Dramat w schroniskach dla zwierząt - Raport WP
Temperatura spada poniżej 30 stopni Celsjusza. Media trąbią o kolejnych zamarzniętych bezdomnych. Nie każdy chce bowiem skorzystać z propozycji schroniska i ciepłego posiłku, choć przy takich temperaturach ta propozycja wydaje się nie do odrzucenia. W Internecie krążą w tym czasie gorące apele o pomoc tym, o których człowiek zapomniał - zwierzętom w schroniskach. Większość z nich przebywa na dworze i jedyne, na co może liczyć, to ciepła buda i pełna miska jedzenia. O to bardzo trudno zimą w schroniskach, które nie znajdują się w obrębie dużych miast.
Zobacz także:
W małych miejscowościach i na wsiach drogi są nieprzejezdne, rury z wodą pękają, zamarzają. Mało kto przyjeżdża tam zabrać zwierzęta do domu. Zimą schroniskowe zwierzęta tracą nadzieję, a właściciele azylów liczą tylko, że nie zabraknie karmy. To podstawowa potrzeba każdego schroniska. Na to idą niemal wszystkie pieniądze przekazywane przez darczyńców. Zbiórki karmy i inne akcje pomocy schroniskom są zazwyczaj jednorazowe, a zwierzęta muszą jeść codziennie. Zimą jedzą więcej, muszą bowiem uchronić się przed dotkliwym zimnem. Buda, często prowizorycznie sklecona i wyłożona sianem, nie zawsze im zapewnia tę ochronę.
Z forum internetowego wolontariuszy otrzymuję namiary na pilnie potrzebujące pomocy schronisko - schronisko w Korabiewicach. Korabiewice to jedno z największych azylów dla zwierząt w Polsce i Europie. Nie ma sobie podobnych nie tylko ze względu na wielkość, ale również liczbę zwierząt i obecność egzotycznych gatunków. Na kilkunastu hektarach mieszka tu około 500 psów, 50 kotów, 19 koni, 5 krów, 4 niedźwiedzie, 2 świnki wietnamskie oraz wilczyca i pół-wilczyca. To prywatne schronisko, którym opiekuje się Magda Szwarc, leży 60 kilometrów od Warszawy. Prywatne – znaczy nie dostaje żadnych dotacji od państwa. Od gmin, z którymi ma umowy, otrzymuje jedynie 200 – 300 zł jednorazowej zapłaty za psa oddanego przez hycla. Gminy nie interesuje dalszy los zwierzęcia. Dlatego schroniska większość zwierząt usypiają. Tylko
na to wystarczą gminne pieniądze.
W Korabiewicach nie usypia się zwierząt. Magda Szwarc, była księgowa w cyrku, wie jak bardzo źle człowiek może traktować zwierzę, widziała, co się robi ze zwierzęciem, które już nie może wykonywać swojej pracy. Mówi, że te pokrzywdzeni przez nas „bracia mniejsi” też mają prawo do godnego i szczęśliwego życia.
Dużo zwierząt, dużo problemów
Z utrzymaniem tak dużego schroniska wiąże się wiele problemów, ale przede wszystkim brakuje rąk do pracy. W Korabiewicach pracuje około dziesięciu osób, głównie są to mieszkańcy pobliskich wsi. Nie każdy przychodzi pracować do schroniska z miłości do zwierząt. Część bierze pieniądze i wrzuca psom karmę. A podopieczni schroniska w Korabiewicach to nie zwyczajne psy i koty. To zwierzęta bite przez swoich opiekunów, porzucone, przywiązane do drzewa w lesie lub przerzucone przez płot schroniska. Każde ma za sobą dramatyczną przeszłość i niewielkie nadzieje na przyszłość w nowym domu. Gdyby nie Stowarzyszenie Empatia, a także Fundacja VIVA oraz wolontariusze zwierzęta z Korabiewic praktycznie nie miałyby szans na adopcję. Mało komu chce się tak daleko jechać do schroniska, mało kto tam zagląda, by zapytać w czym pomóc.
