Droga wódka i tani chleb - tak "strzygą" Polaków
Litrowy kartonik soku pomarańczowego od polskiego producenta kosztuje w Londynie ok. 1 funta 20 pensów. Podobny kartonik soku pod własną marką którejś z sieci supermarketów kosztuje ok. 60. pensów. Z polskich pomarańczy jest smaczniejszy?
Niestety, w Polsce jeszcze nie rosną pomarańcze. Oba soki są z koncentratu. Najpewniej również oba z hiszpańskiego. O ile na rynku brytyjskim jest wiele rodzajów soków (w tym wprost wytłaczane z owoców), to importowane z Polski są wyłącznie z koncentratu. Te zaś uchodzą tutaj za najtańsze. Niemało rodaków uważa jednak, że wyrób z kraju jest lepszy. Być może dlatego , że często na opakowaniu wielkimi literami wypisano: "100 procent soku". Brytyjczycy o procentowej zawartości soku w soku raczej nie informują.
Nabywców znajduje także rodzima fasolka w sosie pomidorowym po 99 pensów za słoik, gdy jej lokalny "zamiennik" w puszce kosztuje o połowę mniej. Popularne tu meatballs przegrywają z klopsikami w sosie pomidorowym. Polacy są gotowi zapłacić więcej nawet za smak wody mineralnej made in Poland.
Towary spożywcze wyprodukowane w Polsce często górują cenami nad podobnym asortymentem marek popularnych w Wielkiej Brytanii. Jednak różnice są już znacznie mniejsze niż kilka lat temu. - Gdy przyjechałam do Anglii w 2004 roku, sok Kubuś kosztował 1,99 funta. Dzisiaj można go kupić za 89 pensów - wylicza Beata, która ponad rok pracowała w polskim sklepie. Wspomina, że polski śledź a la łosoś był droższy niż "angielski" prawdziwy łosoś.
Chleb staniał, wódka nie
Szybko zadziałały jednak mechanizmy rynkowe. Wraz z napływem imigrantów znad Wisły, jak grzyby po deszczu wyrosły polskie sklepy spożywcze, a w sklepikach osiedlowych pojawiły się półki z polskimi towarami. Do walki o klienta włączyły się też duże sieci supermarketów. Są również polskie hurtownie.
W Londynie trudno narzekać na brak wyboru polskiego jedzenia oraz wszelkiego rodzaju napojów. Poza Londynem generalnie jest drożej i z zaopatrzeniem bywa różnie. Sympatycy polskich browarów i kompanii piwowarskich musieli zauważyć spadek ceny złocistego trunku, który dziś można nabyć poniżej jednego funta za puszkę. Jeszcze trzy lata temu trzeba było zapłacić 1,2 funta. Przy dużym "przelewie" różnica jest zauważalna.
Polska wódka wciąż "trzyma cenę" na poziomie 20-30% wyższym od pozostałych, a gatunki luksusowe osiągają ceny nieomal astronomiczne - do 40 funtów za butelkę 0,7 l. Nietrunkowi zapewne zwrócili uwagę na zrównanie cen chleba - polskiego na zakwasie i tutejszego - nie wiadomo na czym. Jeszcze 2-3 lata temu polski był od 20 do 30%droższy.
Polacy są przywiązani do znanych sobie marek. Wyczuwają różnicę w smaku nie tylko wędlin, kawy czy słodyczy, ale nawet przypraw. Wioletta Gordon używa wyłącznie polskich kostek rosołowych. - Żadne inne nie umywają się po prostu do naszych - przekonuje. Zawsze kupuje też jedną z najpopularniejszych w Polsce kaw, chociaż jej producent, to światowy koncern z silną pozycją także na rynku brytyjskim, ale tu kawy sprzedaje pod innymi nazwami.
Dla wielu towarów nie ma jednak lokalnych "odpowiedników". Choć Wielka Brytania, to kraj gotowych dań do odgrzania, klient nie uświadczy pierogów, gołąbków, flaczków w rosole ani grochowej na boczku. W tutejszej kuchni nie spotkamy kiszonych ogórków, kapusty, zsiadłego mleka, nawet twarogu.
Promocja po terminie
Żywność z Polski jest droższa również dlatego , że sieci supermarketów nie sprzedają jej zazwyczaj w popularnych promocjach typu: half price (pół ceny) albo buy one, get one free - kup jeden, drugi dostaniesz za darmo. Sklepiki osiedlowe takich promocji nie robią, a typowo polskie sklepy słowo "promocja" rozumieją po swojemu. Na półce z takim hasłem klient znajdzie najczęściej produkty, których termin ważności właśnie dobiega końca albo... minął. W jednym ze sklepów w zachodnim Londynie można było nawet zobaczyć koszyk, gdzie znajdowały różne artykuły spożywcze i kartka z napisem: "po terminie". Te dopiero miały cenę obniżoną o połowę.
W "promocji" są też często ciasta po świętach. Dziwnym trafem, przeważnie nie ma wtedy na opakowaniach terminu przydatności do spożycia. Przeterminowane polskie jedzenie można nieświadomie nabyć również w małych hindusko-pakistańskich sklepikach. Nie zawsze nawet za half price. Proceder ten kwitnie, przynajmniej częściowo, dzięki polskim producentom, którzy jak tylko mogą, tak kamuflują "datę ważności" robiąc klientowi test na inteligencję: "Spożyć przed, kod użytego słodzika i numer partii na wieczku". Na Wyspach "spożyć przed...", to jedna z najczytelniej prezentowanych nabywcy informacji, a za sprzedaż towarów po terminie są wysokie kary.
Dane na temat eksportu polskiej żywności na Zachód nie pozostawiają wątpliwości, że tam jest największy popyt, gdzie najwięcej Polaków. Brytyjczycy ciągle jeszcze wolą od naszej pysznej kaszanki swój black pudding, ale Polacy są jej wierni. Ciągle jeszcze jesteśmy gotowi zapłacić trochę więcej za żywność made in Poland. Nikt jednak nie powiedział, że ta żywność droższa być musi.
Z Londynu dla polonia.wp.pl
Robert Małolepszy