Donald Trump idzie na wojnę celną. "Ameryka jest do tego za słaba"
Donald Trump zapowiedział, że w środę nastanie "Dzień Wyzwolenia Ameryki" poprzez nałożenie ceł na wszystkie kraje, z którymi USA prowadzą relacje handlowe. Unia Europejska już zapowiedziała silną odpowiedź. - Nikt na tym nie zyska. Trump liczy na cud, że nagle wszystkie firmy i biznesy przerzucą się do Stanów Zjednoczonych. Ale cudu nie będzie - mówi WP prof. Daniel Boćkowski.
Prezydent USA Donald Trump ma ogłosić szczegóły mechanizmu tzw. ceł wzajemnych w środę wieczorem, ok. godz. 21 czasu polskiego. Plan Trumpa dotyczący polityki celnej Stanów Zjednoczonych traktowany jest jako zaostrzenie wojny handlowej. Sam amerykański prezydent od początku przekonywał, że zasada nowych ceł ma być prosta: "cokolwiek oni pobierają od nas, my będziemy pobierać od nich". Pierwotnie mówiło się o daninie USA na kraje, z którymi mają największe deficyty w handlu.
W niedzielę amerykański prezydent zapowiedział już, że cła mogą objąć "wszystkie kraje". - One będą wzajemne. My będziemy naliczać im tak jak oni nam. My będziemy jednak dla nich milsi, niż oni byli dla nas. Liczby będą mniejsze, niż oni wymagali od nas, a czasem znacząco mniejsze - zapowiedział Trump.
"Washington Post" donosił natomiast, że doradcy Białego Domu przygotowali plan przewidujący nałożenie 20-proc. cła na większość importu do Stanów Zjednoczonych. Z kolei sekretarz stanu Marco Rubio zapowiadał, że nowe cła mają stanowić nową podstawę do negocjacji dwustronnych umów z partnerami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Piłka jest po stronie Europy. "Najgłębsza możliwa niechęć do UE"
"Otrzyma cios zwrotny"
Wojciech Jakóbik, analityk z Ośrodka Bezpieczeństwa Energetycznego podkreśla, że nie wiemy tak naprawdę, co ogłosi w środę Donald Trump.
- I co tym razem "odpali" - mówi Jakóbik. Nie wiemy także, jakie będą skutki jego decyzji. Amerykański prezydent jest nieprzewidywalny, może zmienić zdanie z dnia na dzień – zauważa.
Jego zdaniem, jeżeli cła będą dotyczyć wszystkich towarów, to oddziaływanie będzie globalne i trudne do przewidzenia.
- Jeśli uderzy w większość importu do Stanów Zjednoczonych, to otrzyma cios zwrotny. A to dlatego, że cła w sektorze energii i paliw uderzyłyby także w politykę Trumpa "drill, baby, drill" Donalda Trumpa (wydobywajmy, ile się da - red.), która zapowiadała wyraźne reformy w polityce energetycznej USA i zerwanie z dotychczasową polityką Joe Bidena. Odpowiedź partnerów Ameryki może polegać na poszukiwaniu surowców gdzie indziej - ocenia analityk z Ośrodka Bezpieczeństwa Energetycznego.
"Nikt na tym nie zyska"
Z kolei Daniel Boćkowski, specjalista ds. bezpieczeństwa międzynarodowego i profesor Uniwersytetu w Białymstoku uważa, że na decyzji Trumpa nikt nie zyska.
- Tak jak w latach 30. XX wieku, w przypadku amerykańskiej wojny celnej. Wtedy nie mieliśmy globalnej gospodarki, a i tak skutki dla świata były fatalne. Obecnie mamy tak skonstruowany obieg gospodarczy i łańcuch handlowych wymian, że Trumpowi niekoniecznie udałoby się wymusić od innych państw to, czego chcą USA – mówi prof. Daniel Boćkowski.
Według eksperta zapowiedź nałożenia ceł jest bardziej na użytek wewnętrzny. - Trump chce pokazać Amerykanom, że robi wszystko, by było im lepiej - komentuje Boćkowski.