Kilku wolontariuszy przyjeżdża do Korabiewic regularnie, pomaga w opiece nad zwierzętami, dogląda, przygląda się ich zachowaniu i charakterowi, a przede wszystkim szuka dla nich nowych domów. Czasem, gdy pies lub kot długo przebywa w schronisku, lub choruje, zabierają go do swojego domu, by podleczyć, sprawić przyjemność, a może – przy odrobinie szczęścia - znaleźć nowego pana. Wolontariuszy jest niewielu, bo mało kto ma czas i ochotę dojeżdżać do schroniska z Warszawy 60 kilometrów. Nie da się tam dojechać środkami komunikacji miejskiej. Potrzebny jest samochód.
Koniec świata 60 km od Warszawy
Odległość od dużego miasta jest źródłem większości kłopotów schroniska. Te blisko Warszawy mogą liczyć na dostawy żywności z firm i sklepów. Do Korabiewic mało kto dojeżdża, bo daleko. A zimą, to i dojechać ciężko, bo samochód zatrzymuje się w śnieżnych zaspach. Wielkość schroniska jest problematyczna także dla jego pracowników. Ciężko rozwieźć jedzenie taczką po całym terenie i doglądać wszystkich zwierząt. Kilkanaście hektarów - na takim terenie łatwo o zamarzanie rur. Tak też stało się teraz. Obecnie jest w schronisku tylko jedno czynne ujęcie wody. Woda jest rozwożona beczkami po całym schronisku. W Korabiewicach nie ma też prądu. Ciężki śnieg spowodował zerwanie niektórych linii energetycznych. Instalacja w schronisku nie jest najnowsza – tłumaczy jeden z wolontariuszy, który oprowadza mnie po schronisku. Z problemem położenia schroniska muszą borykać się ludzie, jednak dla zwierząt azyl we wsi Korabiewice i
jego kilkunastohektarowe tereny dają namiastkę prawdziwej wolności. Każde ze zwierząt ma duży wybieg, a część terenów znajduje się na terenach leśnych. Choć zimą jest tu znacznie zimniej niż w mieście, za to wiosną wszystkie zwierzęta odżywają, niedźwiedzie budzą się ze snu zimowego, a konie galopują po swoim wybiegu. Wiosną jest tu pięknie, a zwierzęta są takie szczęśliwe – mówi Magda Szwarc, właścicielka schroniska.
Początki schroniska i szantaż właścicieli zwierząt
Początki schroniska w Korabiewicach sięgają 25 lat temu. Wówczas Magda Szwarc, księgowa w cyrku, odeszła na emeryturę. Postanowiła zapewnić ją też niektórym z cyrkowych zwierząt. Te zwierzęta zazwyczaj, zanim doczekają emerytury, zdychają z wycieńczenia, albo są zabijane, gdy już nie mogą pracować dla cyrku. Pani Magda miała miękkie serce, więc przygarniała również inne porzucone zwierzęta. Szybko zorientowano się w okolicy, że można jej podrzucić za płot psa lub kota i problem z głowy. Te schronisko nie miało być tak duże, ale wciąż przyjeżdżali tu ludzie i straszyli, że jak nie przyjmę ich psa, czy kota, to do drzewa w lesie przywiążą. To jak ja mogłam odmówić? – mówi właścicielka schroniska. Pani Magda z czasem zgodziła się również opiekować końmi wykupionymi z transportu na rzeź. W ten sposób miesiąc, po miesiącu, rok po roku, powstawało schronisko. Zwierząt było coraz więcej. Pani Magda wydawała całą emeryturę na ich utrzymanie, ale i to z czasem okazywało się za mało.
