Dubieniecki: to zdecydowanie za dużo zbiegów okoliczności
- Nie wierzę w takie zbiegi okoliczności - powiedział "Faktowi" Marcin Dubieniecki (31 l.), gdy zapytaliśmy go o niewiarygodny splot wydarzeń na lotnisku w Smoleńsku. Mąż Marty Kaczyńskiej (31 l.) nie wierzy w przypadkowe uszkodzenia kabli, źle działające magnetofony i inne rzeczy świadczące o niewiarygodnym pechu Rosjan.
Tragiczny lot do Smoleńska został przez Rosjan obstawiony niedoświadczonymi kontrolerami. To oni sprowadzali tupolewa na ziemię. Winni? Gdy tylko polscy eksperci wystąpili o nagrania monitorujące podejście do lądowania, by odpowiedzieć na to pytanie, to okazało się że zapis się nie zachował, bo uszkodzone zostały przewody między kamerą a magnetowidem.
Co więcej, nagrania z monitorujących lot magnetofonów są fatalnej jakości lub zarejestrowany jest na nich zapis nie z tego dnia, a fotografie złej jakości.
- Nie wierzę w takie zbiegi okoliczności - komentuje "Faktowi" Marcin Dubieniecki (31 l.), mąż i pełnomocnik córki tragicznie zmarłej pierwszej pary Marty Kaczyńskiej (31 l.).
- Rosjanie po prostu ukryli fakty związane z działaniem kontrolerów - mówi od tygodni Edmund Klich, przedstawiciel Polski przy MAK. A mają się czego bać. W wieży pracowali niedoświadczeni ludzie przygotowani jedynie do kierowania ruchem w zwykłych warunkach atmosferycznych. Co więcej, z rosyjskiego raportu wynika, że pracowali sporadycznie. Jeden z nich w ciągu ostatniego roku był na wieży 9 razy, a w Smoleńsku służył dopiero drugi raz. A drugi kontroler pracował na wieży tylko raz w tygodniu. I to właśnie oni sprowadzali polskiego tupolewa.
Z kolei wręcz nieprawdopodobne wydaje się, że nie zachował się ani jeden zapis z urządzeń monitorujących to lądowanie. A 10 kwietnia na smoleńskim lotnisku miały działać magnetofony, przystawki fotograficzne oraz zestaw wideo z kamerą. I wszystko niby zawiodło. Zapis z kamery nie zachował się, bo uszkodzone zostały przewody pomiędzy kamerą a magnetowidem. Z wnioskiem o udostępnienie tych nagrań Polacy zwrócili się już w maju.
- Podczas odtwarzania danych z kasety wideo stwierdzono brak nagrań. Analiza wykazała brak zapisu z powodu skręcenia (zwarcia) przewodów pomiędzy kamera a magnetofonem - czytamy w raporcie MAK.
Nie zachowały się też fotografie z 10 kwietnia. Według raportu MAK, użyta w przystawkach fotograficznych błona nie spełniała wymagań, w związku z czym zdjęcia nie zostały wykorzystane w śledztwie. Polscy eksperci dostali za to zapis z dwóch szpul smoleńskich magnetofonów. Ale wtedy okazało się że, na jednej z nich jest zapis z października – listopada 2009 roku zamiast z 10 kwietnia.
- Świadczy to o niesprawności bloków głowic kasujących i zapisujących danej ścieżki - zapierają się Rosjanie. Z kolei druga taśma jest fatalnej jakości.
- To zdecydowanie za dużo zbiegów okoliczności - mówi Marcin Dubieniecki.
Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
Co udowodnimy Rosjanom naszą symulacją?!