Dramatyczna sytuacja polskiej psychiatrii. "Przypomina to filmy grozy"
Pacjenci śpiący na korytarzach, brak odpowiedniej liczby lekarzy i personelu oraz fatalne warunki sanitarne - to nie opis zaczerpnięty z wojennych szpitali, a problemy, z którymi na co dzień zmaga się polska psychiatria. - Przypomina to klimatem filmy grozy - mówi w rozmowie z WP Marek, którego brat po próbie samobójczej przebywał w Mazowieckim Centrum Psychiatrii w Drewnicy.
13.10.2015 | aktual.: 25.05.2018 15:10
O problemach psychiatrii w Polsce mówi się od lat, jednak wciąż brakuje długofalowej polityki oraz środków, by poprawić los placówek oraz pacjentów. Nadzieję na zmianę sytuacji dawał przygotowany kilka lat temu Narodowy Program Ochrony Zdrowia Psychicznego.
"W Polsce systematycznie wzrasta liczba osób leczonych z powodu zaburzeń psychicznych, co więcej - przewidywane jest jeszcze wyraźniejsze kształtowanie się tej tendencji w przyszłości (ze względu na zwiększenie poziomu społecznych zagrożeń dla zdrowia psychicznego, takich jak: bezrobocie, ubóstwo, przemoc, rozluźnienie więzi społecznych)" – zauważyli na wstępie twórcy dokumentu. Zakładał on stopniowe przesunięcie ciężaru rehabilitacji pacjentów na leczenie środowiskowe, a nie izolację. Docelowo miał natomiast zreformować polską psychiatrię i odciążyć oddziały szpitalne. Nie udało się go jednak zrealizować.
- Piękny plan powstał, ale wszystko rozbiło się o pieniądze. Narodowy Fundusz Zdrowia nie mógł dojść do porozumienia z Ministerstwem Zdrowia. Pewne elementy tego planu zostały zrealizowane z dobrym skutkiem, ale bardzo nieregularnie, zależnie od samorządów - przyznaje w rozmowie z WP prof. Andrzej Rajewski z Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego.
Sceny, jak z filmów grozy
Relacje osób, które zetknęły się z polskimi oddziałami psychiatrycznymi często przypominają sceny żywcem wyjęte ze szpitali polowych lub więzień.
- Oddział zamknięty wyglądał koszmarnie, jak z innej epoki. W oczy rzucał się brak miejsca na salach, a część ludzi spała na korytarzach. Do tego brudne i zaniedbane toalety oraz wyglądająca jak loch palarnia. Jest to bardzo zimne, nieprzyjemne i ponure miejsce. Ludzie w wyciągniętych i brudnych pasiastych pidżamach wyglądali bardziej jak więźniowie, niż jak pacjenci. W jednym pokoju umieszczono osobę z delirium, chłopaka którego rodzice wysłali na przymusowe leczenie za palenie marihuany, osoby z ciężką schizofrenią oraz po próbie samobójczej. Przypominało to klimatem filmy grozy - mówi Marek, którego brat po próbie samobójczej, przebywał w Mazowieckim Centrum Psychiatrii w Drewnicy.
Obecnie trwa tam budowa nowego obiektu, który jak przekonuje marszałek Adam Struzik będzie jednym z najnowocześniejszych nie tylko w Polsce, ale w Europie. Do momentu jego powstania pacjenci wciąż przyjmowani są jednak w XIX-wiecznych pawilonach.
- Ogólny stan ośrodka jest fatalny, choć z tego co wiem, to ostatnio odmalowano ściany w toaletach. Generalnie przypomina to jednak pobielanie nagrobków. Jeżeli chodzi o poziom opieki, to jest on bardzo dobry. Problemy wynikają z niedoinwestowania i ograniczonych możliwości. Z powodu zbyt dużej liczby pacjentów byłem w pokoju ze schizofrenikiem, któremu musiałem wyrywać kawałek szkła z ręki, bo chciał się ciąć, czy alkoholikami, którzy sami nie wiedzieli, co robią w tym miejscu z "czubkami". Najbardziej skrajny przypadek jaki widziałem, to Leszek, który był niedorozwinięty. Ani ja, ani pielęgniarki nie wiedzieliśmy, co on robi w takim miejscu. Okazało się, że nikt inny nie chciał go przyjąć i upchnęli go w szpitalu psychiatrycznym - opowiada Arek, który w Drewnicy przebywał dwukrotnie.
