PolskaDyrektor z MSZ pozornie współpracował z SB

Dyrektor z MSZ pozornie współpracował z SB

Oskarżony przez IPN o "kłamstwo lustracyjne" dyrektor z MSZ Maciej Kozłowski podpisał wprawdzie w 1966 r. zobowiązanie do współpracy z SB, ale ją pozorował, udzielając informacji ogólnodostępnych i unikając kontaktów z oficerem SB, a w czerwcu 1968 r. w ogóle ich odmówił - podał najnowszy "Tygodnik Powszechny".

07.01.2010 | aktual.: 07.01.2010 11:59

Kozłowski oszczędnie komentuje tę publikację i mówi, że "ze spokojem" czeka na swój proces lustracyjny. Na razie Sąd Okręgowy w Warszawie nie wyznaczył terminu rozpatrzenia wniosku IPN o wszczęcie lustracji Kozłowskiego. Za złożenie niezgodnego z prawdą oświadczenia lustracyjnego grozi utrata pełnionej funkcji oraz od 3 do 10 lat zakazu pełnienia funkcji publicznych.

W grudniu 2008 r. pion lustracyjny IPN wniósł do sądu o uznanie, że Kozłowski jest "kłamcą lustracyjnym". Prok. Jarosław Skrok z IPN mówił wtedy, że z "bogatego materiału archiwalnego zachowanego w formie papierowej" wynika, iż w latach 1965-1969 był on najpierw kandydatem, a potem tajnym współpracownikiem II wydziału SB w Krakowie o kryptonimie "Witold". Dodał, że Kozłowski składał wyjaśnienia w IPN; przed wszczęciem procesu prokurator nie chciał ujawniać szczegółów.

Najnowszy "TP" opisał sprawę Kozłowskiego - jej szczegóły były dotychczas nieznane. Roman Graczyk napisał, że w lipcu 1965 r. oficer kontrwywiadu SB z Krakowa Stefan Szczykutnowicz wystąpił o zgodę na pozyskanie Kozłowskiego - 22-letniego studenta UJ, wytypowanego do współpracy z racji znajomości języków obcych, kontaktów z cudzoziemcami w Polsce i zagranicznych wyjazdów na wyprawy wysokogórskie.

W rozmowach z esbekiem Kozłowski "dość obszernie" opowiadał o rocznym pobycie zarobkowym w Wlk. Brytanii, m.in. o koledze, którego w brytyjskim MSW wypytywano szczegółowo o rodzinę; kolega dziwił się, że tyle o niej wiedzą. Według "TP", kolega mówił o tym wielu osobom i nie była to "informacja konfidencjonalna". Podobnie Graczyk ocenia wypowiedzi Kozłowskiego dla SB o wizycie w Polsce francuskich alpinistów oraz amerykańskiego profesora.

Zdaniem "TP", od chwili podpisania zobowiązania Kozłowski zaczął unikać dalszych kontaktów z esbekiem. Gdy ten oczekiwał informacji o zagranicznych gościach Festiwalu Filmów Krótkometrażowych, Kozłowski odpowiadał, że jako tłumacz kabinowy nie poznał nikogo bliżej. Potem zaś - jak pisał Graczyk - "mnożył przeszkody, które obiektywnie czyniły realną współpracę niemal niemożliwą". Choć formalnie nie zrywał kontaktów i zapowiadał, że jak będzie miał możliwość, udzieli informacji, to zarazem wymawiał się brakiem czasu dla esbeka, obowiązkami studenckimi i wyjazdami w góry oraz tym, że "nie widuje się z cudzoziemcami".

W końcu w czerwcu 1968 r. Kozłowski odmówił dalszej współpracy. Graczyk podkreśla, że stało się to zanim włączył się on w działalność antykomunistyczną "taterników". We wniosku o zaniechanie współpracy ze stycznia 1969 r. Szczykutnowicz pisał, iż Kozłowski "od początku współpracy odmawiał spotkań i z oporem udzielał informacji", oraz że miał "niechętny stosunek do współpracy" - podaje "TP". "Udało mu się uciec z matni" - podsumował sprawę Kozłowskiego Graczyk. Według niego, esbeckie zapiski pokazują "daremność prób zwerbowania Kozłowskiego".

Sam Kozłowski, pytany o publikację "TP", powiedział, że to "specyficzne spojrzenie lustratorów", a traktowanie sprawy "jednoźródłowo" jest błędne dla niego jako dla historyka. Podkreślił, że Graczyk nie prosił go o komentarz. Dodał, że ze spokojem czeka na swój proces, bo "wie, co robił i jaka jest prawda".

66-letni Kozłowski to opozycjonista z PRL, skazany wtedy na kilka lat więzienia. W III RP był m.in. wiceszefem MSZ i ambasadorem RP w Izraelu. Obecnie jest zastępcą dyrektora Departamentu Afryki i Bliskiego Wschodu w MSZ.

W 2000 r., że Sąd Lustracyjny umorzył proces lustracyjny Kozłowskiego, bo odszedł on z funkcji podlegającej lustracji (wiceszefa MSZ) 16 listopada 1998 r., a wtedy obowiązywała pierwotna wersja ustawy lustracyjnej stanowiąca, że osoba, która przestaje pełnić funkcję podlegającą lustracji, nie jest już potem lustrowana. Ówczesny Rzecznik Interesu Publicznego Bogusław Nizieński podejrzewał Kozłowskiego, że zataił on swe związki ze specsłużbami PRL. Sam Kozłowski zapewniał, że nie był agentem. Nizieński ujawnił, że w tej sprawie sąd dysponował "teczką personalną" i "teczką pracy".

Decyzja z 2000 r., podjęta z powodów formalnych, nie rozstrzygała, czy Kozłowski współpracował z SB, czy nie. Po umorzeniu sprawy Kozłowski mógł pełnić funkcje publiczne podlegające lustracji, ale ubiegając się o nie, musiałby złożyć nowe oświadczenie lustracyjne - tak właśnie się stało.

Po umorzeniu procesu lustracyjnego Kozłowski powiedział, że nigdy nie był agentem, choć całe jego życie "było niejako w cieniu SB". Spytany, czy czuje się oczyszczony przez sąd, odparł, że nigdy nie czuł się obciążony, tak samo jak nigdy nie czuł się oskarżony o współpracę z CIA. Powiedział, że czuje teraz niesmak, bo staje drugi raz przed sądem. Pierwszy raz był skazany na pięć lat w PRL "za współpracę z CIA". Teraz - mówił - "staję niejako w tej samej sprawie, czyli za moją działalność z tamtych lat, po raz drugi przed sądem".

Kozłowskiego wyrzucono ze studiów w marcu 1968 r. za udział w protestach studenckich. Rok później został aresztowany w Czechosłowacji. W maju 1969 r. skazano go na pięć lat więzienia w tzw. procesie taterników - młodych ludzi oskarżonych o nielegalne przerzucanie przez granicę wydawnictw paryskiej "Kultury". W więzieniu spędził 2,5 roku. Po wyjściu z więzienia nie zaprzestał opozycyjnej działalności. W latach 1980-81 kierował biuletynem "Wiadomości Krakowskie" - organem Zarządu Regionu NSZZ "Solidarność" Małopolska. W 1982 r. został członkiem redakcji "Tygodnika Powszechnego". W 1990 r. rozpoczął pracę w dyplomacji.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)