ŚwiatDo diabła z euro!

Do diabła z euro!

Pięć lat po likwidacji marki, franka i lira w Europie rodzą się lokalne waluty. Tyle że zamiast rządów państw wypuszczają je sami obywatele.

Do diabła z euro!
Źródło zdjęć: © AFP

01.03.2007 06:07

Drukarz ma ostatnio tyle roboty, że nie śpi po nocach. Farba na banknotach już się nie rozmazuje, ale każda partia i tak schnie po kilka godzin. Spec od wprowadzania banknotów do obiegu wciągnął do współpracy 35 sklepikarzy, ale fama drukarni pieniędzy w bawarskim Prien szybko obiegła całą okolicę. Dziś ledwo nadąża z drukiem. 33-letni Christian Gelleri nie jest fałszerzem pieniędzy. W środku strefy euro drukuje własną walutę - chiemgauera (czyt. kimgauera). Nazwa pochodzi od Chiemgau, regionu Bawarii nad jeziorem Chiemsee, w którym cyrkuluje jego pieniądz.

Gelleriemu, byłemu nauczycielowi matematyki w miejscowym gimnazjum, pomaga kilka byłych uczennic. Gdy zaczynali cztery lata temu, nikt nie dawał im szans. Dziś w całych Niemczech jest już 18 lokalnych systemów walutowych wzorowanych na chiemgauerze. - Idzie nam świetnie. Już 550 sklepów, przychodni i restauracji akceptuje naszą walutę. W obrocie jest ponad 110 tysięcy chiemgauerów - chwali się Gelleri. - Ludzie dzwonią do nas i proszą o pomoc. Wszystkim mówię, że najważniejsze jest zaufanie, że pieniądz to nie rzecz, tylko umowa między ludźmi.

Strona techniczna to pestka.

Bundesbank mógłby zdelegalizować lokalne waluty, ale urzędnicy doceniają ich znaczenie dla regionalnych społeczności: wspierają lokalne gospodarki i organizacje pozarządowe, integrują mieszkańców. Poza tym łączna wartość wszystkich banknotów drukowanych przez oddolne inicjatywy w Niemczech nie przekracza 300 tysięcy euro (łączna wartość europejskiej waluty wynosi 610 miliardów euro).

Dobre, bo bawarskie

Najwyższy nominał drukowanego banknotu to 30 chiemgauerów. Jeden chiemgauer to jedno euro. - Jeśli chcesz wejść do gry, musisz wymienić 100 chiemgauerów za 100 euro. Możesz je wydać wszędzie tam, gdzie znajdziesz nasze logo. I masz pewność, że dostaniesz produkt "made in Bavaria" - mówi Gelleri.

Z zarobionymi chiemgauerami przedsiębiorcy przychodzą do stowarzyszenia Gelleriego i wymieniają je na euro, ale nie w stosunku "jeden do jednego". Za 100 chiemgauerów otrzymują 95 euro. Dwa euro idzie na pokrycie kosztów stowarzyszenia, pozostałe trzy na wskazany przez klienta cel charytatywny lub lokalną inwestycję.

W Prien głównym beneficjentem jest miejscowa szkoła - w ubiegłym roku "zarobiła" na walucie Gelleriego 16 tysięcy euro. W innych niemieckich gminach nieformalny podatek idzie na pomoc starszym ludziom, żłobki, stołówki i muzea. Ale korzystają również zrzeszeni w stowarzyszeniu przedsiębiorcy.

- Te pięć euro, które tracimy na każdej setce, nie ma znaczenia - mówi Herbert Rifel, kierownik sklepu Alpenblick w Prien. - Dzięki chiemgauerowi skoczyły nam obroty. Ludzie nie chcą kupować w hipermarketach zaopatrywanych przez światowe giganty. Logo chiemgauera stało się rozpoznawalną marką, poza tym sprzedawcy trafnie uznali, że klient jest gotów zapłacić więcej za lokalny towar. Waluty wielofunkcyjne

Pomysł kilku nastolatek i nauczyciela matematyki z Prien zainspirował w Niemczech wielu lokalnych aktywistów. W kilkudziesięciu berlińskich restauracjach za kawę można płacić berlinerami, w Bremie od 2001 roku sklepikarze przyjmują rolandy zamiast euro, a w Karlsruhe działa też carlo.

Zwolennikami lokalnych pieniędzy są również Brytyjczycy. W okolicach Londynu działa kilkanaście LETS-ów, lokalnych systemów wymiany towarów i usług. W Szwajcarii dużą popularnością cieszy się WIR - wirtualna waluta, którą obracają małe i średnie przedsiębiorstwa. Za oceanem najbardziej znane lokalne środki płatnicze to CalgaryDollar i najstarsze (z 1991 roku) nowojorskie "godzinki" z Ithaca.

Lokalnym walutom sprzyja nie tylko wyrozumiałość rządów narodowych, ale również ich niekompetencja. - Tak było w przypadku kryzysu argentyńskiego w 2002 roku. Gdy wartość narodowej waluty staje się nieprzewidywalna, ludzie zaczynają wymieniać towary lub tworzą własną walutę - tłumaczy Andrzej Sadowski z Centrum imienia Adama Smitha. Gdy pięć lat temu argentyńskie peso poleciało gwałtownie w dół, a bankomaty na ulicach Buenos Aires przestały wypłacać pieniądze, rolę "zastępczego" środka płatniczego odegrała IOU, waluta stworzona spontanicznie przez samorządy lokalne i przez nie gwarantowana. - Dzięki IOU wielu Argentyńczyków uratowało część swoich oszczędności - mówi Sadowski.

Tworząc chiemgauera, Gelleri zastosował jeszcze jeden oryginalny mechanizm. - Nasza waluta się starzeje. Jeśli będziesz ją trzymał w skarpecie, straci na wartości. I to wcale nie z powodu inflacji - mówi Gelleri. Chiemgauer nie ulega inflacji, bo jest sztywno powiązany z euro. Jego wartość w stosunku do europejskiej waluty jest zawsze taka sama. Ale na bawarskich banknotach jest data ważności. Jeśli właściciel nie wyda ich w ciągu trzech miesięcy, banknot traci dwa procent swojej wartości.

Aby przywrócić mu pierwotną wartość, trzeba nakleić na banknot znaczek sprzedawany przez stowarzyszenie. - Chiemgauer "parzy" w ręce. Dzięki temu nikt nie oszczędza, tylko wydaje, a interes się kręci - mówi Gelleri. Ale najważniejsze jest poczucie wspólnoty. Chiemgauer jest umową opartą na zaufaniu.

Łukasz Wójcik

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)