Doniecka Republika Ludowa ma ogłosić otwarcie granicy z Rosją
18 maja podczas demonstracji prorosyjskich rebeliantów w Doniecku ma zostać ogłoszona decyzja władz, nieuznawanej przez Ukrainę, Donieckiej Republiki Ludowej dotycząca otwarcia granic z Rosją. Informuje o tym jeden z jej liderów separatystów, więziony wcześniej przez ukraińskie władze Paweł Gubariew.
Długość granicy obwodu Donieckiego z Rosją wynosi około 120 kilometrów.
- Wojskowi, którzy stacjonują na granicy z Rosją, muszą zadeklarować wierność narodowi Donieckiej Republiki Ludowej lub opuścić nasze terytorium. Dotyczy to służb granicznych oraz celnych, zarówno na samej granicy, jak też na lotniskach - oświadczył Gubariew.
"To realizacja rosyjskiej karty drogowej"
- Jeśli rzecz dojdzie do skutku, to jest to moim zdaniem realizacja rosyjskiej karty drogowej przejęcia za pośrednictwem separatystów z Ługańska i Doniecka kompleksu wojskowo-przemysłowego południowo-wschodniej Ukrainy - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską Robert Cheda, niezależny publicysta i ekspert Fundacji im. K. Pułaskiego. Przypomnijmy, że rosyjski przemysł obronny jest bardzo silnie powiązany z ukraińską zbrojeniówką
Zdaniem eksperta w sensie prawnomiędzynarodowym będzie to pierwszy krok do tego, żeby uznać "Federację Noworosyjską" za twór państwowy niezależny od Ukrainy. Ponadto otwarcie granic umożliwi dostarczenie szerszej pomocy wojskowej rebeliantom i organizację armii separatystycznej.
Powtórka z Krymu
Wcześniej ukraińskie media informowały o próbach przejęcia kontroli granic z Federacją Rosyjską. Jednak ukraińscy żołnierze odparli ataki. Mimo to, jak wskazuje Cheda, punkty graniczne były kilka razy przejmowane przez separatystów. - Co prawda na bardzo krótki czas, ale takie wydarzenia miały miejsce, że ktoś siłą przejeżdżał przez granicę albo coś przerzucano - mówi w rozmowie z WP.PL.
Ponadto zwraca uwagę, że przejścia graniczne obsadzone są przez słabe siły, ponieważ Kijów nie jest w stanie wystawić większych, a co gorsza, są one otoczone i izolowane przez separatystów. Istnieje też kwestia lojalności służb celnych i granicznych, które po części składają się z miejscowej ludności, która może sympatyzować z siłami prorosyjskimi.
Komentując wezwanie Gubariewa do złożenia przysięgi na wierność, Cheda podkreśla, że jest to powtórka tego, co wydarzyło się na Krymie. - Garnizony krymskie zostały postawione wobec takiego samego żądania: albo przejścia na stronę sił prorosyjskich, albo opuszczenia półwyspu. To jest ten sam scenariusz - mówi. Jego zdaniem różnica polega jednak na tym, że na Krymie te jednostki były większe, natomiast na wschodzie Ukrainy są to niewielkie placówki.