ŚwiatDlaczego w Donbasie giną separatyści? Wybuchowa winda z "Motorolą" to nie pierwszy taki przypadek

Dlaczego w Donbasie giną separatyści? Wybuchowa winda z "Motorolą" to nie pierwszy taki przypadek

• Arsenij "Motorola" Pawłow padł ofiarą zamachu

• To już siódmy watażka z Donbasu zamordowany w ostatnim czasie

• Separatyści giną w wyniku lokalnej wojny o wpływy biznesowe

• Tropem może być też Kreml, któremu watażkowie przestają być potrzebni

• W separatystycznych "republikach" krzyżują się interesy polityków, oligarchów, służb specjalnych i mafii, stojących po obu stronach barykady

Dlaczego w Donbasie giną separatyści? Wybuchowa winda z "Motorolą" to nie pierwszy taki przypadek
Źródło zdjęć: © AFP | Aleksey Filippov
Robert Cheda

Motorolę opuściło szczęście najmity. Wraz z abchaskim ochroniarzem zginął w wybuchu zaminowanej windy, którą spieszył do żony o równie wdzięcznym pseudonimie "Lenka - Kanister". Pośmiertna obdukcja zawierała formułę medyczną: "obrażenia poniesione w wyniku fali uderzeniowej eksplozji materiału wybuchowego". Taka diagnoza była standardem w gangsterskich porachunkach lat 90. XX w., gdy donbaskie grupy przestępcze toczyły wojnę o podział stref wpływów.

Od pracy w myjni do zbrodni wojennych

Separatystyczne władze natychmiast obarczyły winą ukraiński wywiad wojskowy. Kijów odpowiedział oskarżeniem rosyjskich służb specjalnych. Komentatorzy śledzący rozwój sytuacji w Donbasie, zwrócili uwagę, że sprawa nie jest wcale tak oczywista, jak chciałyby tego przeciwne strony konfliktu.

Arsenij Pawłow to kolejna ofiara całej serii aktów terrorystycznych, w których życie stracili przywódcy militarnych band lub ukraińscy liderzy projektu Noworosja. Czarna seria zaczęła się w ubiegłym roku. W zamachach z użyciem ładunków wybuchowych, granatników przeciwpancernych i broni maszynowej zginęli m.in. Aleksiej "Prizrak" Mozgowoj, kozacki "ataman" Pawieł Driemow, Aleksander "Batman” Biednow, w końcu Arsenij "Motorola" Pawłow, żeby wymienić tylko najbardziej znanych.

Wszyscy oni od początku konfliktu w Donbasie z bronią w ręku walczyli przeciwko władzy w Kijowie. Mówiąc wprost, sami byli terrorystami, a w najlepszym wypadku rosyjskimi najemnikami. Tenże Pawłow urodził się na dalekiej Syberii, po czym jako żołnierz kontraktowy odbył dwie tury wojny czeczeńskiej. W cywilu był pracownikiem myjni samochodowej nieodległego Rostowa. W 2012 r. został skazany na półtora roku więzienia za kradzież samochodu. W 2014 r. odnalazł życiowe powołanie, jako obrońca Słowiańska i samozwańczy dowódca oddziału "Sparta", walczącego o donieckie lotnisko.

W myśl prawa międzynarodowego to przestępca wojenny, który sam dokumentował swoje zbrodnie, aby sprzedawać nagrania rosyjskim mediom. Jednoznacznie lump, złodziej i morderca. Szumowina typowa dla każdego wiru historii, który najpierw wydobywa takich osobników na powierzchnię, aby potem zgodnie z prawami fizyki pociągnąć na dno. Pozostali "komendanci" byli ludźmi tego samego pokroju i czasu.

