Donald Tusk: kampania nie ułatwia tworzenia rządu

(RadioZet)

Posłuchaj Wywiadu

Donald Tusk: kampania nie ułatwia tworzenia rządu
Źródło zdjęć: © RadioZet

18.10.2005 | aktual.: 18.10.2005 15:47

Gościem Radia ZET jest marszałek Donald Tusk, kandydat do urzędu prezydenta. Wita Monika Olejnik, dzień dobry. Dzień dobry. Panie marszałku, czy stać Sejm na to, żeby czekać do wyborów prezydenckich na to, żebyśmy się dowiedzieli, kto zostanie marszałkiem? To może nienajlepsze pytanie, „czy stać?”. Czy to powinno się zdarzyć? Moim zdaniem, nie. Ja uważam, że dobrze by było, żeby w środę odbyło się takie normalne, opisane w konstytucji, posiedzenie Sejmu. Nie ma co prawda obowiązku konstytucyjnego, żeby w kilka godzin wybrać marszałka, ale ja nie znajduję też powodu dla którego nie mielibyśmy takiego wyboru dokonać. Była propozycja ze strony PiS-u, aby partia wygrana, mając premiera, zaproponowała drugiej partii koalicyjnej marszałka Sejmu. Przyjęliśmy tę propozycję, zarekomendowałem Bronisława Komorowskiego i za kilkanaście godzin usłyszałem, będąc na Podkarpaciu, brak zainteresowania u naszego partnera z Prawa i Sprawiedliwości, żeby postawić tu kropkę nad i. Ale powiem szczere, nie wiem dlaczego. Może
dlatego, że jak pan zostanie prezydentem, to marszałek będzie z PiS-u, a jak zostanie Lech Kaczyński, to marszałek z Platformy Obywatelskiej. Niewykluczone, że taka jest kalkulacja, chociaż pani się uśmiecha to mówiąc, a ja słucham tego z lekkim zawstydzeniem, bo to nie byłby najlepszy początek. Początek już mamy za sobą i nie był najlepszy, jeśli chodzi o relacje PiS-PO, a tutaj tylko spotęgowało by się wrażenie, że ta koalicja zaczyna od takiego coraz to mocniejszego iskrzenia. Zobaczymy, jeszcze jest jeden dzień, mam nadzieję, że pójdą po rozum do głowy i uznają jednak, że warto to zobowiązanie publiczne, jakie podjęli, wypełnić. Jeżeli pan wygra wybory, czy jest szansa, że powstanie koalicja PiS-PO? Ja mam taką nadzieję, że rząd PiS-PO powstanie niezależnie od tego, kto wygra wybory prezydenckie. O ile sama kampania – tym bardziej, że ona czasami przybiera bardzo brutalny charakter – prezydencka nie ułatwia tworzenia rządu, to chyba nic się nie zmieniło w intencjach mojego oponenta. W moich na pewno nie.
Jestem przekonany, że moje zwycięstwo nawet by ułatwiło, czy przyspieszyło, tworzenie tego rządu. Ja mam nie tylko nadzieję, ale i determinacje, żeby ten rząd powstał. No właśnie, ale słyszymy z ust polityków PiS-u, że pan byłby hamulcowym tego rządu i jest pan „psujem”, tak mówi Ludwik Dorn. Ja już tyle mogłem się dowiedzieć na swój temat od sztabu Lecha Kaczyńskiego, że te sformułowania pana Dorna to są pieszczoty. Jestem już dość uodporniony na złośliwości, które w ostatnich dniach kampanii pod moim adresem płyną, muszę to jakoś wytrzymać z uśmiechem i chyba jeszcze do niedzieli wytrzymam. No właśnie, jak pan to wytrzymuje? Czy nie ma pan takich momentów załamania? Nie. Są momenty bardziej przykre, są momenty poruszające i nawet porywające w tej kampanii. To, co jest przykre spotyka mnie od polityków z obozu konkurencji. To, co bywa wzruszające, czy wręcz porywające, spotyka mnie ze strony ludzi. Ja wiem, że w kampanii tak należy mówić, ale ja mówię tez tak na podstawie moich doświadczeń, szczególnie z
ostatnich dni. Im bardziej walą mnie po głowie, im bardziej przykrych metod używają moi konkurenci, tym więcej bardzo wzruszających przeżyć dostarczają mi spotkania z ludźmi, kiedy jeżdżę. Mam w ogóle takie wrażenie, jak byłem w Katowicach, czy w Łomży, a wczoraj na Podkarpaciu, mam wrażenie – nie wiem, może opacznośc tak działa – im bardziej człowieka krzywdzą, tym bardziej wraca dobroć, w postaci takich zwykłych gestów, zwykłych ludzi. No właśnie, czy jak człowieka krzywdzą, to człowiek sobie myśli o inny krzywdzonym, myślę np. o Pawle Śpiewaku, który wypominał tak niedawno Włodzimierzowi Cimoszewiczowi to, co robił jego ojciec w przeszłości. Czy to uchodzi? Zawsze będzie coś dwuznacznego w tym, jeżeli konkuruje się, wypominając rodziców czy dziadków. Z drugiej strony, zarówno w moim przypadku, jak i przypadku innych polityków, publiczność, szczególnie jeżeli ta konkurencja jest taka atrakcyjna w sensie medialnym, a wybory prezydenckie są taką konkurencją, jeden na jednego, face to face, to ludzie bardzo
