PolskaDroga do Europy

Droga do Europy

– Jeździmy tą drogą stopem na zakupy do Goerlitz – mówi Agnieszka Klimek. Rozmawiamy z nią na początku trasy z Jeleniej Góry do Zgorzelca. Agnieszka kończy technikum fryzjerskie. Za parę lat chce otworzyć zakład. Liczy, że nie zabraknie jej klientów z Niemiec. Wystarczy przecież wsiąść w samochód i podjechać te kilkanaście czy kilkadziesiąt kilometrów. Bez paszportu. Bo granica Unii Europejskiej będzie już na wschodzie Polski, tam, gdzie zaczyna się Ukraina.

Droga do Europy

30.04.2004 | aktual.: 30.04.2004 10:45

Agnieszka popiera wejście Polski do UE, choć obawia się podwyżek cen. Regularnie jeździ do Niemiec i widzi, jak ceny poszybowały tam w górę po zmianie waluty na euro. Jedziemy z Jeleniej Góry do Zgorzelca. Pierwszy odcinek trasy jest szeroki i wygodny. W Pasieczniku droga robi się wąska i kręta. Biegnie po starym, niemieckim szlaku. W Pasieczniku było wiele wypadków. Rozpędzone samochody potrącały dorosłych i dzieci idące do szkoły. Aby było bezpieczniej, wybudowano chodnik, a przy pasach pod szkołą zainstalowano światła (zapalają się na życzenie pieszego).

Ambasador mimo woli

Droga jest wąska i pełna zakrętów także w Chmieleniu, gdzie Władysław Kordela, chcąc nie chcąc, odegrał rolę ambasadora Unii Europejskiej. Jest mężem pani sołtys. Pod jej nieobecność musiał skontaktować się z chłopami w sprawie dopłat do ziemi. Chodził od domu do domu. Poczuł ciernistość drogi do Europy. – Roznosiłem chłopom druki potrzebne do otrzymania dopłat. Ile się nasłuchałem pod swoim adresem! – opowiada.

Rolnicy dostawali od pana Władysława dwa rodzaje druków. Na jednym gmina napisała, ile mają ziemi. Aby dostać dopłaty, chłopi muszą zawieźć te druki do biura w powiecie. Problem w tym, że Władysław Kordela roznosił przy okazji formularze, w których rolnicy mieli poświadczyć obowiązkowe ubezpieczenia budynków i ziemi. Opłacają je z własnej kieszeni.

Niektórym chłopom ubezpieczenia poplątały się z dopłatami. – Myślą, że to oni mają płacić Unii, a nie odwrotnie. Nakrzyczeli, że żadnego euro od nich nie dostanę. Inni sądzą, że nic nie muszą robić, a dopłaty i tak wezmą. Nie wiedziałem, jak im wszystko wytłumaczyć. A i tak nikt nie wie, ile tych dopłat będzie – opowiada Władysław Kordela.

Droga wyjdzie bokiem

Dla Dagmary i jej francuskiego męża Mongi droga od granicy oznaczała miłość i nowe życie. Poznali się we Francji, ale rzucili ją dla Chmielenia. 10 lat temu kupili tu dom. Półtora roku temu otworzyli w nim restaurację.

– Męża urzekł krajobraz. Polska wyglądała wtedy inaczej i mąż taką Polską się zachwycił. Chmieleń przez te lata nie zmienił się i pewnie nie zmieni się przez następne sto lat się. Droga też jest ciągle taka sama – opowiada Dagmara. Tą drogą ze Zgorzelca przyjeżdżają do nich na obiady i kolacje stali klienci, także z Niemiec.

– Niestety, planuje się budowę nowej drogi, która ominie naszą wieś. Taką trasę wybudowano już w Olszynie. W miejscowości zrobił się mniejszy ruch, sporo zakładów trzeba było zamknąć – mówi Dagmara. – Pieniądze na budowę drogi, która ominie Chmieleń, da Unia Europejska. Uważam to za błąd. Europa zniszczy to, co Europejczyków w Polsce zachwyca – piękny, naturalny krajobraz – narzeka Mongi.

Wchodzi Europa

To, czego obawia się Mongi, przyjdzie do Chmielenia dopiero za kilka lat. Najpierw wybudowane zostanie drogowe obejście Radoniowa – kolejnej wsi przy drodze do Zgorzelca. Budowę już widać. Rozkopane łąki, koparki, znaki ograniczające prędkość jazdy i duża plansza informująca, że budowę współfinansuje UE.

Hiszpańskie konsorcjum (korzystające z polskich podwykonawców) ma ukończyć pracę w 2005 roku. W Biedrzychowicach kolejne ostre zakręty, nowy chodnik i zabytkowy pałac, który przyciąga turystów niemieckich. Danuta Zagojska w pobliskim sklepie sprzedaje im papierosy (biorą całe kartony) i pocztówki.