Gdy zakończyła się aktywna faza działań wojennych na wschodniej Ukrainie, zaplanowanych i przeprowadzonych przez Rosję, okazało się, że projekt Noworosja nie wypalił. Odseparowane terytorium sąsiada obejmuje jedynie 30 proc. obwodów donieckiego i ługańskiego. Trudno więc mówić o masowym poparciu ludności tego regionu. A jednak Kreml uzyskał dokładnie to czego chciał, a więc instrument stałej destabilizacji militarnej i gospodarczej Ukrainy.

Rosja już nie potrzebuje "Motoroli" i spółki

Czas mija i okoliczności, takie jak ostry kryzys gospodarczy w Rosji, sprawiły, że kremlowskie scenariusze również uległy zmianie. Aby nadal grać Donbasem, jako atutem w dyplomatycznej grze, Moskwa musi zapewnić w regionie elementarny porządek, oznaczający pełną zależność i sterowność. Wobec takich planów ludzie typu "Motoroli" stali się nie tylko niepotrzebni. Zaczęli stanowić niebezpieczny przykład anarchii, która w razie ich osobistej potrzeby, na przykład materialnej, może się obrócić przeciwko samej Rosji. Najemnicy mają to do siebie, że walczą po stronie, która daje więcej. Już teraz Rosja ma kłopoty z niekontrolowanym napływem broni ze strefy walk. Rośnie przestępczość z udziałem byłych najemników.

Ponadto ich autokreacja zgodna z wizerunkiem "bezinteresownych rycerzy bez skazy", sprawia, że mają niebezpieczny potencjał polityczny. Ukraiński portal Opór Informacyjny przedstawił niedawno poszlaki wskazujące na taki właśnie motyw zabójstwa Mozgowoja. "Prizrak" miał na przykład w planach inicjatywę ruchu społecznego, w celu podjęcia dialogu z Kijowem. Nie po to Rosja inwestuje w Donbasie poważne środki materialne i wojskowe, aby każdy watażka prowadził własną politykę, na dodatek przewidującą jakąś formę dogadania się z Ukrainą, oczywiście poza plecami Kremla. To jeden z możliwych motywów fali zabójstw, choć z pewnością nie jedyny.

Tacy ludzie jak "Motorola" o psychopatycznej osobowości, czerpali siłę z ciągłego udziału w rzezi. W ten sposób stali się niewygodnymi świadkami rosyjskiej ingerencji w konflikt, skali i metod takiego zaangażowania. Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że i tak istnieją wystarczające dowody, a sprawa jest powszechnie znana. Ale jaka mogła być waga osobistych zeznań Motoroli, złożonych na przykład w Trybunale Haskim? Szczególnie na temat zestrzelenia malezyjskiego Boeinga. Ze względu na "bojowy szlak", Pawłow miałby sporo do powiedzenia na temat tej i innych zbrodni wojennych.


"Motorola" salutuje w Doniecku podczas parady wojskowej z okazji zwycięstwa nad nazistowskimi Niemcami, 9 maja 2016 r. (fot. AFP / Alexey Filippov)

Rodzi to generalne wrażenie, że im bardziej Moskwie zależy na wybrnięciu z Noworosji, w celu złagodzenia zachodnich sankcji, tym bardziej tak odpychające figury, jak "Motorola", nie pasują do dyplomacji w białych rękawiczkach. Akurat w listopadzie zmieni się prezydent USA, a wraz nową administracją w Waszyngtonie nadejdzie czas rozstrzygnięć, do których Moskwa przygotowuje się pełną parą, zresztą nie tylko w Donbasie, ale i w syryjskim Aleppo.

Warto również pamiętać, że wokół Putina także toczy się gra kremlowskich klanów o przeforsowanie własnego scenariusza dla Ukrainy. "Przywódcy" Doniecka i Ługańska - Aleksander Zacharczenko i Igor Płotnicki, o zwykłych watażkach nie wspominając, to pionki na rosyjskiej planszy gier o wpływy. W intrygach moskiewskich kuratorów Donbasu najskuteczniejszym uderzeniem w konkurenta jest "odstrzelenie" miejscowych płotek. Dlatego warto przyjrzeć się lokalnym układom siły.

