"Do Rzeczy": Awatar Putina
Wiosną mają ruszyć zdjęcia do międzynarodowej produkcji zatytułowanej „Putin”. To kolejny krok na drodze prezydenta Rosji do pozycji ikony męskości. Jej początków szukać należy w powieściach fantasy, które uformowały postsowiecką męską wyobraźnię - piszą Elena i Gabriel Michalikowie w nowym numerze tygodnika "Do Rzeczy".
19.03.2016 | aktual.: 01.04.2016 20:24
Putin z tygrysem, Putin na polowaniu, Putin podczas uprawiania sportów ekstremalnych. Silny, brutalny, otoczony aurą przygody i seksualnej atrakcyjności. Jeśli upływ czasu zaciera rysy macho, to z pomocą prezydentowi Rosji biegną chirurdzy plastyczni i eksperci od wizerunku.
Publiczny image prezydenta Federacji Rosyjskiej to odbicie najpopularniejszych wzorców kultury masowej. Putin wielbiony przez miliony Rosjan to postać rodem z tzw. fantasy imperialnego, gatunku literatury masowej, który nieprzerwane triumfy święci w przestrzeni postsowieckiej już od blisko ćwierć wieku.
Dziewiętnastowiecznym teoretykom państwa komunistycznego zamarzyło się społeczeństwo, w którym instytucja małżeństwa podzieli los innych, jak pisano, burżuazyjnych przeżytków. Zasada „każdemu wedle potrzeb” miała objąć również intymną sferę życia. Apetyty towarzyszy, zwłaszcza tych śmielszych i ignorujących emancypacyjne aspiracje towarzyszek, sięgały nawet nacjonalizacji kobiet. Raj na ziemi miał być także rajem seksualnym. Jednak teoria swoje, a życie swoje. W czasie wojny domowej w Rosji i przez kilka pierwszych porewolucyjnych lat obyczaje, zwłaszcza w Moskwie i Petersburgu, uległy wprawdzie częściowemu rozluźnieniu, ale już w drugiej połowie lat 20. XX w., a zwłaszcza wraz z końcem ery NEP, sowiecka władza ukształtowała stosunki międzyludzkie w duchu purytanizmu, bardziej pruderyjnego niż ten znany z wiktoriańskiej Anglii.
"W Sojuzie seksa niet"
W więzi pomiędzy kobietą a mężczyzną, podobnie jak w więzach rodzinnych czy więzi człowieka z Bogiem, dostrzeżono groźną konkurencję dla relacji najważniejszej w sowieckich warunkach, to znaczy dla tej, która łączy człowieka z państwem. Więź erotyczną poddano dewaluacji. Jeśli więc seksem nazwać płaszczyznę erotycznego spotkania dwojga ludzi, złączonych czymś więcej niż tylko pragnieniem zaspokojenia potrzeby fizjologicznej, to za prawdziwe należy uznać słowa porzekadła „w Sowieckom Sojuzie seksa niet”.
Wraz ze zredukowaniem erotyzmu do czynności na wpół zwierzęcych unieważnieniu uległa jedna z męskich ról, do niedawna kluczowa, uwieczniana w przedrewolucyjnych prozie, malarstwie i kulturze masowej: rola romantycznego kochanka. Miejscem realizacji mężczyzny miały się stać pole zwycięskiej bitwy, fabryka z jej etosem przodownictwa pracy i sala obrad, na której rozstrzygały się losy światowego proletariatu.
Jednak na deklaracjach się zazwyczaj kończyło, a możliwości męskiej samorealizacji dotyczyły tylko ułamka społeczeństwa, jednostek najsprytniejszych, umiejętnie wpisujących się w system dworskich intryg, oportunizmu i bezwzględności. Mężczyzna sowiecki nie był żadnym panem stworzenia, tylko niewolnikiem poniżanym przez kolejne szczeble formalnych i nieformalnych „naczalników”. Nie był nawet ojcem, gdyż zrazu ojcem wszystkich narodów był towarzysz Stalin, a po jego śmierci ojcostwo pozostawało nadal kondycją podejrzaną, bo nazbyt intymną – było w nim coś ze spisku czy konspiracji.
