Dr Ann Wroe: Piłat zdziwiłby się, gdyby się dowiedział, dlaczego przeszedł do historii
Jestem pewna, że Piłat bardzo by się zdziwił, gdyby ktoś mu powiedział, że po dwóch tysiącach lat ogromna część ludzkości będzie znać jego nazwisko. A jeszcze bardziej by się zdziwił, gdyby się dowiedział, dlaczego przeszedł do historii - mówi dr Ann Wroe, brytyjska historyk, autorka książki o namiestniku Judei.
18.09.2015 16:50
Adam Tycner: Jak miał na imię Piłat?
Dr Ann Wroe: Nie wiemy. Nosił prawdopodobnie jedno z popularnych rzymskich imion, takich jak Markus, Gajusz czy Lucjusz. Nie dowiemy się tego jednak dopóty, dopóki nie odkryjemy jakichś nowych dokumentów czy inskrypcji. Problem z Piłatem jest taki, że zachowało się bardzo mało źródeł, na podstawie których moglibyśmy szczegółowo odtworzyć jego życiorys. Jesteśmy w dużej mierze zdani na domysły i spekulacje.
Poncjusz to nazwisko rodowe. A Piłat?
Piłat, po łacinie Pilatus, to przydomek popularny w starożytnym Rzymie. Pochodzi od słowa "pilum" oznaczającego "oszczep", który obok miecza i tarczy był podstawowym wyposażeniem legionistów. Taki przydomek zyskiwali ludzie, którzy daleko i celnie miotali oszczepem. Przydomki były w Rzymie rozpowszechnione i przyjaciele, przełożeni oraz podwładni zwracali się do niego "Piłacie".
Skąd pochodził?
Niektórzy historycy twierdzą, że z Hiszpanii, inni, że z Germanii. Nazwisko rodowe Poncjusz wskazuje jednak, że był Samnitą. Samnici byli ludem ze środkowej Italii. Rzymianie toczyli z nimi ciężkie boje i ostatecznie podbili ich kraj na początku III w. p.n.e. Jeszcze przez 200 lat Samnici regularnie buntowali się przeciwko Rzymowi, a Rzymianie topili ich bunty we krwi. Jednak w czasach Piłata Samnici byli już ostatecznie ujarzmieni, a wielu z nich robiło w Rzymie kariery. Ojciec Piłata był ekwitą, czyli członkiem klasy zamożnych właścicieli ziemskich, a cały ród Ponti był dobrze sytuowaną rodziną, z której pochodziło wielu wysokich urzędników i bogaczy. Mimo że Samnici się asymilowali, różnice nigdy do końca się jednak nie zatarły. Piłat musiał mieć świadomość, że dla rzymskich arystokratów zawsze pozostanie kimś z zewnątrz.
Co musiał zrobić, żeby zostać namiestnikiem Judei? Zadecydowały talent i ciężka praca czy rodzinne koneksje?
Bez koneksji daleko by nie zaszedł, ale droga do tak wysokiego stanowiska i tak była długa. Piłat musiał odbyć służbę wojskową, choć nie była ona w jego przypadku zbyt ciężka. Brał udział w zwycięskich kampaniach przeciw Germanom na początku pierwszej dekady I w., ale raczej nie uczestniczył w walkach. Był oficerem aprowizacyjnym, zajmował się wypłatami żołdu. Po skończonej służbie wrócił do Rzymu i trafił pod skrzydła Lucjusza Aeliusza Sejana. Sejan był w tym czasie szarą eminencją na dworze cesarza Tyberiusza. Dowodził jego strażą przyboczną, był też jego bliskim przyjacielem. Zyskał ogromne wpływy, jego władza była praktycznie nieograniczona. Obsadzał swoimi ludźmi wysokie stanowiska, podsuwając Tyberiuszowi kandydatów do nominacji. Nie wiemy, jak to się stało, ale Piłatowi udało się trafić pod jego protektorat. Stąd mianowanie go na namiestnika.
Judea chyba nie była najłatwiejszą prowincją do zarządzania?
Można było trafić zdecydowanie lepiej. Rzymscy namiestnicy mieli w zwyczaju łupić swoich poddanych, narzucając im podatki i daniny. Po kilku latach zarządzania prowincją można było wrócić do Rzymu z bajecznym majątkiem. Dlatego najlepsze były te największe i najbogatsze, jak Syria albo Egipt. Jeśli chodzi o prestiż, to malutka i niezbyt ważna Judea, która w dodatku nie była wówczas samodzielną prowincją, tylko częścią Syrii, też nie wypadała najlepiej. Poza tym Żydzi sprawiali Rzymianom wyjątkowo dużo problemów. Uważali się za naród wybrany i w znacznie większym stopniu niż inne ludy buntowali się przeciwko rzymskiej dominacji. Protesty, rebelie i rozruchy były na porządku dziennym. Same problemy.
