Dożywocie dla "łowcy skór"
Sanitariusz Andrzej N., oskarżony w procesie "łowców skór", został skazany na dożywocie. Drugi z sanitariuszy Karol B. dostał karę 25 lat więzienia. Obaj zostali uznani za winnych zabijania pacjentów pavulonem - lekiem zwiotczającym mięśnie. Zostali także pozbawieni na 10 lat praw publicznych oraz prawa wykonywania zawodu.
Lekarza Janusza K. oskarżonego o narażenie życia i nieumyślne spowodowanie śmierci 10 pacjentów, skazano na 6 lat więzienia. Drugi z oskarżonych lekarzy pogotowia - Paweł W., skazany został na 5 lat więzienia za narażenie życia i nieumyślne spowodowanie śmierci czterech pacjentów.
Dla sanitariuszy prokuratura domagała się dożywocia. Dla dwóch lekarzy prokurator żądał kar 10 i 8 lat więzienia. Prokurator chciał też, aby sąd wszystkim oskarżonym na 10 lat zakazał wykonywania zawodu.
Obrońcy, jak i sami oskarżeni, domagali się uniewinnienia - lekarzy w całości, sanitariuszy od najpoważniejszych zarzutów. Sprawa budzi ogromne zainteresowanie mediów. Na ogłoszeniu wyroku nie zjawili się oskarżeni lekarze.
Sąd: w łódzkim pogotowiu patologie, błędy i brak nadzoru
Zdaniem sądu oskarżeni b. sanitariusze i lekarze wykorzystali do swoich zachowań patologie, błędy i brak nadzoru w łódzkim pogotowiu. Nie mieli przy tym żadnych moralnych hamulców.
Słuchając świadków i oskarżonych, wielokrotnie zadawałem sobie pytanie, jak lekarz, który nieskutecznie reanimował starszego mężczyznę, mógł w pięć minut później dzwonić do zakładu pogrzebowego - mówił uzasadniając wyrok sędzia Jarosław Papis.
Sąd oświadczył, że nie ma wątpliwości, iż zjawisko handlowania informacjami o zgonach w wojewódzkiej stacji pogotowia ratunkowego w Łodzi istniało już na początku lat 90. i przybrało rozmiary patologiczne.
Zaczęło się od małych kwot...
Sędzia Jarosław Papis podkreślił, że w tej korupcyjnej machinie brali udział sanitariusze, lekarze, a nawet dyspozytorzy. Określił ten mechanizm jako "szeroko zakrojoną współpracę z zakładami pogrzebowymi". Zaczęło się od małych kwot - podarunków, organizowania imprez, przyjmowania sprzętu RTV, a skończyło się na dużych sumach pieniędzy - mówił sędzia.
Kwoty zwiększały się wraz z rosnącą liczbą zakładów pogrzebowych w Łodzi i wzrostem konkurencji między tymi firmami. Jak mówił sędzia, gorąca linia między, np. firmą "Czarna róża" a pogotowiem w Łodzi, była możliwa głównie dzięki skazanemu lekarzowi Pawłowi W. O liczbie zgonów mówiło się w łódzkim pogotowiu od rana do wieczora- stwierdził sędzia Jarosław Papis.
Jego zdaniem, handel informacjami o zgonach pacjentów nie był jedyną patologią w łódzkim pogotowiu. Przyznał, iż nie potrafi zrozumieć, jak można było np. wydawać leki na podstawie "jakichś świstków". Jak można nie było zauważyć, że wzrastała liczba wydawanych ampułek pavulonu, jak można nie było prowadzić żadnej merytorycznej weryfikacji medycznych dokumentów składanych przez załogi karetek - pytał sędzia.
Według prokuratury, finał tej sprawy to wielki sukces, otwiera bowiem drogę do dalszych procesów. W łódzkim sądzie leżą trzy następne akty oskarżenia w podobnych sprawach. Adwokaci skazanych zapowiedzieli apelację.
W styczniu 2002 r. "Gazeta Wyborcza" i Radio Łódź ujawniły, że w łódzkim pogotowiu handlowano informacjami o zgonach, a być może celowo zabijano pacjentów. Media podały, że są poszlaki, iż niektórym chorym podawano pavulon - lek zwiotczający mięśnie, co w określonych przypadkach powodowało ich śmierć. Śledztwo w tej sprawie, po doniesieniu dyrekcji pogotowia, wszczęła Prokuratura Apelacyjna w Łodzi.
Po wybuchu afery przeprowadzono kontrole we wszystkich pogotowiach ratunkowych w kraju i kontrole skarbowe we wszystkich zakładach pogrzebowych. Minister zdrowia zdecydował o całkowitym zakazie stosowania pavulonu w stacjach pogotowia ratunkowego.