Wówczas z pomocą przyszło Stowarzyszenie Empatia, a potem także Fundacja VIVA. Dzięki nim i wolontariuszom rozpoczęto akcję adoptowania psów i kotów - najpierw rzeczywistego, a potem również wirtualnego. Dzięki zaangażowaniu wolontariuszy udało się w ubiegłym roku znaleźć dom dla 200 psów i kilkunastu kotów. To bardzo dobry wynik w porównaniu z innymi schroniskami. Nie byłoby zapewne tego sukcesu, gdyby nie strona internetowa schroniska: www.dajmudom.pl, którą stworzyli wolontariusze z Korabiewic. Dzięki tym stronom, siedząc w domu, można wybrać sobie psa lub kota, obejrzeć zdjęcia niemal wszystkich zwierząt w Korabiewicach, przeczytać o ich charakterze i często bardzo smutnej przeszłości. Można też zapoznać się z aktualnymi potrzebami azylu i możliwościami pomocy.
Wolontariusze zachęcają na tych stronach m.in. do dokonywania wirtualnych adopcji – czyli comiesięcznych wpłat na rzecz wybranego zwierzęcia. Tego typu adopcje są głównym źródłem utrzymania schroniska w Korabiewicach. Głównym, choć nieprzewidywalnym, bo niektórzy zapominają o obiecanych wpłatach. Schronisko nie ma żadnych innych przychodów, rzeczywiste adopcje są bezpłatne. Dzięki tym, którzy przekazują nawet najmniejsze kwoty, schronisko może budować dla swoich podopiecznych wybiegi, domki, nową stajnię dla koni i zapłacić za leczenie chorych zwierząt.
Wiele pilnych potrzeb
Schronisku brakuje właściwie wszystkiego, poza zwierzętami. Tych jest w bród. Brakuje przede wszystkim ludzi do pracy. Oprócz kilku wolontariuszy, nikt nie chce za darmo, z dobroci serca, pracować ani godziny dla schroniska. Brakuje osób, które mogłyby sprawdzać stan każdego psa. Czasem zawieźć psa do nowego właściciela lub do weterynarza. Z transportem jest największy problem. Schronisko nie ma żadnego samochodu, a każdy byłby na cenę złota. Karmę i wodę rozwozi się po kilkunastohektarowym terenie schroniska taczkami. Mogłyby być jakieś ułatwienia, jakiś meleks – rozmarza się Maga Szwarc, właścicielka schroniska. Ale na to nikt pieniędzy nie daje – mówi. Pani Magda oczekuje, że politycy zasiadający w Sejmie i Senacie nie zapomną o zwierzętach, szczególnie teraz - zimą. Nawet dzwoniłam do jednego z posłów PiS by zapytać, czy pamięta o zwierzętach ze schroniska – mówi Magda Szwarc. Jednak zanim poznała
odpowiedź, wyczerpała jej się karta w telefonie. W schronisku nie ma telefonu stacjonarnego.
Gdy witam się z Panią Magdą, ta od razu przeprasza za nieporządek w domu. Tłumaczy, że od świąt Bożego Narodzenia nie ma wody – zamarzła w rurach – a w jej małym domku buszują wszędzie pełne energii szczeniaki. Małe psy jeszcze nie wiedzą, że powinny załatwiać się na dworze, więc jest przy nich mnóstwo roboty. Cała hałastra szczeniaków dopada nowych przybyszów. Każdy chce się bawić, każdy zaczepia. Nie można pogłaskać jednego, by drugi nie spojrzał z wyrzutem. Brak rąk do głaskania, by być dla nich sprawiedliwym. Szczeniaki są bardzo radosne - mogą pobawić się z nową osobą, a w schronisku wszyscy są zajęci pracą.
