Polityka"Donald Tusk wkurzony - będzie kontratakował"

"Donald Tusk wkurzony - będzie kontratakował"

Spór o Smoleńsk zarówno Jarosławowi Kaczyńskiemu, jak i Donaldowi Tuskowi jest całkowicie na rękę. Premier skutecznie odwraca uwagę od problemów rządu atakując PiS i skupiając uwagę Polaków na tragedii. Tymczasem Kaczyński, któremu długo zarzucano emocjonalną niezdolność do władzy, ma okazję pokazać, jak bardzo się mylono – mówi ekspert ds. marketingu politycznego dr Ryszard Kessler Z Uniwersytetu Zielonogórskiego. Dodaje, że wkurzony Tusk będzie teraz kontratakował PiS.

"Donald Tusk wkurzony - będzie kontratakował"
Źródło zdjęć: © PAP / Tomasz Gzell
Anna Kalocińska

20.01.2011 | aktual.: 21.01.2011 09:34

W środę premier Donald Tusk miał przedstawić informację o działaniach rządu ws. wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej. – Nie przedstawił. Zamiast tego byliśmy świadkami kompromitującej zabawy i grania na nutę smoleńską. Do tego z pewnością nie doszłoby w innym kraju. Taka kompromitacja jest specyfiką naszej polskiej polityki – mówi Wirtualnej Polsce specjalista ds. marketingu politycznego dr Ryszard Kessler.

Część ekspertów uważa, że sejmowa debata pokazała, że Tusk zmienił swój polityczny PR. Przyczyną jest ujawniony w zeszłym tygodniu raport MAK, przerzucający winę za katastrofę smoleńską na polskich pilotów, a pomijający działania rosyjskich kontrolerów i stanu lotniska w Smoleńsku. Po jego publikacji opozycja nie pozostawiła na premierze suchej nitki. Nie tylko za opieszałość wobec Rosji, ale również za brak stanowczej reakcji wobec raportu MAK. Jarosław Kaczyński stwierdził nawet, że katastrofa nie miałaby miejsca, gdyby był premierem.

- Te wydarzenia wymusiły na Tusku zmianę retoryki na wyraźnie zaostrzoną, co pokazał podczas posiedzenia w sejmie – mówi Kessler. Dlatego – tłumaczy – już na początku dyskusji przeszedł do ataku na opozycję. Zarzucając jej m.in. brak zainteresowania takim sposobem wyjaśnienia tragedii smoleńskiej, który nie narażałby na szwank interesów kraju. Zaznaczył też, że „prawdy o Smoleńsku nie przybliżą pochody na Krakowskim Przedmieściu. Pochodnie mogą raczej coś podpalić, niż oświetlić”.

"Tusk próbuje uprzedzić zagranie Jarosława Kaczyńskiego"

– Przechodząc do kontrataku, chce odwrócić uwagę od siebie – mówi Kessler. Jego zdaniem strona rządowa „wciąż nie bardzo wie”, co zrobić z raportem MAK: -To było dla nich zbyt duże zaskoczenie. Tym bardziej, że po 10 kwietnia premier Tusk konsekwentnie budował swój wizerunek polityczny na dążeniach do polsko-rosyjskiego pojednania. Czego symbolami stały się uścisk dłoni z premierem Putinem czy wizyta Miedwiediewa w Polsce. Ponieważ raport MAK miał również wymiar polityczny, wymusił na premierze przejście do kontrofensywy.

Jak sądzą eksperci, taka wcześniejsza łagodna polityka premiera wobec Rosji sprawiła, że nie mógł „przyznać się do błędu” i zaatakować naszego sąsiada. Zaczął więc krytykować opozycję. Kessler zwraca uwagę, że świadczy o tym choćby przeprowadzona w stopniu minimalnym – wyłącznie w takim, jak było to konieczne – krytyka pod adresem raportu MAK. – Inaczej musiałby przyznać się do błędu – tłumaczy.

Politolog dr Norbert Maliszewski z Uniwersytetu Warszawskiego uważa, że Tusk "bronił podczas wystąpienia w sejmie swojego nadwyrężonego wizerunku": - Chciał udowodnić, że to on ma najlepsze wyczucie społecznych nastrojów, stąd wystąpienie było czystym politycznym spektaklem, a nie sprawozdaniem działań rządu w kwestii wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej.

Jego zdaniem premier wyciągnął wnioski ze swojego ubiegłotygodniowego wystąpienia po opublikowaniu raportu MAK, kiedy krytykowano go za zbytnią opieszałość. Ponieważ tego oczekiwali od niego wyborcy, postanowił więc zaostrzyć retorykę, wyraźniej krytykując Rosjan. Zdaniem Maliszewskiego wystąpienie premiera służyło też obronie zagrożonej popularności Platformy. - W swoich wypowiedziach starał się udowodnić, że wciąż jest aktualny podział, wedle którego Platforma jest partią racjonalną, pragmatyczną, a emocjonalny PiS ze swoją ciągłą krytyką pod adresem rządu, nie jest w stanie nic osiągnąć. A jedynie przeszkadza w dotarciu do prawdy o Smoleńsku - mówi politolog.