Flagi były zakazane

Za Biedrzychowicami droga staje się (tu też część pieniędzy na rozbudowę dała UE) bardzo wygodna. Trzy pasy, z poboczem, omijają z lewej strony Olszynę. Samochody mkną 120-130 kilometrów na godzinę. – Wjeżdżając na tę drogę miałam już dwa wypadki. Powinni zrobić tu zakaz wyprzedzania. Pisałam w tej sprawie do drogowców.

Odpowiedzieli, że to droga krajowa i trzeba pisać do ministra transportu – narzeka Michalina Wrenger. Kilkadziesiąt metrów od drogi prowadzi, wraz ze swoim niemieckim mężem Reinholdem, gospodarstwo agroturystyczne. Przed domem maszty z flagami Polski, Niemiec i Unii Europejskiej.

– Kiedyś miałam przez nie kłopoty z gminą. Nie wolno było wieszać flag innych państw – wspomina pani Michalina. Teraz flagi przed gospodarstwem nikogo nie gorszą. Ostatnio piknikowali pod nimi Polacy, Czesi i Niemcy, którzy uczestniczyli w międzynarodowym rajdzie turystycznym. W trzy dni odwiedzili trzy państwa. Jednym ze sponsorów rajdu był unijny fundusz współpracy przygranicznej.

Michalina Wrenger pamięta czasy (ponad 20 lat temu), gdy nowoczesnej drogi tutaj nie było. Jeździło się starym szlakiem, który przebiegał tuż przed jej domem (wówczas miał innego właściciela). Było wąsko, ale ruch samochodowy był znacznie mniejszy.

Taką drogą przejeżdżało się także kiedyś przez Lubań. Po rozbudowie, centrum miasta mija się z lewej strony jadąc trasą, która w obie strony ma po dwa pasy ruchu.

W willi generała

W Lubaniu, 25 kilometrów od granicy, zaczynają się Łużyce. Droga znakomita. Kawałek za Lubaniem kończy się czteropasmówka, ale jest bardzo szerokie pobocze i znaki odblaskowe w jezdni, ułatwiające jazdę w nocy. Robert Ozga z Trójcy w powiecie zgorzeleckim w latach 90. sprowadzał tą drogą samochody z Niemiec. Była już poszerzona. – Wcześniej była wąska. Rozbudowano ją, o ile pamiętam, na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych – wspomina.

Tuż przy drodze stoi efektowna willa – majątek rodziny Ozgów. Za niemieckich czasów była letnią rezydencję generała Luftwaffe. – Ojciec kupił ją zrujnowaną w 1983 roku. Należała wcześniej do spółdzielni spożywczej – opowiada Robert Ozga.

W willi jest restauracja. Za Polski Ludowej zawsze było w niej pełno. Na stolik czekało się na zewnątrz. Później zaczęli przyjeżdżać na obiady Niemcy. Za III Rzeczypospolitej bywał tutaj także znany przemytnik spirytusu Zbigniew M. „Carrington” z Zawidowa. – Wpadał do nas na obiad, ale tylko kilka razy. Może to i lepiej – uśmiecha się pan Robert.

Ostatnio droga przyniosła restauracji spore dochody. Kolejka TIR-ów do granicy przez wiele dni sięgała aż tutaj. Pracownicy restauracji rozwozili kierowcom obiady do szoferek. Zamówienia zbierane były przez radio CB. Kolejka utrudniała ruch, ale poprawiła koniunkturę we wsi. Zarobił sklep, stacja benzynowa i restauracja.

Elegancka kolonia

Z Trójcy do Łagowa jedzie się kilka minut. Rolniczy przed laty Łagów staje się podzgorzeleckim Beverly Hills. Rozrasta się o kolejne ulice, przy których wznoszone są eleganckie domy. O ich mieszkańców dbają dwie restauracje, drink bar, dwa zakłady fryzjerskie, a nawet gabinet kosmetyczny i solarium.

Dla kosmetyczki Izabeli Urbańskiej droga do Europy to trasa jej klientek, ale i szlak, na którym zmieniają się nawyki Polek. A te zaczynają bardziej dbać o siebie. – Panie z malych miast chodzą już regularnie do fryzjera. Do gabinetów kosmetycznych dopiero się przekonują – uważa Izabela Urbańska.

Strefa euro

Za Łagowem Zgorzelec i hipermarket niemieckiej sieci Real. Większość jego klientów to... Niemcy. Pogorszyło im się po ostatnich cięciach rządu Gerharda Schroedera nie więc dziwnego, że nie brakuje tych, którzy liczą każdego centa. W Polsce kupują znacznie tańszą żywność. Interes jest tak opłacalny, że do zgorzeleckiego Reala organizowane są wycieczki z głębi Niemiec.

W polskim Realu od dawna można płacić w euro. W hipermarkecie Marktkauf w Goerlitz od dawna przyjmują złotówki, bo dla odmiany a sporo jego klientów to Polacy. Tu już jest tak, jakby Polska była w strefie euro.

Leszek Kosiorowski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)