Te rozrabiaki szaleją przez cały dzień. Pani Magda narzeka, że dają jej pospać jedynie 3, 4 godziny dziennie. Czasami to bym je wszystkie udusiła – skarży się pani Magda – by za chwilę dodać, że strasznie je wszystkie kocha. Jej dzień pracy zaczyna się wcześnie rano i kończy późno w nocy. By dowiedzieć się, jaka to ciężka praca, to ktoś musiałby zostać tutaj na cały dzień i noc – mówi pani Magda. Przyznaje, że gdyby jeszcze raz miała podjąć decyzję o przygarnięciu tych wszystkich zwierząt, to zrobiłaby tak samo. Tylko, gdybym młodsza była... miałabym więcej sił – wzdycha pani Magda. Nie jest jej łatwo. Właściciel schroniska nie ma wakacji, nie ma wolnych weekendów, ani świąt. Zwierzęta potrzebują opieki non stop. Magda Szwarc jest zmęczona, ale nie potrafi przejść obojętnie koło porzuconego zwierzaka.
Pytana o główny problem schroniska, odpowiada: brak pieniędzy. Pieniędzy brakuje na wszystko. Priorytetem musi być jedzenie dla zwierząt oraz lekarstwa dla chorych. Żaden weterynarz nie chce leczyć zwierząt z Korabiewic za darmo. Żaden też nie przyjedzie, by je za darmo obejrzeć. Dlatego kłopot sprawia niemal wszystko – bo jak zawieźć chore zwierzę do weterynarza, gdy brak samochodu? Schronisko odwiedzają regularnie wolontariusze, ale czasem pomoc jest potrzebna natychmiast. Wszystkie zwierzęta są szczepione na wściekliznę. Na inne szczepionki zazwyczaj brakuje już funduszy. Psy i koty sterylizuje się, gdy schronisko dostaje jakieś większe pieniądze i stać je na zapłatę około 200 złotych za zabieg u jednego zwierzęcia.
Jedną z wielu „pierwszych” potrzeb jest również budowa pawilonu dla kotów. Teraz mieszkają one w dwóch zamkniętych, małych barakach. Niedawno schronisko przygarnęło kolejne 20 kotów. Kotów jest w schronisku około 50 i rzadko kiedy ktoś decyduje się na ich adoptowanie. Psy cieszą się znacznie większym zainteresowaniem. W ciągu ostatnich dwóch lat nowi opiekunowie adoptowali około 200 psów i jedynie kilkanaście kotów. Psy potrafią się same „sprzedać” przytulając się do gości w schronisku. Koty są nieco nieufne, bardziej zdystansowane, pamięć o doznanych krzywdach nie pozwala im tak wylewnie okazywać uczuć, choć pewnie tak samo mocno pragną znaleźć dom.
Pani Magda bardzo przywiązuje się do podopiecznych i z ciężkim sercem oddaje je nowym właścicielom. Cieszy się jednak, że psy i koty znajdują dom. Z czułością przygląda się zdjęciom pupilów przysyłanym przez ich nowych panów. Ocenia, jak wyglądają na nich psy i koty, zastanawia, czy jest im w nowym domu dobrze. Ale zwierzęta trafiają tylko do dobrych domów. Zanim dochodzi do adopcji, wolontariusze dokładnie przepytują przyszłych opiekunów o ich intencje i warunki, w jakich będzie przebywać zwierzę. Nie dajemy psów na łańcuch, nie dajemy zwierząt „na prezent”, dbamy by duże psy trafiały do domów z ogrodem, a do mieszkań te mniejsze – mówi Czarek Wyszyński z Fundacji VIVA.
Nie ma żadnego planu propagowania adopcji, akcja napędza się drogą pantoflową, dzięki ludziom, którzy poinformują o takiej możliwości innych, rozwieszą plakaty schroniska. Wizytówką Korabiewic są także nowi opiekunowie, którzy namawiają znajomych do adoptowania psa lub kota ze schroniska. Duży udział w rozpropagowaniu adopcji rzeczywistych i wirtualnych mają sami Internauci, którzy na różnych forach i swoich stronach zamieszczają banery schroniska. Bardzo często obejmują też wirtualną opieką podopiecznych schroniska. Wirtualni właściciele czasem wyszukują dla swoich podopiecznych nowych domów, dowiadują się o ich los, stan zdrowia i domagają się nowych zdjęć.
