Dron nad obiektami wojskowymi. Nikt nie zareagował. "To przerażające"
Dziennikarz TVP przeleciał dronem nad kilkoma zakładami wojskowymi. Mimo obowiązującego zakazu, nikt nie zareagował. - Niestety, to jest efekt niekompetencji osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo - ocenia w rozmowie z WP ppłk Marcin Faliński, były oficer Agencji Wywiadu i pisarz. - Dla mnie to przerażające, bo takie zabezpieczenie powinno być w planach. Albo źle je sporządzono, albo ktoś tych planów nie wdrożył - powiedział.
Dziennikarz TVP Tomasz Sekielski przeleciał dronem nad Bydgoskimi Zakładami Elektrochemicznymi Belma, Wojskowymi Zakładami Lotniczymi nr 2 oraz Zakładami Chemicznymi Nitrochem. Nikt nie zareagował i nie zwrócił mu uwagi, choć - zgodnie z obowiązującymi przepisami - loty dronami nad budynkami rządowymi i obiektami infrastruktury krytycznej są zakazane bez zezwolenia.
- Niestety, to jest efekt niekompetencji osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo. W tym przypadku mamy do czynienia z państwowymi firmami, więc często dobór tych osób jest po politycznej linii. Przy ich zatrudnianiu często nie patrzy się, czy mają pojęcie o ochronie obiektów, czy w ogóle się zajmowały np. rozpoznawaniem takich obiektów. Po prostu patrzy się: "o, ktoś był np. policjantem czy żołnierzem przez 20 lat" i się go zatrudnia - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską były oficer Agencji Wywiadu i pisarz ppłk Marcin Faliński.
Kamiński i Wąsik unikają komisji. Interweniować musi prokurator generalny
- Każdy taki zakład ma odpowiednie procedury, jak to powinno wyglądać. Tam są ludzie, którzy tworzą plany zabezpieczenia. Dla mnie to przerażające, bo takie zabezpieczenie powinno być w planach. Albo źle je sporządzono, albo ktoś tych planów nie wdrożył - dodał.
- Przy takich obiektach zazwyczaj jest taka zewnętrzna strefa bezpieczeństwa. To nie jest nic nowego, tego typu zabezpieczenia funkcjonowały już w czasach PRL-u. To takie zewnętrznie pierścienie, gdzie są systemy detekcji, kamery, mieszkają ludzie. Chodzi o to, by było widać, co jest na zewnątrz obiektu, to najprostsze zabezpieczenie natury fizycznej - dodaje.
- Widziałem jak Amerykanie budują na nowo swoje ambasady, czyli budynki dyplomatyczne. Jak one funkcjonują. Przygotowują przedpole, system zabezpieczeń w pobliżu, by po prostu nie można było w ogóle łatwo podejść. A tu Tomek podszedł tak blisko, że mógłby przeskoczyć przez płot - mówi ppłk Faliński.
Technologie są. Problemem czynnik ludzki
Zaznaczył, że w przypadku ochrony przed dronami są technologie, które pozwalają na detekcję bezzałogowców, a także pozwalają na wykrycie sygnału i lokalizację operatora urządzenia oraz pozwalają na jego przechwycenie lub likwidację. - To są technologie, które są dostępne w Polsce, polskie technologie, polskich firm. Ale tu jest problem czynnika ludzkiego - mówi ppłk Faliński.
- Trzeba szukać ludzi, którzy znają pojęcia zabezpieczenia obiektów, którzy mają doświadczenie w rozpracowywaniu takich obiektów w celach wywiadowczych, wiedzą jak to penetrować, a nie tylko brać swoich. Pytanie też, gdzie są oficerowie obiektowi SKW? Gdzie są ludzie z ABW, którzy są odpowiedzialni za zabezpieczenie kontrwywiadowcze elementów infrastruktury krytycznej, czy nawet obiektów strategicznych? Gdzie są piony bezpieczeństwa tych obiektów? A może zgłaszali takie kwestie, a decydenci lekceważyli te sygnały? - pyta.
- Może być tak, że będą tłumaczyli, że wiedzieli, że to dziennikarz i robi prowokację. Tak można się bronić - stwierdza. Dodał, że takie prowokacje powinny teraz osobom decyzyjnym otworzyć oczy na istniejące problemy, bo "tajna wojna z Rosją już trwa".
Adam Zygiel, dziennikarz Wirtualnej Polski