Polska"Do Rzeczy": Platforma POzamiatana

"Do Rzeczy": Platforma POzamiatana

Piotr Gociek swoją nową książką przekonał mnie, że bez wniknięcia w naturę i istotę wewnętrznej transformacji Platformy nie zrozumiemy cynizmu, bezwzględności i brutalności jej działaczy - pisze w "Do Rzeczy" publicysta Sławomir Cenckiewicz.

"Do Rzeczy": Platforma POzamiatana
Źródło zdjęć: © WP

21.10.2015 | aktual.: 21.10.2015 10:52

Dotychczas nikt tego jeszcze nie zrobił! Ani dziennikarz, ani tym bardziej socjolog, ani politolog nie poddał tak rzeczowej analizie rządów Platformy Obywatelskiej trwających od blisko dekady (jeśli liczyć również wygrane przez nią wybory samorządowe w 2006 r.)! Nikt też w tej skali co Piotr Gociek nie zastanawiał się nad fenomenem platformerskiego anty-PiS ani nie przejrzał ukrytej w nim strategii pozwalającej wygrywać kolejne wybory i rządzić Polakami.

Gociek znalazł klucz do tego anty-PiS-owskiego „samograja” i systemu Donalda Tuska, nie obwieszczając wcale jego ostatecznego końca.

A poza tym, choć pewnie niezamierzenie, książka „Pozamiatane. Jak Platforma Obywatelska porwała Polskę?” jest aktem oskarżenia sformułowanym przeciwko jakości polskiego dziennikarstwa i związanej z tym kondycji polskiej debaty publicznej.

Gdyby dziennikarze w Polsce mieli podobny do Goćka głód wiedzy, umiejętność uporządkowanego gromadzenia jej i zmysł analityczny, Platforma nie zdołałaby porwać Polaków i ukraść im państwa. Przynajmniej nie aż na osiem lat.

Łaska porażki

Opowieść Piotra Goćka zbudowana jest na kilku modułach. Pierwszy z nich, niezwykle istotny, to opowieść o tym, jak można wygrać polityczną wojnę pomimo wcześniej przegranych bitew, które wydawały się decydować o „być albo nie być” w polityce. To opowieść o Donaldzie Tusku, który w 2005 r. przegrał prezydenturę i parlamentarną większość, ale dopiero przez to „zrozumiał, że został ograny na polu politycznego PR i że wszystko, co na tym polu zostało już zrobione przez Platformę, to jeszcze za mało”.

Tusk wiedział, że nic więcej nie zdziała, jeśli będzie tylko czekał, aż PiS się wypali i wykrwawi obciachową koalicją z Giertychem i Lepperem, że nie wygra, jedynie gadając o słusznych postulatach, że błękitna koszula i brak brzucha nie wystarczą. Myślał, jak „zahipnotyzować szczury tak, żeby dały się wyprowadzić z miasta i potopić w Wezerze”. I to mu się udało! Jak? Radykalizując konflikt z PiS, przekształcając go świadomie w wielką wojnę, w której nie liczą się jakiekolwiek zasady i etyka, budując społeczną emocję wokół wyimaginowanych zagrożeń związanych z lustracją, izolacją Polski w świecie lub religijną „iranizacją” kraju, przejmując przy tym wszystkich dotychczasowych obrońców i rzeczników systemu III RP z najbardziej zatwardziałymi bolszewikami, funkcjonariuszami reżimu PRL i ich agentami włącznie.

Stąd właśnie rok 2005 jest prawdziwym początkiem końca Platformy „trzech tenorów”, dni skupienia w Tyńcu i wizyt na Franciszkańskiej 3 w Krakowie, walki o pozycję Polski w Unii Europejskiej... Tak rodziła się nowa Platforma, bez wyraźnych skrzydeł i frakcji konserwatywnych lub liberalnych, ale utylitarna, skuteczna, a jeśli trzeba, to także brutalna o twarzy Palikota.

Tusk okazał się „pilnym i pojętnym uczniem”, który świadomie wykopał rów konfliktu, a politykę polską przesunął z klasycznych podziałów i sporów programowych w świat postpolityki bez ideowych właściwości. W jakimś sensie narodził się też nowy Tusk, dostrzegający znaczenie manipulacji, psychologii społecznej i marketingu politycznego, które, by rządził, muszą stać się ważniejsze niż realne problemy kraju oraz ludzi.

Słabo wykształceni z małych miast

Okazuje się, że manewr Tuska, żelazną ręką transformującego PO, miał swoje naturalne podglebie w postaci ludzi aparatu partyjnego i wiernego mu elektoratu.

Analiza wyników poziomu wykształcenia członków Platformy, pochodzenia społecznego i miejsca zamieszkania jej członków, jaką przywołuje Gociek, pokazuje, że dominują w niej ludzie bez wyższego wykształcenia, z małych miast i miasteczek, a do tego mężczyźni grubo po czterdziestce lub nawet pięćdziesiątce. Innymi słowy, ludzie w znacznym stopniu dotknięci syndromem PRL, bez wyrazistych poglądów, nastawieni w dodatku na jakiś rodzaj kariery połączonej najlepiej z poprawą statusu materialnego, co z kolei wiążą z pełnieniem funkcji publicznych w gminach, miastach, województwach, Sejmie i Senacie.

