Trwa ładowanie...
d1xd4u3
29-06-2006 06:11

Druh Tajfun

Artur Zawisza albo zostanie wybitnym politykiem, albo dopadnie go prokurator.

d1xd4u3
d1xd4u3

Przyszły minister wcisnął mnie w swój kalendarz pomiędzy posiedzeniem komisji gospodarki a wyjazdem na mecz z Ekwadorem. Wiadomo, że będzie kimś ważnym. Kimś na wzór Marcinkiewicza czy Walendziaka, który zaraz zabłyśnie. Kimś ważniejszym niż dziś, bo kierowanie sejmową komisją śledczą do spraw banków to tylko trampolina do dalszej dynamicznej kariery Artura Zawiszy.

Wiem od znajomych posła, że to człowiek głębokiej wiary. Dlatego gdy spotykamy się w restauracji poselskiej Hawełka, nie dziwi mnie, że Artur Zawisza odmawia przed jedzeniem krótką modlitwę.

Przed laty rozwinął twórczo myśl Henryka Goryszewskiego, który uważał, że nie jest ważne, czy Polska jest biedna, czy bogata, ale czy jest katolicka. W wersji Zawiszy brzmiało to tak: "Nie jest ważne, by ludziom żyło się dostatnio, lecz byśmy osiągnęli zbawienie wieczne". Wtedy poseł Zawisza zabiegał o to w ZChN, teraz robi to w PiS. Co - jak przyznaje jego dawny partyjny kolega Ryszard Czarnecki - trochę pokrzyżowało jego karierę. Bo już po zeszłorocznych wyborach przebąkiwało się, że Zawisza będzie jakimś ministrem. Nie było tylko zgody: czego ministrem. Jedni mówili o gospodarce, inni o Skarbie Państwa.

- Ale jak Kazio został premierem, a Marek Jurek marszałkiem, to powstała psychoza, że ZChN bierze wszystko. Zamknęła się droga przed Arturem - mówi Czarnecki. Przed Zawiszą jednak wielka kariera. Kibicują mu dawni ZChN-owcy: Ryszard Czarnecki z Samoobrony, Stefan Niesiołowski z Platformy i były prezes ZChN Wiesław Chrzanowski. - Artur już dawno mówił, że jest najwybitniejszym politykiem pochodzącym z Lubelszczyzny - opowiada Konrad Rękas, niezależny radny sejmiku województwa lubelskiego (wcześniej w Samoobronie), który 14 lat temu w Lublinie poznał Zawiszę w Klubie Zachowawczo-Monarchistycznym.

d1xd4u3

- On jest selfmanem i do wszystkiego doszedł własną pracą - mówi K. z lubelskiego PiS. - I gdyby Kaczyńscy mieli kogoś równie pracowitego, to chętnie by to zrobili, bo oni promują swoich. Jeśli Zawisza poradzi sobie z sejmową komisją śledczą do spraw nadzoru bankowego, której szefuje, staną przed nim otworem ministerialne fotele. Chyba że dopadną go zmory przeszłości, których już szuka lubelska prokuratura.

Ideologiczne korzenie

Bardzo prawdopodobne, że Artur Zawisza narodził się jako polityk w szóstej klasie lubelskiej Szkoły Podstawowej imienia Partyzantów Lubelszczyzny w roku 1981. Wtedy bowiem założył jednoosobowy Komitet Samoobrony Uczniowskiej "Wolny Uczeń". Sądząc po nazwie wzorowanej na KOR, Zawisza nie mógł być jeszcze ani endekiem, ani konserwatystą. KSU wydawał własną konspiracyjną gazetkę rysowaną osobiście przez obecnego posła. Poseł pamięta, że główną linią pisma było zwalczanie wychowawczyni, zarazem sekretarza Podstawowej Organizacji Partyjnej w szkole - oczywistej reprezentantki reżimu.

Dariusz Piernikarski, instruktor podziemnego Stowarzyszenia Harcerstwa Katolickiego i drużynowy drużyny Tajfun, do której Zawisza trafił w roku 1984, również nie pamięta, by ten obnosił się ze swoją endecką ideologią.

Bo w drużynie Piernikarski uczył patriotyzmu, ale raczej odwoływał się do tradycji Szarych Szeregów, a nie do Romana Dmowskiego. Piernikarski pamięta jednak, że Zawisza jak na 15-latka był wyjątkowo wygadany i chętnie dyskutował na każdy temat, odważnie broniąc swoich racji.

d1xd4u3

Poglądy musiały mu się wykrystalizować pod koniec lat 80., gdy Zawisza został ostatnim drużynowym Tajfuna (sam był już wtedy nazywany druhem Tajfunem). Z drużyny chciał zrobić taką narodowo-katolicką Czarną Jedynkę. Zero alkoholu. Zero imprez. I mocno eksponowana religijność. Harcerzom tłumaczył, że są grupą formacyjną i nie powinny ich interesować zadymy polityczne na mieście.

