natomiast jeśli chodzi o działania obecnego arcybiskupa, to - jak zaznaczył bp Pieronek - byłoby rzeczą najgorszą, gdyby on publicznie oskarżał swojego księdza o to, co jest przedmiotem oskarżenia przed sądem diecezjalnym.
Publikacja "GW" zawiera reportaż o tym jak Kościół katolicki przez 13 lat ukrywał aferę pedofilską. O molestowaniu dzieci przez ks. Andrzeja, założyciela i dyrektora ogniska dla trudnej młodzieży w Szczecinie, wiedziało trzech biskupów i wielu księży.
Chłopcy zwierzyli się wychowawcom, oni zaś w 1995 r. poinformowali bp. Stanisława Stefanka, któremu podlegała oświata w archidiecezji. Hierarcha nie uznał ich relacji za wiarygodne. Nie porozmawiał z żadnym z poszkodowanych.
Rozgoryczeni wychowawcy poprosili o pomoc dwóch zakonników. Przyjął ich abp Marian Przykucki. Powiedział, że boleje nad sprawą i pomoże w rozwiązaniu - wspomina jeden z zakonników. Ale arcybiskup zaufał osądowi bp. Stefanka i nie kazał sprawy dalej badać. Wprawdzie odsunął ks. Andrzeja od pracy w ognisku, ale wiosną 1996 r. powierzył mu nadzór nad szkołami katolickimi w Szczecinie. Potem ks. Andrzej kierował Liceum Katolickim w Szczecinie, przewodniczył Stowarzyszeniu Szkół Katolickich.
Wychowawcy nie dali za wygraną. W 2003 r. ich zeznania i relacje ofiar spisał dominikanin Marcin Mogielski. Jego zwierzchnik o. Maciej Zięba przekazał je obecnemu arcybiskupowi szczecińsko-kamieńskiemu Zygmuntowi Kamińskiemu. Metropolita zajął się sprawą dopiero, gdy wychowawcy zasugerowali, że pójdą do prokuratury. Sąd biskupi przesłuchał tylko dwóch pokrzywdzonych. Ks. Andrzej został odsunięty od oświaty dopiero w 2007 r.