Kojarzony dotąd z opanowania Tusk w najbliższym czasie – prognozuje Kessler – będzie zmuszony do zaostrzenia retoryki i przejścia do kontrataku: - Jest tak, gdyż premier spodziewa się przez kolejne dwa miesiące, przynajmniej do 10 kwietnia, zaostrzonych ataków ze strony PiS na swoją osobę, gabinet i pomysły PO na politykę zagraniczną wobec Rosji. Próbuje więc uprzedzić to zagranie Jarosława Kaczyńskiego, już teraz przechodząc do kontrataku. Mam wrażenie, że wyborcy pozytywnie odbiorą takie działanie Tuska. Chwaląc go za to, że „nie pęka”.

„Kaczyński nie planuje powrotu do władzy”

Retoryka Jarosława Kaczyńskiego podczas debaty w sejmie również była zaostrzona. Krytykował rząd, że oddał on śledztwo smoleńskie Rosjanom i przez wiele miesięcy ukrywał niewygodne dla nich fakty. – Dzisiaj już wiemy, że bezpośrednia przyczyna katastrofy leży po stronie rosyjskiej – mówił prezes PiS i zaznaczył, że „MAK jest instytucją, której raporty można jedynie wyśmiać”. W ostrych słowach zwrócił się również do premiera Tuska: - W długich i skomplikowanych dziejach naszego narodu zdarzało się, że traciliśmy wolność, ale nigdy nie traciliśmy godności. Pod kierownictwem Donalda Tuska idzie ku temu, że stracimy godność, a wolność też będzie zagrożona.

- Taka sytuacja jest Jarosławowi Kaczyńskiemu na rękę – uważa Kessler, odnosząc się sporu wokół wyjaśniania przyczyn katastrofy smoleńskiej. Tłumaczy, że po przegranych wyborach prezydenckich długo zarzucano prezesowi PiS emocjonalną niezdolność do sprawowania władzy. Dlatego za wszelką cenę stara się teraz udowodnić, że potrafi umiejętnie i stanowczo reagować. Wpisuje się w to również ostra personalna retoryka pod adresem Donalda Tuska. – Chce wytknąć PO niekompetencje w polityce zagranicznej. To samo będzie robił w kwestii gospodarczej podczas kampanii parlamentarnej – mówi Kessler.

Jego zdaniem Jarosław Kaczyński wpaja Polakom następujący wizerunek: Polaka jako samotna, pozbawiona sternika wyspa. Dowodzenie na niej objął za to pozbawiony własnego zdania i charyzmy polityk, nie będący w stanie zmienić fatalnego położenia Polski: – Kaczyński nie planuje powrotu do władzy, wie, że nie wygra wyborów. Stara się jednak utrzymać swój elektorat i zneutralizować PJN.

Maliszewski ocenia, że symboliczna porażka premiera w zeszłym tygodniu, po krzywdzącym, jednostronnym raporcie MAK, była polityczną szansą dla Jarosława Kaczyńskiego na poszerzenie poparcia dla PiS. - Nie potrafił jej jednak wczoraj wykorzystać - ocenia politolog. I dodaje: - Inny świat, ostry, ideologiczny język, rozumienie rzeczywistości, tego co się wydarzyło 10 kwietnia, sprawiło, iż nie uzyskał on dodatkowego poparcia wyborców centrum, a jedynie udało mu się jeszcze bardziej związać emocjonalnie swój prawicowy elektorat.

„PJN boi się, że nie wejdzie do parlamentu”

– W ostatnich dziewięciu miesiącach zaserwowaliście nam gorzką pigułkę bezradności państwa. Przez taką nieudolność, jaką zaprezentowaliście, Polacy mają coraz mniej zaufania do państwa – grzmiała w środę z sejmowej trybuny działaczka PJN Elżbieta Jakubiak. Zarzuciła premierowi, że nie bierze on odpowiedzialności za wyjaśnianie katastrofy, chowając się za plecami ministrów. Zdaniem Kesslera zaostrzona retoryka działaczy PJN wynika z obawy, że ugrupowanie nie wejdzie do parlamentu. – W sporze o Smoleńsk opłaca im się być po stronie tych, którzy atakują premiera – mówi politolog. Zależy im również na pokazaniu, że są łagodniejszą wersją PiS, ale jeśli chodzi o sprawy najważniejsze, dotyczące emocji, podobnie do działaczy partii Jarosława Kaczyńskiego – potrafią się postawić.

W „debacie o Smoleńsk” lewica niewątpliwie buduje swój wizerunek jako oazy spokoju i opanowania. W mediach najczęściej słychać opanowany głos Bartosza Arłukowicza, zaś w środę opanowany Stanisław Wziątek mówił o niewykorzystaniu wszystkich możliwości prawnych, jakie daje załącznik 13. do konwencji chicagowskiej. - Spokojnym przekazem ryzykują, że nie zostaną zapamiętani przez wyborców. Taki przekaz ginie w gąszczu telewizyjnych informacji – ocenia Kessler. Zdaniem Maliszewskiego SLD stara się pokazać, że jest spokojną alternatywą dla prawicy. W myśl zasady, że gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Przy czym może wybić się jedynie wyrazistą, bardziej racjonalną opinią: - A takiej podczas posiedzenia w sejmie nie usłyszało społeczeństwo, nie przebiła się ona do mediów.

Kessler ocenia, że jeżeli spór ws. katastorfy – co jest bardzo prawdopodobne – przeciągnie się do 10 kwietnia, to lewica z taką taktyką poniesie porażkę.

Anna Kalocińska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1013)