Ługlandia

Na pozór wydaje się, że doniecki plenipotent Moskwy - Zacharczenko, incydentalnie wykorzystał instrument śmiertelnych zamachów. Ograniczył się do rozbrojenia nazbyt samodzielnych watażków, czemu przysłużyła się walna pomoc rosyjskich służb specjalnych. Tak naprawdę fundamentem stabilizacyjnego sukcesu jest kompromis ukraińskich oligarchów, separatystycznych władz i moskiewskich kuratorów. Najbardziej zainteresowany spokojem jest, nie od dziś, Rinat Achmetow, łożący - w postaci pomocy humanitarnej - grube miliony dolarów okupu za swoje mienie

Zupełnie inaczej jest w obwodzie ługańskim pod władzą Płotnickiego. To na jego terenie doszło do większości śmierci krnąbrnych watażków. Ich nieposłuszeństwo polegało w dużej mierze na próbach przejęcia kontroli nad lokalną gospodarką. Jej filarami są: pomoc finansowa Moskwy, humanitarne dostawy żywności, handel złomem wojennym, rosyjską ropą naftową i gazem, a przede wszystkim milionowe obroty miejscowym węglem.

Nie jest tajemnicą, że Ługańsk handluje nie tylko z Rosją, ale również z Ukrainą przy wykorzystaniu sprytnych schematów kontrabandy, m.in. za pośrednictwem Krymu. Ale nie tylko, o czym świadczy, rozkwitła w ubiegłym roku, gorąca przyjaźń ługańsko-abchaska. Chętnych do takiego bogactwa nie brakuje, na czele z samym Płotnickim. Ba, o majątek i przemytnicze schematy konkurują prawdopodobnie różne departamenty rosyjskiej FSB oraz zarządy GRU. A metody gry ekonomicznej są bezpardonowe, o czym świadczy los jednego z "bohaterów" Noworosji, zastrzelonego niedawno w słynnym podmoskiewskim osiedlu nuworyszy - Rublowce.

W 2014 r. Jewgienij Żylin, bo o nim mowa, na czele organizacji "Opłot" szturmował regionalne delegatury władz ukraińskich. Próbował także, choć bez powodzenia, wzniecić Antymajadan w Charkowie. Jak twierdzą rosyjskie media, Żylin był obecnie jednym z węglowych baronów Ługańszczyzny, inwestującym, a raczej "piorącym" w Rosji tak pozyskane środki. Za zabójstwem stoi prawdopodobnie mafia Płotnickiego, która chce zmonopolizować gospodarkę regionu. Aby pozbyć się konkurencji, Płotnicki zainscenizował latem zamach na samego siebie. Następnie nakazał wszcząć pokazowe śledztwo o próbę zamachu stanu, które rozbiło dotychczasowy triumwirat interesów, z którego wypadł "przewodniczący parlamentu" i "premier". Pierwszy szczęśliwie uciekł do Rosji, drugi popełnił samobójstwo po zatrzymaniu przez zbirów Płotnickiego, znanych jako "ministerstwo bezpieczeństwa". Komunikat ługańskiej "prokuratury" na ten temat jest doprawdy rzadkim kuriozum: "zatrzymany Cypkałow, w obawie przed śmiercią z rąk współspiskowców, popełnił
samobójstwo przy użyciu więziennej poduszki". Nic dodać nic ująć. Ot, jak się mówi w poradzieckim slangu przestępczym - razborki - mafijne porachunki. Tym niemniej doszło do pewnego paradoksu. Zarówno ukraińskie media, jak i niedawni entuzjaści Noworosji z Ługańska, obecnie na emigracji w Rosji, tak samo negatywnie oceniają Płotnickiego i stan Ługańszczyzny. W każdym razie bezprawie i terror panujące w tym regionie są porównywane do stalinowskich czystek z 1937 r. Innym celnym porównaniem są kraje Ameryki Południowej pod dyktatorskimi rządami w XX w.

