Druga rocznica śmierci Aleksandra Litwinienki
Mija druga rocznica śmierci Aleksandra Litwinienki. Podpułkownik rosyjskich służb specjalnych zmarł w londyńskim szpitalu. Litwinienkę otruto podanym w herbacie izotopem promieniotwórczym polon-210.
Krystyna Kurczab-Redlich, wieloletnia korespondentka w Moskwie, mówi, że Litwinienko musiał zginąć, bo ujawniał powiązania władz rosyjskich ze światem przestępczym. Dodaje, że Litwinienko monitorował również rosyjskie przestępstwa finansowe w Wielkiej Brytanii.
Powszechnie podejrzewa się, że były oficer KGB został "uciszony", ponieważ krytykował ówczesnego prezydenta Władimira Putina i jego otoczenie. Litwinienko zarzucał Kremlowi między innymi inspirowanie zamachów bombowych w rosyjskich miastach w 1999 roku - w celu uzasadnienia interwencji zbrojnej w Czeczenii.
Krystyna Kurczab-Redlich jest przekonana, że ze śmiercią Litwinienki powiązane są najwyższe władze rosyjskie. Dziennikarka dodaje, że dowodem na to jest użycie w zabójstwie pierwiastka polon-210. Jej zdaniem, jest to bardzo drogi i trudny do dostania izotop.
Podejrzenia o dokonanie zabójstwa padły na Andrieja Ługowoja, byłego oficera KGB. Władze brytyjskie uważają, że radioaktywny polon podał Litwinience właśnie Ługowoj, obecnie biznesmen i deputowany do Dumy. Wielka Brytania wystąpiła o jego ekstradycję, a Rosja jej odmówiła. W wyniku wielu nerwowych sporów na linii Londyn-Moskwa, obie strony wydaliły po kilku dyplomatów, którym zarzucono szpiegostwo.
Aleksander Litwinienko w 1998 roku ujawnił, że otrzymał rozkaz zabicia oligarchy Borysa Bieriezowskiego. Kilka razy przebywał w areszcie. W 2000 roku, pomimo zakazu opuszczania kraju, zbiegł do Wielkiej Brytanii, gdzie uzyskał azyl polityczny.