często chcą mieć maksimum informacji, szczególnie tej, która wzbudza emocje. Ja nie mogę mieć pretensji i nie mam o to, że zarówno konkurencja, jak i dziennikarze, szperają i szukają, żeby mieć jak najwięcej szczegółów o mnie. Czy o moich dziadkach, to już pozostawiam wyczuciu smaku. Ja nie mam pretensji, że ktoś ujawnia prawdę, nawet przykrą, ja mam pretensje, że ktoś z tej prawdy robi tak naprawdę fałsz i z tej zafałszowanej prawdy taki młot na czarownice i wali tym młotem po głowie swojego oponenta. Mówiąc krótko, to, w jaki sposób Jacek Kurski i inni sztabowcy Lecha Kaczyńskiego wykorzystują historię i półprawdy przeciwko mnie, jest obrażające nie dla mnie, ale i też dla milionów Polaków, którzy także własne doświadczenia i własnej rodziny od razu mają przed oczyma. W taki sposób, w jaki postąpił pan Kurski po prostu nie wolno postępować. A pan Śpiewak? ... Czemu był winien Włodzimierz Cimoszewicz, że jego ojciec był w Ministerstwie Bezpieczeństwa? Nic. No więc właśnie, no więc właśnie. Nic, z tym, że
Bóg świadkiem, że w moje kampanii żaden ze współpracowników, przynajmniej nie mam takiej wiedzy... Paweł Śpiewak jest posłem z Platformy Obywatelskiej. No tak, ale w mojej kampanii prezydenckiej staram się unikać argumentów, których potem bym musiał się wstydzić. Jak pan myśli, dlaczego pana kolega, Maciej Płażyński, mówi „tak” Lechowi Kaczyńskiemu, a „nie” Donaldowi Tuskowi? Dobre pytanie. Nie wiem. Nie wiem, bo pamiętam nasze długie, długie rozmowy i to Maciej Płażyński przestrzegał mnie przed liderami Prawa i Sprawiedliwości, jako zbyt radykalnymi. Ale czasy się zmieniają, punkt widzenia się zmienia, interesy się zmieniają. Nie sądzę, żeby to miało jakieś dodatkowe znaczenie w kampanii, a jest dla mnie lekcją kondycji ludzkiej i czegoś więcej dowiedziałem się o człowieku i jego istocie. A czy chciałby pan, żeby Aleksander Kwaśniewski powiedział panu „tak”? Tak jak nie bardzo dotykają mnie, nie przerażają mnie głosy polityków, które mówią „Tuskowi nie”, tak niespecjalnie podniecają mnie głosy polityków,
którzy mówią radośnie „dla Tuska tak”. Ani się nie martwię, kiedy słyszę „nie”, ani nie zabiegam, żeby mówili „tak”, bo nie sądzę, żeby dzisiaj ludzie, idąc do wyborów, kierowali się opiniami innych polityków. Czy myśli pan, że „tak” Aleksandra Kwaśniewskiego byłby użyty przeciwko panu przez PiS? Tak jak zawsze, szczególnie przy postaciach tak rozpoznawalnych i tak wyrazistych, jak np. byli prezydenci, dla niektórych tego typu słowa poparcia będą drażniące, jeśli się pojawią, dla innych zachęcające. Moim zdaniem nikt nie ma pewności co do tego, jak zareaguje opinia publiczna. Tak jak Lech Kaczyński nie ma pewności, czy Kazimierz Marcinkiewicz u boku z Andrzejem Lepperem, czy to jest plus dla niego, czy minus. Ja nie mam pewności, czy ciepłe słowa ze strony pana prezydenta Kwaśniewskiego to będzie plus czy minus. Nie ma co kalkulować. Ja na to nie mam też wpływu, co kto mówi na mój temat w tych ostatnich dniach i muszę ze spokojem przyjmować i to, co jest przykre i to, co jest przyjemne. Ale na końcu też mam
pewność, że wygram, lub przegram, ale na własny rachunek, na własną odpowiedzialność Niczyje takie recenzje z boku nie zmienią tego faktu, że każdy z nas walczy jednak na własny rachunek i na własną odpowiedzialność. Czy chce pan, żeby pana sztab wystąpił w Radiu Maryja i w Telewizji Trwam? Pytano mnie o opinie i uważam, że z jednej strony nie ma powodu, żeby uciekać od starcia z moim konkurentem także na jego terenie, choć sam miałbym opory, żeby występować, ale nie ze względu na kampanię prezydencką, tylko – jak by to oględnie powiedzieć – treści, które się tam pojawiają i budzą mój niesmak. Zwrócę się do moich sztabowców, żeby przemyśleli, czy na pewno chcą w tej debacie uczestniczyć, tym bardziej, że nie sądzę, żeby to miało charakter debaty. Kiedy dostaje informacje, co i w jaki sposób mówi się na mój temat w Radiu Maryja, to nie sądzę, żeby to radio było zainteresowane debatą i obiektywnym przedstawieniem wad i zalet konkurentów, tylko takim brutalnym waleniem po głowie. Nie wiem czy jest sens w tym
uczestniczyć. Zapraszam pana na spojrzenie prosto w oczy panu konkurentowi, w piątek o godz. 12 w Radiu ZET. Wedle rozkazu. I jeszcze na koniec, bo dzwonią do nas studenci i się pytają, jest pan za płatnymi studiami, czy nie? Jestem za bezpłatnymi studiami, ale problem dzisiaj tak naprawdę, nie jest jak utrzymać przywilej bezpłatnych studiów na dziennych kierunkach uczelni publicznej, tylko trzeba urealnić bezpłatność studiów dla tych, którzy dzisiaj płacą grube pieniądze, a z reguły są ze wsi lub małych miasteczek. To jest fałszywe postawienie problemu, dzisiaj trzeba faktycznie uczynić studia bezpłatnymi, szczególnie dla tych, których nie stać na płatne studia. Czyli bezpłatne? Bezpłatne. Donald Tusk. Dziękuję.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)