Podobno Piłat był tyranem i lekką ręką skazywał ludzi na ukrzyżowanie.
To nieprawda. Jego poprzednik Gratus rzeczywiście był okrutny, potrafił ukrzyżować setki ludzi naraz. Piłat był jednak jak na rzymskie standardy dość łagodnym i ugodowym zarządcą prowincji. Rzeczywiście, skazywał ludzi na krzyż, ale to była w tamtych czasach zwyczajna kara, taka jak wieszanie morderców w XIX-wiecznej Anglii. Był też jednak skłonny do ustępstw. Kiedy Żydzi zaczęli protestować przeciwko świętokradczemu w ich oczach ustawieniu proporców cesarza w pobliżu siedziby namiestnika, najpierw zagroził im śmiercią, ale ostatecznie ustąpił i po prostu je zdjął.
Za jego panowania wybuchały jednak bunty i rozruchy przeciwko Rzymianom.
Tak, ale to nie była raczej kwestia tego, jak Piłat zarządzał Judeą. Po pierwsze, Żydzi buntowali się regularnie przeciwko każdemu namiestnikowi. Po drugie, duża część konfliktów nie wynikała ze złej woli Piłata, tylko z niezrozumienia specyfiki regionu. Piłat był pod tym względem typowym Rzymianinem. Rzymianie generalnie uważali Żydów za dziwaków, trudno było im zrozumieć skomplikowane zasady religijne judaizmu. Uważali, że to stek bzdurnych wymysłów. W 40 r. n.e. Żydzi z Aleksandrii skłóceni z mieszkającymi tam Grekami wysłali poselstwo do cesarza Kaliguli z prośbą o pomoc w zażegnaniu konfliktu. Cesarz w ogóle nie zainteresował się ich problemami. Jedyne, o co zapytał, to dlaczego wymyślili sobie coś tak głupiego jak niejedzenie wieprzowiny, po czym wyśmiał ich zwyczaje. To pokazuje stosunek Rzymian do Żydów. Piłat tuż po przyjeździe do Judei kazał wybudować akwedukt do Jerozolimy za pieniądze ze skarbu świątynnego. Pomyślał sobie pewnie, że spory majątek leży odłogiem, więc można go jakoś sensownie
wykorzystać. Żydzi oczywiście uznali to za świętokradztwo. Wybuchł bunt, który Piłat kazał stłumić siłą.
Niezbyt dobry początek...
Tak, ale Piłat uczył się na własnych błędach. Rzymianie pozostawiali na ogół kwestie samorządu lokalnego, część władzy administracyjnej, sądowniczej i religijnej w rękach podbitych narodów. W Judei taką funkcję sprawował Sanhedryn. Piłat po pierwszych potknięciach i zatargach nauczył się sprawnie współpracować z Sanhedrynem. W relacji z procesu Jezusa w Ewangelii św. Jana jest wzmianka, że gdy przyprowadzono Jezusa do pretorium, czyli siedziby namiestnika, Piłat wyszedł do arcykapłanów, bo oni nie mogli wejść do środka ze względów religijnych. To było spore ustępstwo ze strony rzymskiego urzędnika tak wysokiej rangi. Piłat uszanował też tradycję wypuszczania jednego więźnia z okazji święta Paschy i zgodnie z życzeniem tłumu wypuścił Barabasza.
W Ewangeliach Piłat jest przedstawiony jako postać dość niejednoznaczna. W trakcie procesu Jezusa waha się, zmienia zdanie, stara się postąpić raczej dobrze niż źle. Czy rzeczywiście tak było?
Mogło tak być. Piłat widział, że Jezus nie zasługuje na ukrzyżowanie. Był wychowany w tradycji rzymskiego prawa i nie chciał skazywać niewinnego. Jako Rzymianin, przedstawiciel innej kultury, mógł rzeczywiście nie rozumieć, co takiego złego Jezus właściwie zrobił. Poza tym wydaje się, że cała sytuacja go irytowała. W Ewangelii św. Jana pyta arcykapłanów: "Jaką skargę wnosicie przeciwko temu człowiekowi?", a oni odpowiadają mu: "Gdyby to nie był złoczyńca, nie wydalibyśmy Go tobie". To jest opryskliwa odpowiedź. Piłat poczuł się pewnie urażony, że arcykapłani traktują go jak swoją marionetkę, która ma się nie zagłębiać w szczegóły, tylko robić, co się jej każe. Być może jego próba obrony Jezusa była zatem podyktowana chęcią pokazania arcykapłanom, kto tu rządzi. Czy relacje z procesu Jezusa zawarte w Ewangeliach rzeczywiście są wiarygodne?