"Psy i koty ze schroniska mają inną psychikę"
Niektórzy ludzie boją się brać zwierząt ze schroniska ze względu na ich nieznaną przeszłość. Jednak w 25-letniej historii schroniska tylko dwóch właścicieli zwróciło zwierzę. Jeden z psów okazał się zbyt agresywny, a drugi „warczał na domowników, jeśli mu się przeszkadzało w jedzeniu”. Reszta właścicieli jest bardzo zadowolona. Dzwonią i piszą do schroniska, by wyrazić swą radość z nowego domownika. Podkreślają wielkie przywiązanie schroniskowych zwierząt do nowych właścicieli. Te psy mają inną psychikę, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. One są nadzwyczaj wdzięczne, że się je zabiera ze schroniska. One nowego właściciela nie odstępują na krok. One są bardzo wierne i wdzięczne - podkreśla Czarek. Jego zdaniem, kundelki wcale nie są gorsze od psów rasowych, a nawet lepsze, bo rzadziej chorują – szczególnie te, które mieszkały kiedyś w schronisku. Wolontariusze prowadzą własną kartotekę psów, w której odnotowują cechy ich charakteru, to czy lubią dzieci i czy mogą przebywać z kotami. Wszystko po to, by
pies trafił w jak najlepsze miejsce. Niektóre ze zwierząt mają za sobą dramatyczną przeszłość i nie dają do siebie podchodzić. Jest w schronisku roczny rottweiler. Obiecał zaopiekować się nim pewien pan z Zielonej Góry. Piękny pies o wyglądzie szczeniaka nie pozwala jednak założyć sobie obroży. Groźnie warczy, nie wiadomo, czy nie rzuci się na osobę, która chce mu pomóc. Dlatego zostanie jeszcze w schronisku na obserwacji. Musimy mieć pewność, że nie będzie zagrażał nowemu właścicielowi – mówi Czarek.
Moje schronisko „widzę wielkim”
Magda Szwarc jest bardzo dumna ze swojego schroniska. Mimo wszelkich problemów udaje jej się utrzymać jedno z największych w Polsce schronisk bez pomocy państwa. Zwierzęta dobrze wyglądają, nie są głodne, mają swoje wybiegi. Te wybiegi mierzą czasem po 300 metrów. Mało które schronisko w Polsce jest w stanie zapewnić swoim zwierzętom tak dobre warunki. Mimo to pani Magda planuje rozbudowę schroniska. Na swoją kolejkę czekają nie tylko koty, ale również konie. Jest ich coraz więcej, więc pilnie trzeba wybudować im nową stajnię. Na terenie schroniska stoi już szkielet stajni. Zabrakło jednak pieniędzy na jej wykończenie i położenie dachu.
Magda Szwarc wraz z wolontariuszami mają pomysł na to, by schronisko mogło samo na siebie zarobić... Można by zapraszać klasy na wycieczki po schronisku. Mogłyby zobaczyć nasze niedźwiedzie, wilczyce, świnkę wietnamską i inne zwierzęta – przedstawia swoją wizję Czarek Wyszyński. Szybko jednak wraca na ziemię, wspominając o koniecznej w tym przypadku przebudowie schroniska tak, by zapewnić uczniom 100% bezpieczeństwa. Dlatego te plany raczej nie zostaną zrealizowane. Skąd wziąć na to pieniądze, kiedy brakuje na podstawowe rzeczy?
