Donald Trump stawia na gen. Michaela T. Flynna. Dla Polski to niedobra wiadomość
• Były wojskowy ma zostać doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego
• To jedna z kluczowych funkcji w administracji prezydenta USA
• Problem w tym, że Flynn dał się poznać jako zwolennik dogadania się z Putinem
• Emerytowany generał chce współpracować z Rosją w walce z radykalnym islamem
• W tej optyce bezpieczeństwo wschodniej flanki NATO może zejść na dalszy plan
• Flynn wiele razy występował też jako ekspert w telewizji RT, propagandowej tubie Kremla
18.11.2016 | aktual.: 18.11.2016 14:51
Prezydent elekt Donald Trump chce, żeby jego doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego został emerytowany generał Michael T. Flynn. Były wojskowy był jednym z najzagorzalszych zwolenników miliardera i doradzał mu już w trakcie kampanii. Z pewnością nie można odmówić mu doświadczenia, jednak jego poglądy sprawiają, że dla Polski będzie to fatalny wybór.
Należy pamiętać, że stanowisko doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego to potencjalnie jedna z najbardziej wpływowych pozycji w administracji amerykańskiego prezydenta. W najnowszej historii niejednokrotnie zdarzało się, że sekretarze stanu, nominalnie odpowiedzialni za politykę zagraniczną, pełnili rolę figurantów, a prawdziwa władzę w tym zakresie dzierżyli właśnie doradcy.
Tak było w przypadku Henry'ego Kissingera, szarej eminencji amerykańskiej dyplomacji za prezydentów Richarda Nixona i Geralda Forda, czy Condoleezzy Rice w czasie rządów George'a W. Busha. Funkcję doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego pełnił także Zbigniew Brzeziński u boku prezydenta Jimmy'ego Cartera, odciskając silne piętno na ówczesnej polityce zagranicznej USA.
Islam - wróg nr 1
Pozycja 57-letniego Flynna mogłaby być równie wpływowa, bo Trump nie ma żadnego doświadczenia w sprawach międzynarodowych i bezpieczeństwa, więc najpewniej sceduje większość związanych z tym obowiązków na swoich doradców. Emerytowany generał ma bogatą historię służby w amerykańskich siłach zbrojnych, przede wszystkim w wywiadzie wojskowym. W armii dochrapał się trzech gwiazdek, brał udział w operacjach w Iraku i Afganistanie, a ukoronowaniem jego kariery była nominacja na stanowisko szefa Defense Intelligence Agency (Agencja Wywiadowcza Departamentu Obrony, DIA), którą otrzymał z rąk Baracka Obamy w 2012 roku.
Na stanowisku wytrwał ledwie dwa lata, po których został zmuszony przez Biały Dom do odejścia na wcześniejszą emeryturę. Jak pisał "Washington Post", przełożonym Flynna nie podobał się "chaotyczny styl zarządzania" oraz jego wizja rozwoju agencji, postrzegana jako "destruktywna".
Sam Flynn twierdził, że został usunięty przez Obamę, ponieważ prezydentowi nie podobało się jego twarde stanowisko wobec islamskiego ekstremizmu i proponowane metody walki z nim. W późniejszych wywiadach oskarżał administrację prezydenta o radykalne osłabienie bezpieczeństwa Ameryki, która w jego opinii miała być bardziej narażona na islamski terroryzm niż przed atakami z 11 września 2001 r.
Tu dochodzimy do sedna problemu, jakim jest obsesja Flynna na punkcie niebezpieczeństw płynących ze strony wojującego islamu. Według niego to "egzystencjalne zagrożenie na globalną skalę", w obliczu którego na dalszy plan schodzą wszystkie inne wyzwania. Źródło problemu widzi w samej wierze muzułmańskiej, która jego zdaniem nie jest zwykłą religią, lecz ideologią polityczną - przypomina "New York Times".
W tym duchu Flynn przez dwa ostatnie lata zaciekle krytykował waszyngtońskie elity za to, że nie nazywają prawdziwego wroga Ameryki po imieniu. Święcie wierzy w to, że obecnie toczy się "wojna światowa" pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a radykalnymi muzułmanami. Do tej wizji przekonał też Donalda Trumpa.