Niektórzy ekonomiści czynią porównania z podwyżkami ceł dokonanymi przez USA w czasie Wielkiego Kryzysu, na mocy ustawy Smoota-Hawleya z 1930 r. Ówczesna podwyżka ceł przedłużyła kryzys gospodarczy na świecie. Przypomnijmy, że obecnie część ceł została już czasowo wprowadzona ze strony USA i dotyczyła produktów z Kanady i Meksyku.
Tym razem jednak miałyby objąć również produkty z Unii Europejskiej. - Nie chcemy odwetu, ale mamy silny plan dotyczący takich działań, jeśli będzie to konieczne - zapowiedziała we wtorek przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen w Parlamencie Europejskim.
Przypomnijmy, że w połowie marca administracja USA ogłosiła już 25-procentowy wzrost ceł na unijne: stal, aluminium, samochody i komponenty motoryzacyjne. Kolejne sektory, takie jak farmaceutyki, półprzewodniki czy drewno, również mają zostać objęte tą polityką. W odpowiedzi na te taryfy KE poinformowała o nałożeniu przez UE ceł odwetowych na towary ze Stanów Zjednoczonych o łącznej wartości 26 mld euro.
"Europa odpowie cłami"
Jak przypomina prof. Daniel Boćkowski, Unia Europejska dla elektoratu Trumpa jest tradycyjnym wrogiem.
- Także dla biznesmenów związanych z liderem republikanów. Dla nich Unia to struktura gospodarcza, która uniemożliwia działania i robienie interesów z poszczególnymi państwami. Już w trakcie pierwszej prezydentury Trump nie ukrywał, że rozbicie Unii Europejskiej jest celem Stanów Zjednoczonych. Chciał usunąć z obiegu jednego z dużych graczy. Obecnie mamy kontynuację tej polityki, rozbijania wewnętrznie Europy - twierdzi prof. Daniel Boćkowski.
Jak podkreśla, jeżeli Trump nałoży cła na Europę, to Europa również nimi odpowie. - Tu nie ma "zmiłuj się". Choćby dlatego, że nie możemy sobie pozwolić na działania, w których jednostronnie jesteśmy atakowani. Oczywiście każde cła w obie strony będą komplikowały nam życie. Niestety, Unia Europejska będzie miała problem, bowiem "trochę" tych towarów jest powiązanych z USA. W drugą stronę jest mniej. Ale to nikomu nie służy, bo zostanie to przerzucone na klienta - ocenia profesor z Uniwersytetu w Białymstoku.
- Przecież firmy nie będą płacić większych ceł, a zapłaci odbiorca, który będzie musiał wydać więcej. Czeka nas efekt mrożący. Trump postanowił działać wyłącznie z punktu widzenia siły. Wierzy, że Ameryka będzie wielka, kiedy wszyscy jej będą się bali – dodaje Boćkowski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trump chce wyrwać Rosję Chinom? "Chiny niewątpliwie są zaskoczone"
"Może Ameryki nie uczynić wielkiej"
W jego ocenie, jeżeli Trump narzuci na wszystko cła, to nagle wszystkie firmy i biznesy nie przerzucą się do Stanów Zjednoczonych.
- Ameryka jest do tego za słaba. Nie ma tam wystarczającej infrastruktury czy linii produkcyjnych. W efekcie część produktów zniknie, a część podrożeje. Siła Ameryki Trumpa to nie siła czasów Ronalda Reagana. I może się spotkać z mocną odpowiedzią wielu państw - twierdzi Boćkowski.
Wojciech Jakóbik przypomina, że jesteśmy blisko 100 lat po wojnie celnej, która została wszczęta przez Amerykanów i przyniosła katastrofalne skutki.
- Ale przecież teraz żyjemy w innych, gospodarczych i politycznych realiach. Kopiowanie tamtych decyzji nie może być efektywne. Wynika z potrzeb polityki wewnętrznej. Donald Trump jest zakładnikiem swojego sloganu wyborczego "Make America Great Again" (Uczyńmy Amerykę znowu wielką - red.). Tyle że pójście na wojnę celną może nie uczynić jej wielkiej, a tylko przysporzy jej wrogów - podsumowuje Jakóbik.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski