Dramat na lodowisku. Dyspozytor krzyczał, że karetka to nie "taksówka". "Naruszył procedury"
Na łódzkim lodowisku 5-latka straciła kawałek palca. Dyspozytor pogotowia nie zgodził się, by wysłać do niej karetkę. I chociaż szpital uznał, że postąpił słusznie, to nie pochwalił krzyku i trudnych do wytłumaczenia słów swojego pracownika.
5-letnia Wiktoria przyjechała na lodowisko w Łodzi 30 grudnia. Dziewczynka jeździła na łyżwach razem ze swoją rodziną. W pewnym momencie przewróciła się. Na jej dłoń najechał inny łyżwiarz. - Nie widziałam całego zdarzenia. Gdy dobiegłam do Wiktorii, palec bardzo krwawił, a ona, płacząc, powiedziała tylko: „Mamusiu, nie chcę do aniołów” - powiedziała w rozmowie z portalem dzienniklodzki.pl mama dziewczynki.
Kobieta poprosiła o wezwanie pomocy i zaczęła szukać odciętego opuszka palca. - Po dłuższej chwili odnalazłam go na płycie lodowiska. Pracownik Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Łodzi przytomnie włożył go do woreczka z lodem - powiedziała.
Dodzwoniono się na pogotowie. Ale dyspozytor powiedział kobiecie, że nie wyśle karetki. - Wykrzyczał mi do słuchawki, że karetka to nie taksówka. Był nieprofesjonalny i nie widziałam sensu dalszej rozmowy z tym panem, bo najważniejszy był czas. Wiedziałam, że córce trzeba jak najszybciej przyszyć palec, bo inaczej się nie przyjmie - powiedziała.
Zobacz także: Ochroniarz brutalnie pobił mężczyznę w klubie? Mamy zapis z monitoringu
Dyrekcja Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi uznał, że nie była to sytuacja zagrożenia życia. A karetka i tak nie miałaby włączonych sygnałów, więc dziecko nie dotarłoby do szpitala szybciej. - Porównanie karetki do taksówki, czego dopuścił się dyspozytor medyczny, nie powinno mieć miejsca. Podobnie jak i podniesiony głos - dodała w rozmowie z portalem Renata Warężak-Kuciel, zastępca dyrektora ds. medycznych WSRM.
Dziewczynka cierpiała. Dyspozytora oceniono negatywnie
Dziecko ostatecznie przewieziono do innej placówki, którą zasugerował dyspozytor. Ale było już późno. - Pani doktor powiedziała, że ciężko było przyszyć końcówkę palca, bo tkanka już zsiniała i zaczynała obumierać - powiedziała mama dziewczynki. - Dwa tygodnie później nie mogłam wytrzymać, gdy Wiktorii na żywca ścinano skalpelem martwicę z paluszka. Może dziecko by tak nie cierpiało, gdyby pomoc przyszła szybciej? - zastanawia się.
Kobieta zaskarżyła dyspozytora. Jego pracę negatywnie oceniło Wojewódzkie Centrum Bezpieczeństwa Zarządzania Kryzysowego w wojewódzkim urzędzie. Uznano, że "naruszył procedury". W Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medyczne zostanie przeprowadzone szkolenia psychologiczne na temat prowadzenia wywiadu medycznego.
Źródło: dzienniklodzki.pl