PolskaDobry prezes musi kraść

Dobry prezes musi kraść

"Gazeta Wyborcza" zamieściła dziś wywiad z byłym prezesem Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska w Łodzi, Andrzejem Berezowcem.

Opisuje on, jak został szefem Funduszu z poręczenia Samoobrony. Berezowiec, specjalista z prestiżowym tytułem MBA twierdzi, że zastał w Funduszu przede wzystkim przerost zatrudnienia - ponad 60 osób, a pracy było dla 40. Pierwszą reakcją pracowników na nowego szefa była kolejka do jego gabinetu.
- Błagali mnie, bym ich nie zwalniał. Dla nich było oczywiste, że gdy zmieniał się prezes to wyrzucał wszystkich ze starego układu i dawał pracę swoim - mówi Berezowiec.

Rozmówca gazety opisuje też, jak prawa ręka Andrzeja Leppera - Stanisław Łyżwiński kazał mu zatrudnić swojego przyjaciela na stanowisku dyrektora generalnego.
- Dać mu 8 tysięcy, służbowy samochód, skeretarkę i komówkę - mówi były prezes.

Opowiada, jak zapytał kandydata, co będzie robił i usłyszał w odpowiedzi, że nic, będzie po prostu dyrektorem. Nie został przyjęty do pracy mimo natychmiastowego telefonu do Andrzeja Leppera.

Berezowiec opowiada też, jak dostał do Samoobrony listę ludzi do zwolnienia ale tego nie zrobił, partia zabroniła mu też likwidowąć spółki-córki funduszu, przynoszące 10 milionów strat rocznie. W końcu dano mu ostatnią szansę - rozmówca, którego tożsamości Berezowiec nie chce zdradzić zaproponował, że dalej będzie prezesem, jeżeli wyprowdzi mu z Funduszu 2 miliony złotych. W końcu został odwołany.
- Miałem jakieś złudzenia, że da się tym kierować jak normalną firmą. Co tu mówić, wygłupiłem się. Teraz wracam do normalnego biznesu - kończy wywiad dla "Gazety Wyborczej" były prezes łódzkiego NFOŚ. (IAR)

Więcej w "Gazecie Wyborczej"

Źródło artykułu:WP Wiadomości

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)