Cóż miał zatem zrobić ze sobą poniżony i odarty z męskich atrybutów sowiecki mężczyzna? Sublimować! Męska część ludności sowieckiego imperium niestrudzenie sublimowała zarówno instynkt seksualny, jak i osobiste ambicje. Męskość ascetyczna, podporządkowana Planowi i Walce, wyzuta z erotyzmu, stawała się przez kolejne dziesięciolecia męskością jedyną, pożądaną i propagowaną, sławioną przez literaturę i kinematografię.
Rosyjskim mężczyznom odebrano seks jako pole realizacji, odebrano władzę, odebrano wolność, odebrano ojcostwo, ale dano w zamian coś – jak głoszono – cenniejszego: poczucie bycia cząstką gigantycznego projektu.
W jakimś sensie ten model sublimacji żywy jest do dziś. Rosjanie gotowi są znosić największe upokorzenia i niegodziwości ze strony swoich przywódców, w zamian za tę niezwykłą świadomość, że przynależą do czegoś wielkiego: do najobszerniejszego terytorialnie państwa na świecie, do imperium atomowego, w końcu do Trzeciego Rzymu. Kulminacyjny moment sowieckiej męskiej przygody rozegrał się 12 kwietnia 1961 r., gdy sowiecki mężczyzna jako pierwszy z ludzi poleciał w Kosmos.
Śmierć stachanowca, narodziny macho
Przez dekady sowiecka męskość, sublimowana w państwową dumę, pęczniała. Modele ulegały pewnym zmianom na zasadzie korekt w oparciu o „mądrość etapu”, niezmienne pozostawało jednak oddzielenie męskiej tożsamości od erotyki. Męskość w swej tradycyjnej postaci stanowiła ciągle owoc zakazany, ale i figurę zbędną „obywatelowi Ojczyzny Światowego Proletariatu”. Aż przyszły lata 80.
W Afganistanie, w Czarnobylu i na Kremlu wysublimowana konstrukcja dzień po dniu sromotnie więdła. Imperium chyliło się ku upadkowi. Wraz z utratą możliwości spełniania się męskości w procesie praktykowanej od dziesięcioleci sublimacji udziałem milionów sowieckich mężczyzn stało się poczucie zagubienia. Ucieczki przed światem, w którym nie mogli znaleźć sobie miejsca, szukali w kieliszku. Ci, którzy nie zapili się na śmierć, musieli w latach 90. udzielić na nowo odpowiedzi na pytanie: Co znaczy być mężczyzną?!
Próby wskrzeszania męskości przedrewolucyjnej okazały się niewypałem. Owszem, brano z niej czasem kilka póz, kostiumów i rekwizytów, jednak przepoczwarzenie się kołchoźnika w absolwenta Korpusu Paziów wymagałoby od sowieckiego mężczyzny pracochłonnego opanowania wielu umiejętności z zakresu savoir-vivre’u, śmiesznych w dzisiejszym świecie i nieprzystających do rumowiska, w jakim przychodziło mu żyć. Inne drzwi też okazały się zamknięte.
Czy to na skutek zasianego w sowieckiej duszy antyzachodniego resentymentu, czy też może wobec podskórnie odczuwanego uwiądu zachodnioeuropejskiej cywilizacji, proste i efektowne wzorce męskości, podsuwane przez zachodnią kulturę masową, nie nadawały się do łatwej adaptacji. Mężczyzna postsowiecki był neurotyczny. Pragnął za wszelką cenę wyzwolić się z traumy ascetyzmu i aseksualności.
Wehikułem wyzwolenia okazała się brutalność. Bohatera masowej wyobraźni od lat 90. charakteryzują kult siły fizycznej, potrzeba dominacji i walka o zajęcie wysokiego miejsca w hierarchii. Bywa bandytą, żołnierzem, agentem służb specjalnych. To macho – silny, agresywny, atrakcyjny seksualnie. Takie postaci tworzyli autorzy rosyjskiego fantasy spod znaku „Magii i Miecza”, które przez lata ułożyło się już w odrębny gatunek – fantasy imperialne.