Bardzo trudno odpowiedzieć na to pytanie. Większość badaczy jest zgodna, że Ewangelie według św. św. Mateusza, Marka i Łukasza powstały kilkadziesiąt lat po ukrzyżowaniu Jezusa. Ewangelia według św. Jana, w której opis procesu jest najbardziej rozbudowany, powstawała prawdopodobnie etapami. Nie wiemy więc, na ile dokładne informacje mieli ewangeliści o procesie Jezusa. Starałam się to sprawdzić, porównując jego opisy w Ewangeliach do opisów innych rzymskich procesów w prowincjach w tym czasie. Wychodzi na to, że opis w Ewangeliach zasadniczo odzwierciedla ówczesne procedury. Kilka spraw pozostaje jednak niejasnych. Nie wiemy na przykład, w jakim języku rozmawiali bohaterowie tej opowieści. Poza tym podczas lektury Ewangelii, szczególnie Ewangelii według św. Jana, można odnieść wrażenie, że Piłat i Jezus zostawali czasem sam na sam. Jest to bardzo mało prawdopodobne. Być może Jan chciał opisać nie prawdziwe dialogi, ale pewną symboliczną konfrontację dwóch światów. Jednakże to właśnie u św. Jana Piłat pyta
Jezusa: "Cóż to jest prawda?", po czym wychodzi, nie czekając na odpowiedź. To bardzo dziwne pytanie, brzmi, jakby miało być ironiczne. Wydaje mi się, że gdyby św. Jan wymyślał dialogi, toby go tam nie wstawił.
Czy to w ogóle prawdopodobne, że Piłat osobiście przesłuchiwał Jezusa?
Dziś może się nam to wydawać dziwne, ale myślę, że rzeczywiście tak było. Piłat nie musiał przesłuchiwać nikogo osobiście, ale mógł to robić. Namiestnicy rozmawiali z oskarżonymi na ogół wówczas, gdy sprawa dotyczyła kogoś bardzo niebezpiecznego albo była w jakiś sposób intrygująca. W przypadku Jezusa oba te warunki były spełnione. Arcykapłani mówili Piłatowi, że Jezus jest niezwykle niebezpiecznym wichrzycielem, a Piłat mógł już wcześniej o nim słyszeć i być może był go po prostu po ludzku ciekawy.
U św. Jana Piłat ostatecznie rezygnuje z prób obrony Jezusa, gdy arcykapłani mówią mu: "jeżeli Go uwolnisz, nie jesteś przyjacielem Cezara". Dlaczego Piłat miałby się tak przejąć tym argumentem?
Tutaj bardzo ważny jest polityczny kontekst. Na krótko przed procesem Jezusa w Rzymie na polecenie Tyberiusza aresztowano Sejana. Prawdopodobnie planował zamach stanu i przejęcie władzy w państwie, ale przecenił swoje siły. Spisek został odkryty. Sejana i jego dzieci skazano na śmierć oraz stracono, jego żona popełniła samobójstwo, a jego stronnicy zaczęli tracić stanowiska pod byle pretekstem. Piłat jako człowiek Sejana był więc w trudnej sytuacji. Jeszcze utrzymywał się na stanowisku, ale musiał drżeć o swoją karierę, a może i życie. Każdy bunt, każda poważniejsza skarga czy oskarżenie o nielojalność wobec cesarza mogły być pretekstem do odwołania. I to właśnie dlatego ten argument arcykapłanów mógł zrobić na nim takie wrażenie.
Wcześniej umył jeszcze ręce...
Tę scenę opisuje św. Mateusz. Jest ona dość zastanawiająca, bo w Rzymie raczej nie było zwyczaju wykonywania takiej symbolicznej czynności. Myślę, że może to być element większego zabiegu propagandowego ze strony ewangelistów i pierwszych chrześcijan w ogóle. Z jednej strony byli prześladowani w cesarstwie i oskarżani o wrogość wobec państwa, z drugiej to właśnie głównie Rzymian starali się nawracać. Użyteczna była więc taka wersja historii Jezusa, w której to nie rzymski namiestnik Piłat, ale Żydzi i Sanhedryn odpowiadają za jego śmierć. Piłata trzeba było więc jak najbardziej odciążyć, więc choć sam proces mógł przebiegać mniej więcej tak, jak opisują to ewangeliści, niektóre dialogi i sceny stawiające Piłata w lepszym świetle mogły zostać wymyślone później.