- My przygotowujemy tutaj kadry dla Polski wolnej i katolickiej - tłumaczył. Studiował już wtedy na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. - Na studiach szukałem czegoś, co odpowiadałoby moim zainteresowaniom - mówi Artur Zawisza, który w 1988 trafił do prawicowego Akademickiego Klubu Myśli Społeczno-Politycznej "Vade Mecum", który działał przy KUL. Jednym z wykładowców był tam Wiesław Chrzanowski, który po roku zaproponował młodziutkiemu Zawiszy przystąpienie do Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego.

- To był typ przywódcy - wspomina Chrzanowski. - Już wtedy było widać, że bycie szarym członkiem to nie dla niego i będzie się piął.

d1xd4u3

Za Arturem tylko mur

Pierwszy raz w wyborach parlamentarnych Zawisza wystartował w 1991 roku. Miał 22 lata i czuł się tylko wypełniaczem listy wyborczej Wyborczej Akcji Katolickiej. Tak jak w 1993 roku, startując z koalicji Ojczyzna. - Ale mimo mizernej postury potrafi być zakapiorem. Wyznaje zasadę Wołodyjowskiego: jak się nie będą ciebie bali, to się będą śmiali - mówi Konrad Rękas. Pamięta, że Zawisza w 1991 roku został przyłapany nocą w Lublinie na zdzieraniu plakatów Unii Demokratycznej. Szarpał się z działaczami UD, aż interweniowała policja. Radykalizm Zawiszy był w Lublinie przysłowiowy. Mówiło się, że za nim jest tylko ściana. - Uwielbiał głosić kontrowersyjne poglądy - dodaje Rękas i przypomina wymyśloną przez Zawiszę akcję "Ciach po kitkach".

Chodziło o wyplenienie niemęskich fryzur. Plan, który nigdy nie został zrealizowany, przewidywał utworzenie grup, które zajmą się obcinaniem kucyków zniewieściałym mężczyznom. Rękas pamięta, że gdy poznał Zawiszę, zdziwił go mały czerwony znaczek krzyża celtyckiego, który nosił on w klapie marynarki. Potem dowiedział się, że został mu podarowany przez Dereka Hollanda, ideologa Third Position z faszyzującego brytyjskiego Frontu Narodowego. Zawisza nosił ten znaczek aż do końca studiów.

Jeszcze w 1997 roku wziął udział w krakowskim marszu monarchistów, którzy walczyli ze zbyt rozbuchaną demokracją. Tam właśnie ostrzegał przed bestią, która swoje siedziby ma w Nowym Jorku i Brukseli (zawsze był przeciwnikiem wstąpienia Polski do Unii Europejskiej). Rok później ujawnił "Rzeczpospolitej" nazwiska trzech polityków, którzy są dla niego wzorem. Był to Antonio Salazar, Francisco Franco i Augusto Pinochet.

d1xd4u3

Sami dyktatorzy, którzy krwawo tłumili wszelkie przejawy demokracji. - Każdy z nich był wielkim katolickim politykiem. Każdy z nich stał na czele państwa katolickiego i odnosił sukcesy gospodarcze i ideologiczne - tłumaczył niezrażony Zawisza.

Włodzimierz Blajerski, działacz podziemnej Solidarności i pierwszy szef lubelskiego ZChN, mówi, że Zawisza był najcenniejszym jego sztabowcem i dlatego od początku hodował go na swego następcę. Środowisko Zawiszy, które zaistniało dzięki Chrzanowskiemu, w 1993 roku sformułowało postulat odsunięcia profesora od władzy. - Dziadek jest dobrym wychowawcą, ale nie nadaje się na przywódcę - przekonywali.

- On chciał być przywódcą od razu, bez czekania na zmiany, ale ja uznałem, że jest zbyt radykalny - mówi Blajerski, który choć uważa Zawiszę za swojego wychowanka, to przyznaje, że właśnie przez tę grupę był zaciekle atakowany za zbytni liberalizm i ugodowość wobec Unii Demokratycznej.

d1xd4u3

Konrad Rękas, obecnie niezależny radny sejmiku województwa lubelskiego, pamięta jeszcze wykłady Zawiszy z początku lat 90., gdzie tłumaczył, jakim zagrożeniem dla narodowców są Kaczyńscy i ich socjalistyczni chadecy z PC. Wtedy byli gorsi od komuchów, bo zabierali ZChN część elektoratu. - Artur ucieka dziś od takich określeń, ale próbuje zachować spójność myślenia - opowiada Konrad Rękas. - Mówi o formie unarodowiania centrolewicy PiS. Pod wpływem dawnego ZChN ta bezideowa masa, którą jest PiS, powoli zaczyna się formować. Mało to szczere, ale niektórych to przekonuje.