Nadchodzą zmiany w Noworosji

Jeśli zaś chodzi o przyszłość, to świetlane perspektywy rysują się bardzo wyraźnie. Przynajmniej z kremlowskich komnat, w których dojrzał plan przekazania Ługańszczyzny w polityczną dzierżawę. Ajentem jest lokalny układ byłego ukraińskiego ugrupowania władzy Partii Regionów. W tym celu odbyła się farsa wyborów samorządowych, które ze względu na mińskie zobowiązania Rosji zostały zamaskowane jako "prawybory". Jak twierdzą rozgoryczeni działacze Noworosji, 80 proc. miejsc zajęli byli działacze i biznesmeni związani z Partią Regionów.

Co ciekawe, z ługańskimi porachunkami wiąże się jeden z wątków śmierci "Motoroli". W ramach braterskiej pomocy "przywódca" Doniecka wysłał "przywódcy" Ługańska oddział "Sparta", dowodzony przez Pawłowa. Motorola wrócił ponoć z wycieczki w ponurym nastroju, sypiąc frazami: "jestem już martwy". Może zatem jego śmierć, to znak, że Kreml postanowił się pozbyć zarówno Płotnickiego, jak i Zacharczenki?

W miejsce zakończenia, nasuwa się refleksja o losie pionków w rozdaniach głównych graczy. Nie chodzi o śmiertelną epidemię wśród watażków, ani dalsze losy separatystycznych "władz". Chodzi o przyszłość 2,5-3 mln Ukraińców, którzy nie uciekli z tego piekła. Po części dlatego, że nie mieli dokąd, bo spora grupa to emeryci w podeszłym wieku. A po części dlatego, że dali się omamić rosyjskiej propagandzie. To oni wiosną 2014 r. protestowali przeciwko Majdanowi. Zrywając ukraińskie flagi, wierzyli święcie, że wzorem Krymu także i do nich przyjdzie Rosja. Byli pewni, że obroni ich i przed "banderowską juntą", i przed pazernością ukraińskich oligarchów.

I co? I nic. Rosja nie dokonała kolejnej aneksji, a jeśli przyszła to w postaci armii, siejącej śmierć i zniszczenie. Dziś regiony, które tworzyły 30 proc. ukraińskiego PKB, leżą w gruzach. Społeczeństwo zostało zamienione w bezwolną masę odbiorców resztek z pańskiego stołu. Ludzie godzinami stoją, aby kupić trochę kaszy czy puszkę tuszonki, które nie zostały rozkradzione przez Płotnickich i Zacharczenków. Głodowe uposażenie wynosi 2-3 tys. rosyjskich rubli, podczas gdy najniższa rosyjska płaca to 6 tys. Na dodatek, zamiast porządku, panuje anarchia, którą zamienią rządy dobrze znanego i równie przestępczego układu Partii Regionów.

Nie ma śladu nadziei, panuje natomiast ogromny niepokój i bezradność, związane z pytaniem: co dalej? Jeśli Moskwa odpuści Donbas do końca, wówczas powróci Kijów, być może rozpoczynając własne represje.

Stanu pomiędzy Scyllą i Charybdą dopełnia rozgoryczenie byłych entuzjastów, którzy wskazują kardynalną różnicę pomiędzy obecnym składem władzy po obu stronach ukraińskiej barykady. Jak mówią sami mieszkańcy, może na Ukrainie rządzą "banderowcy", jednak to właśnie aktywiści Majdanu, w odróżnieniu od działaczy donbaskich Antymajdanów, zajmują dziś stanowiska ministerialne i parlamentarne.

A jeśli chodzi o następnego watażkę do likwidacji, to zapewne będzie nim kolejny "weteran" zbrodni wojennych. Niejaki "Giwi", stojący na czele bandy o prognostycznej nazwie "Somali".

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (86)