"NYT" podkreśla przy tym, że obu panów łączy "luźne przywiązanie do faktów". Dziennik przytacza historię o tym, jak były wojskowy przekonywał, że po USA rozlewa się prawo szariatu, co jest oczywistą nieprawdą. Podobno jego dawni podwładni w DIA żartobliwie określali podobne stwierdzenia swojego szefa mianem "faktów Flynna" ("Flynn facts").
Romans z Rosją
Dla Polski nominacja Flynna na stanowisko doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego nie jest dobrą wiadomością, bo uwiarygadnia spekulacje, że prezydent Trump będzie chciał dogadać się z Rosją i Władimirem Putinem. Generał uważa, że walka z ekstremizmem islamskim jest celem nadrzędnym, któremu trzeba podporządkować wszystko inne i wciągnąć do niej każdego możliwego sojusznika. Nawet jeśli oznacza to przymknięcie oczu na agresywne zapędy Kremla w Europie czy rosyjskie zbrodnie w Syrii. W tej optyce sprawa Ukrainy i bezpieczeństwo wschodniej flanki NATO mogą zejść na dalszy plan.
To zresztą niejedyny niepokojący aspekt związany z kandydaturą Flynna. Jak przypomina "Washington Post", w grudniu ubiegłego roku były wojskowy zszokował swoich kolegów, gdy pojechał do Moskwy na 10. urodziny kremlowskiej telewizji Russia Today (dziś RT). Wziął też udział w uroczystej gali, podczas której siedział obok samego Władimira Putina. Flynn przyznał potem, że Rosjanie zapłacili mu za udział w wydarzeniu, ale naiwnie tłumaczył się, że pojechał do Moskwy w celu wywarcia presji na rosyjskim rządzie, by zachowywał się bardziej odpowiedzialnie na arenie międzynarodowej. Jednocześnie przekonywał, że nie widzi różnicy między CNN a RT, mimo że rosyjską stację - realizującą cele kremlowskiej propagandy - trudno nazwać medium w klasycznym tego słowa rozumieniu.
Zresztą nie był to jedyny raz, kiedy generał pojawił się na antenie tuby propagandowej Moskwy. Co najmniej kilka razy wystąpił w niej w roli eksperta, przeważnie uzasadniając potrzebę bliższej współpracy między USA i Rosją w walce z radykalnym islamem.
Szemrane interesy
Cieniem na osobie Flynna kładą się również podejrzane interesy założonej przez niego firmy doradczej Flynn Intel Group, która ma niejasne powiązania biznesowe w krajach Bliskiego Wschodu, a według portalu Politico lobbuje na rzecz tureckiego rządu w USA. Kontrastuje to z przedwyborczymi deklaracjami Trumpa, który bardzo ostro krytykował przyjmowanie pieniędzy od obcych państw za dbanie o ich interesy w Waszyngtonie.
W tym świetle trudno się dziwić doniesieniom, że Flynn miał wywierać presję na Waszyngton, by wydać tureckim władzom muzułmańskiego kleryka Fethullaha Gulena, oskarżanego przez prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana o przygotowanie nieudanego puczu z lipca bieżącego roku. Sęk w tym, że żądająca ekstradycji Gulena Ankara nie przedstawiła żadnych wiarygodnych dowodów na jego winę, a cała sprawa nosi znamiona politycznej zemsty Erdogana na dawnym sojuszniku.
Byli współpracownicy Flynna w ogóle mają wątpliwości, czy emerytowany wojskowy odnajdzie się w nowej roli. - Jest bardzo utalentowany w zbieraniu informacji. Ale jego proces myślowy nie jest wystarczająco analityczny - mówi "NYT" Sarah Chayes z prestiżowego think tanku Carnegie Endowment, która miała okazję pracować z Flynnem, gdy kierował wywiadem wojskowym podczas operacji w Afganistanie. - Kiedy go posłuchasz, to w ciągu 10 minut potrafi zaprzeczyć sam sobie dwa-trzy razy - podkreśla.
Jako przykład amerykański dziennik przytacza jeden z jego przedwyborczych wywiadów, w którym powiedział, że islam jest religią nietolerancyjną. Po czym przyznał, że USA muszą bardziej przyłożyć się do zrozumienia kultury islamu i wspierania jego tolerancyjnej strony.