Dramat Polaków z Ukrainy. "Pomoc rządu nie trafia do wszystkich"
Polacy z Donbasu, którzy przyjechali do kraju na własną rękę - poza rządowym transportem w styczniu - nadal czekają na pomoc państwa. Kończą się nam pieniądze na ich utrzymanie - alarmuje Fundacja Wolność i Demokracja, która o interwencję w tej sprawie poprosiła premier Ewę Kopacz. - Wojewodowie zajmują się już tymi osobami - zapewnia w rozmowie z WP Małgorzata Woźniak, rzecznik prasowy MSW. Sami zainteresowani twierdzą jednak, że oczekiwanego wsparcia nie otrzymują wszyscy z nich.
Chodzi o 59 osób z Kartą Polaka, które nie czekały na rządowe samoloty i same uciekły z obwodów ługańskiego i donieckiego w 2014 roku. Jak wyjaśnia rzecznik MSW, do udzielenia pomocy tej grupie zobowiązani zostali już w grudniu wojewodowie. Rodziny mieszkają w siedmiu województwach: lubelskim, śląskim, kujawsko-pomorskim, mazowieckim, małopolskim, zachodniopomorskim oraz wielkopolskim.
- Wszyscy otrzymali niezbędne informacje oraz wsparcie m.in. w kwestii legalizacji pobytu. Urzędy wojewódzkie są z nimi w kontakcie, znają ich sytuację życiową i najpilniejsze potrzeby. O wsparcie poproszone zostały też samorządy, m.in. o przydzielenie mieszkań w Koszalinie czy Wrocławiu. Wiem, że rodzina w Zachodniopomorskiem ma już pracę. Podobnie jest z tą, która przebywa na Śląsku - mówi Małgorzata Woźniak, rzecznik prasowy MSW.
Przypomina, że ministerstwo uruchomiło bank ofert pomocy dla osób polskiego pochodzenia ze wschodniej Ukrainy. - Jest już około 100 propozycji dotyczących pracy i zamieszkania. Mogą z nich skorzystać ewakuowani przez rząd 13 stycznia tego roku oraz ci, którzy wcześniej przyjechali do Polski na własną rękę - wyjaśnia Woźniak.
"Tamci mają wszystko"
Postanowiliśmy sprawdzić, jak opiekę, o której informuje MSW oceniają sami zainteresowani. - Odwiedziła nas pani z pomocy społecznej. Powiedziała, że może z nami pójść do urzędu pracy i zadeklarowała pomoc w napisaniu podania o zwolnienie z opłaty za wydanie zezwolenia na pobyt. Stwierdziła, że więcej będzie mogła zrobić, kiedy otrzymamy karty stałego pobytu - mówi WP Wiktoria Charczenko, która uciekła przed wojną z Doniecka do Warszawy zanim zorganizowano styczniową ewakuację.
Przypomina, że ewakuowani w ośrodkach w Rybakach i Łańsku mają ubezpieczenie zdrowotne, bezpłatne kursy językowe, a ich dzieci uczą się w szkołach. - Dla nas takiego programu nie przygotowano - dodaje z wyrzutem Charczenko.
Wyjaśnia, że tak jak ona, również większość innych rodzin może przetrwać tylko dzięki ludzkiej życzliwości i pieniądzom ze zbiórki publicznej przeprowadzonej przez Fundację Wolność i Demokracja. - Do fundacji zadzwoniła pani, której córka wyjechała i zostawiła puste mieszkanie. I tylko dlatego do czerwca mam, gdzie się podziać... - opowiada nasza rozmówczyni.
Wiktoria Szczukina, która również na własną rękę przyjechała do Polski w ubiegłym roku, ma tylko jedno marzenie. - Potrzebuję pracy, żeby normalnie żyć. Mam nadzieję, że to się uda. Jak na razie w poszukiwaniu zatrudnienia pomaga mi tylko fundacja i stowarzyszenia. O ofertach z MSW nikt mnie nie informował - dodaje.
"Potrzebny rządowy program"
Michał Dworczyk z Fundacji Wolność i Demokracja nazywa wyjaśnienia MSW kuriozalnymi. - Przypomina mi to PRL, w którym urzędnicy wymieniali stosy pism, ale realnych efektów nie było. Faktycznie, w połowie stycznia urzędy skontaktowały się z osobami, które pozostają pod naszą opieką, ale w większości przypadków pytania dotyczyły tylko legalizacji pobytu. Zresztą nie wszystkim zaproponowano zwolnienie z opłaty w wysokości 600 zł za wydanie zezwolenia - wyjaśnia Dworczyk.
- Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że nie pomagamy. Jeśli ktoś czuje się pozostawiony sam sobie to prosimy o kontakt z wojewodą - odpowiada na te zarzuty rzecznik MSW.
W opinii Dworczyka rząd powinien wprowadzić kompleksowy program dla osób z Kartą Polaka, które same wyjechały z Ukrainy. - Mogliby otrzymywać np. bony na obiady i zajęcia w szkołach językowych czy karty miejskie, które ułatwiłyby im codziennie funkcjonowanie. Konieczne jest też zapewnienie opieki zdrowotnej - tłumaczy prezes fundacji. Nie może zrozumieć, dlaczego 178 osób ewakuowanych przez rząd korzysta z szeregu udogodnień i form wsparcia, a druga grupa traktowana jest inaczej.
- To niedopuszczalna asymetria. Tym bardziej, że kończą się nam fundusze na utrzymanie tych 59 osób. Przecież oni też mają Kartę Polaka, a uciekali dlatego, że ich domy zostały zniszczone albo ich życie było zagrożone - zaznacza.
Co ważne, uciekinierów może być niebawem więcej, bo o ewakuację prosi grupa kilkudziesięciu osób z Mariupola. Wiktoria Charczenko przewiduje, że jeśli polski rząd ich stamtąd nie wywiezie, to część zdecyduje się na samodzielną podróż do Polski.