W Ewangelii według św. Mateusza występuje też żona Piłata, która bezskutecznie wstawia się za Jezusem. Wiemy o niej coś więcej?
Niestety nie. W niektórych apokryfach pada jej imię: Klaudia Prokula. Piłat pewnie miał żonę, ale nie mamy żadnych historycznych dowodów na to, że właśnie tak się nazywała, ani tym bardziej na to, że wstawiła się za Jezusem. Wydaje się to raczej mało prawdopodobne. Dzisiaj w Greckim Kościele Prawosławnym i u etiopskich Koptów Klaudia Prokula jest świętą. Jeszcze w średniowieczu była jednak czarnym charakterem.
Dlaczego?
Ponieważ gdyby Piłat jej posłuchał, to Jezus nie zostałby ukrzyżowany, nie zmartwychwstałby, nie dokonałoby się odkupienie. Jednym słowem, chciała powstrzymać boski plan zbawienia świata. Zresztą z tego samego powodu zawsze były też problemy z Judaszem i Piłatem. Przecież, żeby wszystko poszło zgodnie z planem, oni musieli postąpić właśnie tak, jak postąpili. Ich rola jest więc dwuznaczna. W niektórych chrześcijańskich tradycjach, na przykład u Koptów, Piłat jest świętym. Zgodnie z legendą miał się na starość nawrócić i odpokutować swoje grzechy. W ten sposób jego historia nabiera logiki. Nie można go pochwalić, bo zrobił coś strasznego, ale nie można go też do końca potępić, bo wcielał w życie boski plan. Nawrócenie na starość załatwia więc sprawę. W innych wersjach legendy miał popełnić samobójstwo, bo dręczyły go wyrzuty sumienia.
Może być trochę prawdy w tych legendach? Czy Piłat wracał do sprawy Jezusa, zastanawiał się nad nią?
Jest takie opowiadanie Anatola France'a "Prokurator Judei". Stary Piłat spotyka swojego przyjaciela, Rzymianina, z którym znał się jeszcze z Judei. Razem wspominają stare czasy, problemy polityczne, rewolty, no i oczywiście żydowskie tancerki oraz uczty... Na koniec przyjaciel pyta Piłata: "a pamiętasz Jezusa z Nazaretu?". Piłat odpowiada: "Jezus, Jezus z Nazaretu? Nie przypominam sobie". To tylko XIX-wieczne opowiadanie, ale sądzę, że dobrze oddaje stosunek Piłata do sprawy Jezusa.
Co się w takim razie stało z Piłatem?
W 36 r. krwawo stłumił rebelię Samarytan. Popłynęło na niego wiele skarg i legat Syrii, który był jego bezpośrednim zwierzchnikiem, odesłał go do Rzymu. Zanim tam dotarł, cesarz Tyberiusz zmarł. Rozpoczęły się rządy Kaliguli. Wprawdzie nie mamy informacji o dalszych losach Piłata, ale akurat wersja z samobójstwem jest prawdopodobna. Odszedł z urzędu w niesławie, a to oznaczało, że jego kariera była skończona. Według chrześcijańskiego historyka Euzebiusza z Cezarei, który opisywał jego historię ponad 150 lat później, Piłat popadł za rządów Kaliguli w taką niełaskę, że musiał popełnić samobójstwo. W przeciwnym razie naraziłby swoją rodzinę na prześladowania.
Miliony chrześcijan powtarzają codziennie w wyznaniu wiary, że Jezus został "ukrzyżowany również za nas pod Poncjuszem Piłatem". Dlaczego właściwie Piłat trafił do credo?
To rzeczywiście na pierwszy rzut oka wydaje się dziwne. Mamy serię bardzo skomplikowanych koncepcji teologicznych, "Bóg z Boga, światłość ze światłości, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego", a później nagle pojawia się Piłat. To ma jednak swój sens. Chodziło o to, żeby umiejscowić Jezusa w historii, żeby podkreślić, że był prawdziwą postacią, a nie legendarną. W starożytności lata datowało się nazwiskami urzędników sprawujących władzę, więc dla pierwszych chrześcijan taki sposób określenia czasu był naturalny. Jestem pewna, że Piłat bardzo by się zdziwił, gdyby ktoś mu powiedział, że po dwóch tysiącach lat ogromna część ludzkości będzie znać jego nazwisko. A jeszcze bardziej by się zdziwił, gdyby się dowiedział, dlaczego przeszedł do historii.