Dyskryminują mniejszość polską, aby nie narazić się wyborcom
Polacy mieszkający w Czeskim Cieszynie nie
mogą doczekać się wprowadzenia dwujęzycznych oznaczeń. Radni gminy bali, że jeśli spełnią prośbę Polaków, narażą się swoim czeskim wyborcom - informuje "Dziennik Zachodni".
02.10.2006 | aktual.: 27.07.2007 11:18
Mniejszościom narodowym w Czechach miało być łatwiej walczyć o własne prawa. I jest, ale nie w Czeskim Cieszynie, gdzie radni po raz kolejny odłożyli wprowadzenie polskich nazw ulic i urzędów.
Polscy działacze z Zaolzia, reprezentujący 38-tysięczną mniejszość, od lat walczą o to, by na urzędach, tabliczkach z nazwami ulic, czy drogowskazach były napisy nie tylko w języku czeskim, ale i polskim. Zezwala im na to międzynarodowe oraz czeskie prawo, a w większości gmin jest ku temu dobry klimat. Zmieniane są szyldy, tablice, nawet pieczątki - czytamy w gazecie.
Ludzie po prostu dogadują się- przekonuje polski działacz z Zaolzia Rudolf Moliński.
Niestety, nie w Czeskim Cieszynie. Polacy przez ostatnie dwa lata zbierali tam podpisy pod petycją do władz miasta, aby wprowadziły dwujęzyczne oznaczenia, gdyż stanowią aż 16% z 26 tys. mieszkańców (ponad 4,2 tys. ludzi). Prawo nakazywało bowiem przed wystąpieniem do Ratusza zdobycie poparcia 40% wszystkich Polaków mieszkających w gminie.
Latem w życie weszła nowela ustawy o gminach, która ułatwiła wprowadzanie polskich napisów w Republice Czeskiej. Jako pierwsi z tego udogodnienia postanowili skorzystać Polacy z Czeskiego Cieszyna. Przestali zbierać podpisy, bo wydawało im się, że ich prośba będzie załatwiona od ręki. Niestety, radni odesłali ich z kwitkiem. 20 października w Czechach są wybory samorządowe, więc nie chcieli podejmować decyzji, która może być źle odebrana przez czeskich wyborców i postanowili, że najlepiej będzie jak sprawą Polaków zajmą się nowi radni - relacjonuje "Dziennik Zachodni". (PAP)