Podobne obserwacje ma Małgorzata, której koleżanka 3 miesiące temu trafiła na leczenie do szpitala psychiatrycznego na ul. Sobieskiego w Warszawie. - Widać, że brakuje tam rąk do pracy. Warunki sanitarne wołają o pomstę do nieba. Nie ma podziału pacjentów, co prowadzi do niebezpiecznych sytuacji - wylicza.
Zatrważające statystyki
Nie jest tajemnicą, że problemy polskiej psychiatrii wynikają z ciągłego braku pieniędzy i niewielkich środków przeznaczanych na tę dziedzinę z budżetu państwa. W naszym kraju jest to 3,5 proc. nakładów finansowych NFZ. W Unii Europejskiej łoży się na ten cel niemal o połowę więcej, czyli 5-6 proc.
- Psychiatria jest niedofinansowana. Niestety nie ma takiej siły przebicia, jak np. problemy leczenia nowotworów czy kardiochirurgia. Pomimo naszych apeli, które każdego miesiąca pisze Polskie Towarzystwo Psychiatryczne, nakłady na psychiatrię nie ulegają zmianie. Trudno natomiast żebyśmy wyprowadzali naszych pacjentów na ulice - przyznaje profesor Rajewski i alarmuje: - Lekceważenie leczenia może pogłębiać problem. Później nie dość, że trzeba płacić za rehabilitację, to jeszcze wypłacać zasiłki oraz renty.
W Polsce systematycznie wzrasta liczba ludzi leczonych z powodu zaburzeń psychicznych. Z zeszłorocznego raportu Biura Rzecznika Praw Obywatelskich dowiadujemy się jednak, że jedynie co czwarta osoba otrzymuje fachową pomoc. Ze statystyk prowadzonych przez Instytut Neurologii wynika natomiast, że w ciągu całego życia ok. 40 proc. populacji potrzebuje porady psychiatrycznej. Ok. 8 proc. potrzebuje natomiast systematycznego lub stacjonarnego leczenia. Tymczasem, oprócz miejsc dla chorych, brakuje również specjalistów.
- Jeżeli chodzi o psychiatrię dziecięco-młodzieżową, to obecna kadra wynosi ok. 250 aktywnych pracowników. Jest to o 50-70 proc. mniej, niż wskazują wytyczne Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Jeżeli chodzi o psychiatrię dorosłych, to powinno być przynajmniej o 1/3 więcej specjalistów. Oczywiście konkretne braki zależą od miasta, czy regionu - przyznaje profesor Rajewski.
Dużym problemem jest również czas oczekiwania na wizytę. W poradni zdrowia psychicznego wynosi on średnio nawet 2-3 miesiące. Na przyjęcie do oddziału dziennego psychiatrycznego czas oczekiwania wynosi niekiedy aż 65 dni.
Zmiany i światełko w tunelu?
Jedną z przyczyn niedofinansowania polskiej psychiatrii była zbyt niska wycena "usług medycznych", którą prowadził NFZ. Z obwieszczenia Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji dowiadujemy się jednak, że teraz to ta instytucja będzie wyceniać, ile kosztuje leczenie w danej dziedzinie medycyny.
Z pierwszego raportu sporządzonego przez AOTMiT wynika, że polska psychiatria jest poważnie niedoinwestowana, a nakłady na leczenie powinny być podniesione o 20 proc. Zmiany obejmą zwłaszcza opiekę ambulatoryjną. Cena podstawowej porady psychiatrycznej ma wzrosnąć z 75 do 90 zł, porada dla dzieci - ze 106 do 230 zł. O 70-80 proc. wzrosną też stawki za wizyty domowe i leczenie chorych na autyzm. Do góry pójdą też nakłady na hospitalizację - za osobodzień na oddziale psychiatrycznym NFZ ma płacić już 216, a nie jak wcześniej 163 zł.
Zdaniem profesora Rajewskiego sam pomysł doinwestowania polskiej psychiatrii jest dobrym sygnałem. Specjalista podchodzi do niego jednak z dużym dystansem.
- Te liczby trochę fałszują obraz. Zwiększenie nakładów często nie jest bowiem dostosowane do wzrostów kosztów leczenia, badań czy aparatury. Są one z roku na rok większe, niż środki jakie dostajemy, a tego się z reguły nie uwzględnia. Jestem bardzo sceptycznie nastawiony do tych obietnic - przyznaje profesor i kończy: - Nawet zwiększenie nakładów o 20 proc. jest niewystarczające. Wciąż będzie nam pod tym względem daleko do krajów zachodniej Europy.
Sceptycyzm profesora Rajewskiego wydaje się być uzasadniony, gdyż wiceminister zdrowia Piotr Warczyński przyznał, że NFZ nie musi podnosić stawek z dnia na dzień, a może to robić stopniowo.