Korabiewicom najczęściej pomagają ci, którym samym się nie przelewa – młodzież i emeryci. Klasy z okolicznych szkół prowadzą czasem zbiórki na rzecz schroniska lub obejmują wirtualną adopcją niektóre ze zwierząt. Firmy rzadko chcą wspomagać tak odległe od Warszawy schronisko. Korabiewice utrzymują się więc przede wszystkim z wirtualnych adopcji. Jak dotąd 300 osób zobowiązało się do regularnych wpłat na rzecz wybranego kota lub psa. Jedynie część wywiązuje się ze zobowiązania. Niektórzy zapominają o nim zaraz po pierwszej wpłacie. Wpłacać można każdą kwotę, bo liczy się każda złotówka.
Wciąż nowe zwierzęta
Pieniędzy nie przybywa, a przybywa zwierząt. Magda Szwarc nie chce usypiać psów. Mówi, że zasługują na lepsze traktowanie i spokojną starość. Starych psów jest Korabiewicach najwięcej. Niektóre są bardzo ładne i ruchliwe. Inne smutne, opuszczone, nie zaufają już żadnemu człowiekowi. Mało kto przyjeżdża do schroniska po te staruszki. Niektóre się już z tym chyba pogodziły. Inne łaszą się i chętnie wskazują ulubione miejsce do drapania. Czarek Wyszyński mówi, że zdarzyły się takie przypadki, że starsza para adoptowała starego psa, bądź młody człowiek zapytał, który z psów najbardziej cierpi i najbardziej potrzebuje opieki. Wówczas psy nie mogły uwierzyć w swoje szczęście. Zdarzało się coś, co w ich psim mniemaniu miało się już nie zdarzyć. Miały dom, prawdziwy dom i swojego pana.
Mimo wielu sukcesów, nawet wolontariuszom zdarza się załamać ręce. Tak rzadko udaje się doprowadzić do adopcji, a tak wiele zwierząt codziennie trafia do Korabiewic. Wolontariusze mają wiele pomysłów na nagłośnienie adopcji wirtualnych, tyle że brakuje osoby, która mogłaby się tego podjąć. Brakuje rąk do pracy. Choćby jednej osoby, która poświęci dla schroniska kilka godzin, pomoże zrobić zdjęcia i opisać psy i koty, napisze jakieś podania do firm z prośbą o wsparcie, nawet rozwiesi kilka plakatów o adopcjach – mówi Czarek. Bardzo ciepło opowiada o wolontariuszach, którzy poświęcają Korabiewicom każdą wolną minutę. Przy takiej liczbie zwierząt w schronisku nie można się nudzić. Jak można pomóc Korabiewicom?
Najbardziej deficytowe rzeczy w schronisku to: karma sucha, w puszkach, ryż, makaron, ziemniaki, jabłka, marchew, a także miski dla psów (niepękające na mrozie), garnki, koce, budy dla psów. Zbiórka dla Korabiewic trwa okrągły rok w Fundacji VIVA „Akcja dla zwierząt”. Kopernika 6 m. 8 w Warszawie. Schronisko potrzebuje również wsparcia finansowego na te podstawowe potrzeby, a także na to, by móc poprawić warunki zwierząt, zbudować nowy wybieg dla koni, nową stajnię, przygotować teren dla kotów i ogrodzić większy wybieg dla niedźwiedzi. Schronisko nie ma własnego konta. Kwoty, nawet te najmniejsze, można przekazywać na konto Fundacji "Niedźwiedź", założonej przez panią Magdę Szwarc:
Fundacja "Niedźwiedź" 69 1440 1299 0000 0000 0345 4746 (Nordea I o/Warszawa)
Można również pomóc schronisku w Korabiewicach, zostając wolontariuszem i pomagać w opiece nad zwierzętami. Nie trzeba dużo czasu, tylko trochę dobrych chęci. Możliwości pomocy jest wiele, ważne jest tylko, by poświęcić chwilę naszego czasu dla tych, którzy sami sobie pomóc nie mogą. Psy i koty z Korabiewic mogłyby znaleźć dobre domy i wspaniałych, troskliwych właścicieli. Nie muszą marznąć na dworze i skamleć o zainteresowanie. Można im pomóc.
Sylwia Miszczak, Wirtualna Polska