Dziewulski: UOP inwigilował prawicę
Były poseł SLD Jerzy Dziewulski potwierdził, że Urząd Ochrony Państwa prowadził nielegalne działania przeciwko ugrupowaniom prawicowym. Powiedział, że w 1997 r. spotkał się z oficerem UOP-u, który przekazał mu informacje o sprzecznych z prawem działaniach tej instytucji.
Dziewulski zeznaje jako świadek przed Sądem Okręgowym w Warszawie w sprawie tak zwanej "szafy Lesiaka", czyli inwigilacji prawicy w latach 90. Początkowo proces był jawny, jednak po kilkunastu minutach sędzia utajnił dalsze zeznania Dziewulskiego.
Były poseł oświadczył, że informacje o operacjach UOP-u dotyczyły między innymi inwigilacji Jarosława Kaczyńskiego, Antoniego Macierewicza, Jana Olszewskiego i Romualda Szeremietiewa. Dziewulski zeznał, że UOP przygotował też dwie lojalki datowane na grudzień 1981 r. Dodał, że funkcjonariusz opowiadał mu również, iż w 1993 r. oficer Urzędu skontaktował się z tygodnikiem Urbana "Nie" i przekazał mu sfałszowaną lojalkę Jarosława Kaczyńskiego. Oficer miał według zeznań Dziewulskiego dostać dokument od kolegi z UOP-u. Funkcjonariusz, który opowiedział wszystko Dziewulskiego, uczynił to w odwecie za wyrzucenie go z UOP-u za spowodowanie wypadku pod wpływem alkoholu.
Jedynym oskarżonym w tej sprawie jest były oficer Służby Bezpieczeństwa, a później UOP pułkownik Jan Lesiak. Zarzuca się mu niezgodne z prawem działania, mające na celu skompromitowanie i skłócenie ugrupowań politycznych za rządów Hanny Suchockiej.
Rano jako świadek w tej sprawie zeznawał wicepremier Ludwik Dorn. Polityk przyznał, że jego wiedza dotycząca inwigilacji prawicy pochodzi głównie z doniesień prasowych i z rozmów o charakterze towarzyskim. Wicepremier zapewnił sąd, że nigdy nie dysponował wiedza źródłową w tej sprawie.
Ludwik Dorn zeznał, że rozmawiał o tej sprawie z premierem Jarosławem Kaczyńskim oraz z Antonim Macierewiczem. Obaj po lekturze akt jako pokrzywdzeni mówili o sprawie w kategoriach ogólnych. Wicepremier zeznał, że Jarosław Kaczyński powiedział, że akta potwierdzają hipotezę o poważnych aktywach służb specjalnych w środowisku dziennikarskim.
Według wicepremiera, ta sprawa dowodzi, że ingerencja służb specjalnych w otoczenie kierownictw partii politycznych była dość głęboka.