Walczyli do końca. Teraz nie wiedzą, czy wszyscy przeżyli
Dwie wsie na Dolnym Śląsku zostały całkowicie odcięte od świata, a mieszkańcy martwią się o seniorów, którzy odmówili ewakuacji. - Nie wiemy, czy żyją. Woda urosła nagle tak szybko, że nie zdążyliśmy sprawdzić, czy wszyscy są bezpieczni - mówi Wirtualnej Polsce pan Marian, właściciel agroturystyki w Starym Otoku.
18.09.2024 | aktual.: 18.09.2024 13:22
Sprawdź prognozę pogody dla swojego regionu na pogoda.wp.pl
Masz zdjęcie lub nagranie, na którym widać skutki ulew? Czekamy na Wasze materiały na dziejesie.wp.pl
Mieszkańcy Starego Górnika i Starego Otoku znaleźli się na trasie wody z otwartego w poniedziałek polderu zalewowego Oława-Lipki. Mieszkańców poproszono o ewakuację, ale ci w większości odmówili i rozpoczęli samodzielne osłanianie zabudowań workami. Niestety ich działania okazały się nieskuteczne, w środę zostali odcięci od świata bez możliwości ewakuacji. Obie wsie zostały całkowicie zalane.
- Początkowo sytuacja wyglądała stabilnie. Jeszcze we wtorek rano liczyliśmy, że uda się przetrwać bez większych szkód. Wszystko zmieniło się wieczorem, nagle woda zaczęła przybierać 2 cm na około 10 minut, aż przedarła się przez wały - relacjonuje Wirtualnej Polsce Krystian Marek z OSP w Jelcz-Ostrowce.
Nagła ewakuacja
- Zaczęliśmy z panią sołtys chodzić dosłownie od domu do domu, do godz. 3 rano starała się przekonać ludzi do ewakuacji, ale większość została. Każdy myślał, że nie będzie powtórki z 1997 roku - wspomina strażak. - Udało się przekonać około 10 osób - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Nie wiem, czy starsi i samotni przeżyli"
- Chcieliśmy ratować swój dobytek, mamy doświadczenia z innych powodzi i wiemy, że jak sami się nie zabezpieczymy, to nie będzie żadnej pomocy. Już raz mieszkańcy potracili wszystko. Musimy zostać i walczyć dalej - mówi nam pan Marian, który prowadzi agroturystykę w Starym Otoku i odmówił ewakuacji.
Jak relacjonuje, obecnie u niego woda sięga wysokości okna na parterze, wlewa się też od piwnicy. Wszyscy mieszkańcy przenieśli się na wyższe kondygnacje, ale martwią się szczególnie o seniorów, którzy mieszkają sami. - Nie wiemy, czy żyją. Woda urosła nagle tak szybko, że nie zdążyliśmy sprawdzić, czy wszyscy są bezpieczni. Wielu z nich mieszka w parterowych domach - przyznaje.
Na ten moment nie widać, by poziom wody miał opadać. Do mieszkańców łodziami przypływają strażacy. W najbliższych godzinach będą sprawdzać sytuację w obu wsiach.
Sołtyska: Sytuacja jest dramatyczna
Sołtyska wsi Stary Górnik Monika Dziębowska-Łakomska uspokaja, że osoby chore zostały odpowiednio zabezpieczone, wiele z nich przewieziono do rodzin. Nie ukrywa jednak, że sytuacja w obu wsiach jest "dramatyczna". W trudniejszej sytuacji znajduje się w tym momencie Stary Otok, w którym zalane zostały wszystkie gospodarstwa.
- W Starym Górniku podtopionych jest wiele zabudowań, ale nie w tak dużym stopniu. Z prognoz wynika, że woda osiągnęła już maksymalny poziom i powoli będzie opadać. Zobaczymy, jak wielkie szkody odsłoni. Mamy nadzieję, że uniknęliśmy ofiar - dodaje sołtyska.
Joanna Zajchowska, dziennikarka Wirtualnej Polski