Tacy ludzie albo owej przemiany PO w ogóle nie zauważyli, albo też zupełnie nie angażowali się w nią mentalnie, uznając, że skoro Tusk zapewnia im apanaże i awans, to spory natury ideowej oraz etycznej nie mają większego znaczenia.

Cała reszta, to znaczy medialny wizerunek PO jako partii inteligenckiej, racjonalnej, nieoszołomskiej, na swój sposób elitarnej, to fikcja. „Owa wirtualna, fikcyjna Platforma to – jak pisze Gociek – rodzaj sprzysiężenia ludzi dobrej woli, którzy oburzeni kierunkiem, w jakim zmierzała Polska pod rządami ludzi nieodpowiedzialnych, cynicznych i nieuczciwych, postanowili założyć coś na kształt okrągłego stołu na zamku Camelot; wszyscy rycerze króla Artura zasiadający przy tym stole mieli współzawodniczyć w niesieniu pomocy mieszkańcom kraju.

Taką autoprezentację PO sprzedawała od samego początku: nowa jakość na scenie politycznej, nie partia, lecz ruch obywatelski, nie ugrupowanie wodzowskie, ale sojusz wolnych z wolnymi, równych z równymi, w którym o wszystkim decydują prawybory, a celem nadrzędnym jest dobro Polski. Plus oczywiście Donald Tusk w roli dobrego króla Artura”.

Udawać partię polityczną

Gociek przekonał mnie, że bez wniknięcia w naturę i istotę wewnętrznej transformacji Platformy Obywatelskiej nie zrozumiemy cynizmu, bezwzględności i brutalności jej działaczy. Smoleńsk, stosunek do ofiar i śledztwa, ogłoszenie (przez Sławomira Nowaka) Jarosława Kaczyńskiego w 2010 r. "kandydatem specjalnej troski", publiczne zachwycanie się Dominikiem Tarasem i pochwalanie profanacji krzyża na Krakowskim Przedmieściu, a nawet identyfikowanie się z satanistą „Nergalem” i banalizacja morderstwa Marka Rosiaka w biurze PiS w Łodzi dokonanego przez byłego członka PO Ryszarda Cybę (pisano, że to wina „całej klasy politycznej” i „nas wszystkich”) są w tej strategii jedynie kolejnym etapem przemyślanego budowania emocji i klimatu dla zatrzymania „talibów” z i tak już osłabionego po 10 kwietnia 2010 r. PiS.

Również obecny Kopaczowy dryf w lewo – w stronę genderyzmu, aborcji, in vitro i pigułki „dzień po” dla nastolatków – jest więc zupełnie zrozumiały i naturalny w tym sensie, że PO jest przede wszystkim nie partią, ale pospolitym ruszeniem wszystkich przeciwko PiS, więc nie obowiązują w niej jakiekolwiek ideowe zasady, bo ich tam po prostu już nie ma. Odbiciem takiego przemyślanego i zaplanowanego jeszcze przez Tuska bezideowia, które nie wywołuje w zasadzie fermentów i frond partyjnych, jest – zdaniem Goćka – ściągnięcie pod skrzydła PO każdego, kto chce walczyć z PiS, choćby jedynie dla własnej korzyści związanej z uzyskaniem mandatu posła lub senatora. „Od lewej strony mamy przecież na listach PO Grzegorza Napieralskiego, byłego szefa SLD, i Tomasza Cimoszewicza, syna byłego postkomunistycznego premiera. Od prawej zaś Michała Kamińskiego (dawnego działacza Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego oraz Prawa i Sprawiedliwości), byłego wiceprezesa PiS Ludwika Dorna oraz ciche wsparcie dla Romana Giertycha
(byłego szefa Ligi Polskich Rodzin i wicepremiera w rządzie Jarosława Kaczyńskiego).

Oznacza to, że ciągle żywa i aktualna jest koncepcja Tuska, zgodnie z którą Platforma ma ze wszystkich sił udawać partię zawierającą w sobie wszystkie pozostałe. Realizacja tej koncepcji pozwoli PO skupiać wyborców chcących głosować na rozsądnych lewicowców, rozsądnych prawicowców i tych, którzy wolą zostać w centrum. Zaś wszystko, co się dzieje poza PO, to niebezpieczne ekstremizmy”.

Pozamiatane, ale jak?

Na koniec odpowiedź na fundamentalne i tytułowe pytanie: W jaki sposób Platforma porwała Polskę i Polaków? Piotr Gociek nie ma wątpliwości, że dokonano tego na kilka powiązanych ze sobą sposobów, które zresztą poddał wnikliwej analizie. Nie daje tyleż prostackiej, co płytkiej i popularnej na prawicy recepty: dzięki przychylności mediów. Chociaż także to miało i ma swoje znaczenie.

Najważniejsze z przyczyn porwania Polski to: przeprowadzenie w 2007 r. szerokiej kampanii na rzecz zwiększenia frekwencji wyborczej; wejście w dorosłość pokolenia luzu, zabawy i wartości bycia cool; skuteczna realizacja koncepcji herestyki, czyli ustawienie sytuacji decyzyjnej w taki sposób (zatrzymać PiS i zmienić sytuację na lepsze), aby ludzie zostali zmuszeni przez okoliczności (zagrożenie wolności i swobód obywatelskich) poprzeć Platformę. W efekcie tego porwania mamy państwową ruinę.

Źródło artykułu:Do Rzeczy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (172)