Wyślizgany przez Rydzyka

Zawisza powinien zostać posłem w roku 1997. Miał zapewnione trzecie miejsce na liście AWS w Lublinie, a to według wszystkich kalkulacji gwarantowało mandat w Sejmie.

Był już dobrze zapowiadającym się młodym politykiem. Po zakończeniu studiów w 1993 roku został asystentem Marka Jurka, szefa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, i razem budowali frakcję fundamentalistyczną w ZChN. Ryszard Czarnecki zapamiętał, że na zjeździe w 1994 roku, gdy zostawał prezesem ZChN, Zawisza wspierał Jana Łopuszańskiego, który był największym radykałem. Mimo młodego wieku niezwykle ostro zwalczał Czarneckiego.

d1xd4u3

- Grał ostro i robił wszystko, bym tego zjazdu nie wygrał. Nawet po moim zwycięstwie zarzucił mi złą wolę i heretyckie poglądy - wspomina Czarnecki.

Prawdę mówiąc, to błyskotliwie zapowiadającą się karierę złamał Arturowi Zawiszy ojciec Rydzyk. Kiedy Lublin był już oblepiony wyborczymi plakatami Zawiszy, złożył mu propozycję objęcia stanowiska redaktora naczelnego dziennika katolickiego. Postawił mu jednak warunek: musi zrezygnować z kandydowania do Sejmu. Dwa tygodnie przed zarejestrowaniem lubelskich list Zawisza oświadczył, że nie kandyduje.

- Propozycja kierowania dużą konserwatywną gazetą mnie zauroczyła - mówi poseł. Początkowo tym dziennikiem miało być "Słowo - Dziennik Katolicki", które Rydzyk próbował przejąć. Właśnie tam poseł Zawisza stawiał swoje pierwsze kroki jako naczelny. Dziennikarz K. pamięta, że zamykał się w gabinecie i wzywał pojedynczo dziennikarzy na rozmowy. Pytał na przykład: Ile ma pan/pani dzieci? I dlaczego tak mało? Choć sam miał wtedy jedną córkę (dziś dwie córki i syna). - Redakcja stanęła okoniem i zaprotestowała przeciw przejęciu - wspomina K.

Wtedy Zawisza rozpoczął pracę nad "Naszym Dziennikiem". Ale zanim ukazał się pierwszy numer, ojciec Tadeusz Rydzyk odwołał go ze stanowiska. Zawisza dowiedział się o tym w połowie roku 1997 w Częstochowie, gdzie przebywał na rekolekcjach z zespołem redakcyjnym. - Mój światopogląd okazał się dla ojca Tadeusza nazbyt liberalny - uśmiecha się dziś Zawisza. Ale przed dziewięciu laty ta decyzja zrujnowała całe jego życie. Został na lodzie. Bez pracy i w obcym mieście. - Powodem, dla którego przeniosłem się z żoną i dzieckiem do Warszawy, była praca w dzienniku - przyznaje.

Młody Wilk

Posłem z miejsca, które zwolnił Zawisza, został Jacek Szczot. - Artur szukał kogoś na swoje miejsce, kto ma pieniądze, osobowość i żadnych szans na wygraną - mówi Szczot, któremu Zawisza uczciwie zakomunikował, że postawił na niego, bo ma nikłe szanse na wejście do parlamentu. - Nie chciał, by wyrósł mu tu konkurent. On chciał czuć się liderem, bo nie wiedział, czy nie będzie musiał startować z Lublina za cztery lata.

Wbrew obawom Zawisza miękko wylądował w Warszawie. Jeden z lubelskich działaczy ZChN mówi, że tu rozpoczął się dla Artura Zawiszy okres najlepszych zarobków. Najpierw był doradcą Wiesława Walendziaka, czyli szefa kancelarii premiera. Potem szefem jego gabinetu. Został też sekretarzem generalnym ZChN, czyli jedną z najważniejszych osób w partii.

Jacek Szczot mówi, że Artur jest zdolny, ambitny i konsekwentnie realizuje swoje cele. Ale dodaje: - Często przedkłada taktykę nad zasady.

Zawisza stał się fundamentem grupy 30-latków, którą w ZChN nazywano złośliwie młodymi wilkami. Jako sekretarz generalny był bardzo ostrym i bezwzględnym egzekutorem. Jeden z ZChN-owców opowiada, że Artur potrafił niewiele młodszego dyrektora biura Zarządu Głównego wykorzystać do sprzątania, trzepania dywanów, a nawet noszenia zakupów.