W warstwie symbolicznej dochodzi w tych książkach do idealizacji minionej epoki. Bohaterowie wywodzą się ze świata, który był dobry, szlachetny i męski. Świat ten zburzono. I jakkolwiek ów praświat byłby zamaskowany – czy będzie przedstawiony jako odległa planeta, czy nieistniejąca już kraina – jest całkiem czytelne, co ten utracony raj symbolizuje, a akcja wielu powieści fantasy opisuje proces odbudowy lub budowy imperium.
Alter ego prezydenta
Idealny postsowiecki męski konstrukt stanowi Stanisław Swaróg, bohater cyklu powieściowego Aleksandra Buszkowa. O ile nazwisko bohatera pochodzi od imienia prasłowiańskiego bóstwa, o tyle on sam – wprost ze Związku Sowieckiego. Z rozterkami i marzeniami postsowieckiego mężczyzny łączy iście zachodnią seksowność, żądzę przygód i siłę.
Na początku liczącej już kilkanaście tomów opowieści, zainaugurowanej w 1996 r., Swaróg był typowym mężczyzną sowieckim: wojskowym niewysokiego stopnia, wychowanym bez ojca, żonatym, pijącym. W jego strukturze osobowości nader ważne miejsce zajmowała trauma wywołana rozpadem sowieckiego imperium. Swaróg ląduje na obcej planecie, a jego dalsze dzieje, opisane w kolejnych tomach, publikowanych do dziś i cieszących się niesłabnącą popularnością, to przede wszystkim historia zdobywania nieograniczonej władzy i mocy.
Tym, co różni Swaroga od jego zachodnich odpowiedników, jest gromadzenie zasobów i władzy li tylko dla władzy. On nie chce czerpać radości z życia i konsumować. On ma misję: zbudować imperium!
Ten wyśniony postsowiecki mężczyzna prowadzi bujne życie seksualne. Obce są mu jednak przywiązanie i erotyczny romantyzm. Od kobiety bierze to, czego mu potrzeba, i pędzi dalej budować męski świat.
Swaróg wyskoczył z kart powieści do życia realnego. Kilka lat po ukazaniu się pierwszych książek Buszkowa et consortes agresywny mężczyzna o imperialnych ambicjach, jakby żywcem wyjęty z tych tomów, mający za sobą życie bliźniacze do tych, jakie były udziałem bohaterów powieściowych cykli, stanął na czele Rosji.
Podobieństwo Władimira Putina do Swaroga obejmuje nawet najmniejsze detale, w tym sposób konstruowania wypowiedzi i leksykę. Rozpowszechniane przez speców od wizerunku podobizny prezydenta są niemal kalką okładek książek Buszkowa. Czy Putin, jakiego miliony Rosjan oglądają codziennie na ekranach telewizorów, jest najprawdziwszym z prawdziwych sowieckich mężczyzn, który po nokautującym ciosie podniósł się wyjątkowo zgrabnie i wysoko? Czy też może na odwrót – wizerunek prezydenta jest dziełem misternej (auto)kreacji.
W tym drugim przypadku należałoby przyjąć, że Rosją rządzi awatar bohatera drugorzędnej literatury, którego pierwowzór, z męskością boleśnie pokiereszowaną przez rozpad Sowietów, zamarzył sobie podporządkowanie swej władzy całego kosmosu.
Mołojecka sława Putina zatacza coraz szersze kręgi międzynarodowe. Leonardo DiCaprio, aktor, którego sam prezydent Rosji skomplementował przed kilku laty określeniem „prawdziwy mężczyzna”, z entuzjazmem wypowiada się o projekcie filmu, w którym miałby się wcielić w postać rosyjskiego prezydenta.
Nowy numer "Do Rzeczy" od poniedziałku w kioskach