PolskaDywizja w Iraku sprawdza szczelność obiegu informacji

Dywizja w Iraku sprawdza szczelność obiegu informacji

Dowodzona przez Polaków Wielonarodowa Dywizja Centrum-Południe w Iraku sprawdza szczelność obiegu informacji wewnątrz swoich baz wojskowych. Odpowiedzialni za ochronę baz stwierdzili, że na ich terenie może działać współpracownik terrorystów, który informuje ich o wyjazdach żołnierzy poza bazy.

26.07.2006 15:45

Według środowej "Gazety Wyborczej", z niedzieli na poniedziałek Żandarmeria Wojskowa zatrzymała w bazie Echo w Diwanii kilkunastu tłumaczy polskiego kontyngentu. Dziennik napisał, że potraktowano ich brutalnie, odebrano telefony komórkowe, przesłuchiwano i przetrzymano przez kilka godzin.

Gazeta wiąże to z wydarzeniem z 21 lipca, gdy terroryści zaatakowali polski konwój jadący z bazy w Al-Kut do Diwanii. Najpierw pod kołami samochodu wybuchła bomba, a ewakuujący się żołnierze zostali ostrzelani. Wysłane z bazy siły szybkiego reagowania zażegnały niebezpieczeństwo i zatrzymały 10 napastników. Rannych zostało czterech polskich żołnierzy, dwóch salwadorskich i tłumacz. Jeden z Salwadorczyków zmarł w szpitalu.

Nieprawdą jest, że Żandarmeria Wojskowa zatrzymała kilkunastu tłumaczy naszego kontyngentu - oświadczył rzecznik "polskiej" dywizji w Iraku ppłk Dariusz Kacperczyk. Zwraca on uwagę, że "zatrzymanie" to kodeksowy termin, czynność nadzorowana przez prokuratora - nic takiego nie miało w tej sytuacji miejsca. Dodał, że żandarmi informowali każdego z pracowników cywilnych o konieczności zebrania się w sali odpraw. Zapewnił, że żadna z tych osób nie została źle potraktowana.

MON przyznaje jednak, że ostatnio znaczące było czasowe zgranie ataków z różnymi wydarzeniami i przedsięwzięciami podejmowanymi wátym czasie przez żołnierzy Wielonarodowej Dywizji w bazie i poza nią. Świadczy to o przekazywaniu informacji z wewnątrz bazy - stwierdza resort.

Wszyscy pracownicy cywilni zatrudnieni w bazie Echo, pracownicy lokalni, zatrudnieni przez Polski Kontyngent Wojskowy, jak również przez firmę amerykańską, w tym także polscy tłumacze, zostali zgromadzeni na około 1 godzinę w jednym miejscu, aby uniemożliwić potencjalne przekazanie informacji na zewnątrz bazy. Działo się to w okresie przerzutu żołnierzy w ramach rotacji w okresie największego zagrożenia atakiem i jego skutkami - oświadczył ppłk Kacperczyk.

Także biuro rzecznika prasowego MON zaprzecza, by w Iraku zatrzymano tłumaczy pracujących dla dywizji, choć przyznaje, że siły koalicyjne poszukają kanału, którym przeciekają informacje ważne dla bezpieczeństwa żołnierzy.

W "GW" pojawiła się informacje, że tłumacze złożyli skargę w całej sprawie do dowódcy dywizji gen. Bronisława Kwiatkowskiego.

Gen. Kwiatkowski spotkał się z polskimi tłumaczami. Przeprosił, wszystkich którzy mogli poczuć się dotknięci całą akcją. Jednocześnie w pełni wyjaśnił przyczyny i zamiary takich działań. Dowódca dywizji podkreślił swoje zaufanie do tłumaczy, którzy uczestniczą we wszystkich ważnych spotkaniach. Zdecydowanie odrzucił jakiekolwiek próby podważane wiarygodności wobec polskich tłumaczy - poinformował ppłk Kacperczyk.

Sprawdzane jest każde ogniwo. Dotyczy to więc także pracowników cywilnych zatrudnionych w bazie, zarówno przez Polski Kontyngent Wojskowy, jak i przez amerykańską firmę, każdej narodowości, także Irakijczyków. Priorytetem naszej misji jest zapewnienie bezpieczeństwa naszym żołnierzom. Dlatego też, podejmowanie pewnych działań bez wcześniejszego informowania o nich jest uzasadnione w takiej sytuacji - podał ppłk Kacperczyk.

Tłumacze są cywilnymi pracownikami naszej armii. Większość z nich to Arabowie od lat mieszkający w Polsce, którzy podpisali kontrakty z polskim wojskiem. Pracują w polskich bazach i służą swą pomocą żołnierzom na spotkaniach z Irakijczykami. Polski wywiad i kontrwywiad w Iraku nie korzysta z pomocy arabskich tłumaczy - zatrudnia jedynie Polaków.

Źródło artykułu:PAP
Zobacz także
Komentarze (0)