- Wychodził z założenia, że jeśli ktoś zgadza się na podległość, to powinien robić wszystko w ramach chrześcijańskiej lekcji pokory - mówi D., były ZChN-owiec, i dodaje, że po młodych wilkach widać było dwie rzeczy - że mogą każdego zagryźć i chcą się w życiu urządzić. Zawisza bowiem pochodził z bardzo skromnej rodziny. Przez lata mieszkał sam z ojcem w niewielkim komunalnym mieszkaniu w centrum Lublina. Kiedy w 1999 roku wprowadzono III filar emerytalny, nadzór powierzono ZChN.

Wtedy ludzie Zjednoczenia powędrowali do rad nadzorczych, zostawali doradcami lub ekspertami. To wszystko było zgodne z prawem, ale dziś jest nazywane przez PiS "kapitalizmem politycznym". Z takiej okazji skorzystał też Artur Zawisza - został doradcą zarządu w Powszechnym Towarzystwie Emerytalnym PZU.

Podejrzenia prokuratury budzą dziś inne działania, w które zaangażowany był poseł. Chodzi o spółkę Estern Enterprises z Zamościa założoną przez stowarzyszenie Młode Wilki, której Poczta Polska, zdominowana przez ludzi ZChN, zleciła wykonanie filmu reklamowego. W spółce tej Zawisza był szefem rady nadzorczej.

Pieniądze z tej spółki przelewane były na konto Fundacji Rozwoju Komunikacji Społecznej, której założycielem był również Zawisza. - Z tych faktów nic nie wynika. Prokuratura musi zbadać doniesienie ekstrawaganckiego byłego posła Nowaka - utrzymuje poseł. - Zresztą zawiadomienie nie dotyczy mnie, bo nie pełniłem w tych spółkach funkcji kierowniczych.

Prokurator Ewa Piotrowska z lubelskiej prokuratury apelacyjnej twierdzi inaczej. Jej zdaniem istnieje uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa prania brudnych pieniędzy, dlatego prokuratura wszczęła śledztwo.

Dawni działacze ZChN zarzucają Zawiszy bliskie kontakty z Aleksandrem Gudzowatym, który na prawicy uchodzi za belzebuba z lewicy, od którego trzeba trzymać się z daleka. Pojawił się on nawet jako oficjalny gość na zjeździe z okazji 10-lecia ZChN w roku 1999. Artur Zawisza nie pamięta już dziś, czy to on zapraszał Gudzowatego, czy raczej prezes Marian Piłka. W każdym razie potem prezes Budimeksu zaprosił Zawiszę do zarządu założonej przez siebie fundacji Crescendum Est Polonia, która przyznaje stypendia uzdolnionej młodzieży. Gudzowaty wyjaśnia, że Zawisza w imieniu ZChN pomagał mu przepchnąć przez parlament ustawę stypendialną, którą wspólnie przygotowywali. - To bardzo sympatyczny młody człowiek - mówi Gudzowaty. - Jest wyjątkowo inteligentny i mam nadzieję, że nie zniszczy go dziś grzech pychy.

Poseł Zawisza podkreśla, że w fundacji działał społecznie i nie traktował tego jako działalności politycznej. Nie widzi w tym nic nadzwyczajnego. - Skoro hipis może się czasem spotykać z nazistą, to tym bardziej Gudzowaty z Zawiszą - żartuje.

Szalupa ratunkowa

Wydawało się, że w maju 2000 roku nastąpił koniec kariery Artura Zawiszy: przegrał wybory w ZChN, przestał być sekretarzem generalnym i wystąpił z partii. Rok wcześniej wyleciał wraz z Walendziakiem z rządu. - Wiedziałem, że będą wybory - wspomina. - Ale z jakiej listy ja miałem startować? Byłem opozycją w opozycji i nie miałem skąd startować.

Wtedy powstało Przymierze Prawicy - szalupa ratunkowa wypuszczona z tonącego AWS. Zapakowali się do niej politycy dawnego ZChN i SKL, którzy nie chcieli iść na dno z AWS.

Ekspedycja ratunkowa przybiła do brzegu o nazwie PiS, bo nic innego na horyzoncie nie majaczyło. I dzięki tej szalupie Artur Zawisza jest już drugą kadencję posłem.

- Dla celów taktycznych można nawet szyld zmienić lub zgubić - tłumaczy Włodzimierz Blajerski. - Najważniejsze, by zyskać skuteczność, nie tracąc narodowej inspiracji. Tego go nauczyłem. Potem można odpłynąć gdzie indziej.

Cezary Łazarewicz

d1xd4u3
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1xd4u3
Więcej tematów