Ogromne długi i problemy z alkoholem. "To mogła być motywacja Szmydta"
Prawie pół miliona złotych do spłaty w parabankach, do tego zaległe alimenty i problemy z alkoholem. Jak pisze "Fakt", takie mogły być powody podjęcia przez byłego sędziego Tomasza Szmydta współpracy z białoruskimi służbami.
Wychodzą na jaw kolejne okoliczności wyjazdu Tomasza Szmydta z Polski, a także nowe informacje na temat życia byłego sędziego. Jak pisze "Fakt", Szmydt nie miał żadnych oszczędności, mieszkania, ani domu.
Okazuje się również, że do spłaty miał 584 tys. zł kredytów. Służby potwierdziły, że jego sytuacja finansowa była tragiczna i zadłużał się w parabankach - czytamy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Długi i alkohol - powód zdrady?
Były sędzia płacił za wynajmowane w Warszawie mieszkanie 4 tys. zł, do tego dochodziły alimenty. Śledczy, tropiący Szmydta ustalili, że zapożyczał się w parabankach i firmach oferujących tzw. chwilówki, czyli szybkie pożyczki z krótkim terminem spłaty i bardzo wysokim oprocentowaniem. Do tego miały dochodzić problemy z alkoholem.
Już wcześniej o takim scenariuszu mówił "Faktowi" Vincent V. Severski, pisarz, emerytowany pułkownik i były oficer wywiadu. - Aspekty finansowe są podstawą pracy każdego wywiadu i werbowania ludzi. Co do tego nie ma wątpliwości. Nawet jeśli werbowany zapewnia, że chce pracować na rzecz obcej agentury dla wolności, obalenia reżimu, dla demokracji, to i tak dostaje pieniądze po to, aby go mocniej związać - mówił Severski.
- Problemy finansowe, alkohol, labilność emocjonalna. To wszystko sprawiało, że mógł być atrakcyjnym celem obcych służb - pisze "Fakt", powołując się na "Gazetę Wyborczą". Ta z kolei cytuje swojego informatora.
Okoliczności wyjazdu z Polski
Z informacji, do jakich dotarła "Wyborcza", wynika, że między 7 a 10 czerwca 2023 r. Szmydt po raz pierwszy wyjechał do Mińska. Kolejne dwie podróże odbył do Turcji. Służby sądzą, że wyjazdy te nie były czysto turystyczne, ale mogły służyć werbunkowi.
"GW" opisała też okoliczności ostatniego wyjazdu. Śledczy ustalili, że Szmydt ruszył autem z Warszawy do Terespola. Przed przejściem granicznym utknął jednak w korku i na opuszczenie kraju czekał dobę. A to z kolei - według informatora gazety - obala teorię, że wyjazd byłego sędziego był ewakuacją prowadzoną przez białoruskie służby, które obawiały się dekonspiracji.
Sprawa Tomasza Szmydta
Wszystko zaczęło się, gdy były już sędzia II Wydziału Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie pojawił się 6 maja na propagandowej konferencji prasowej w Mińsku na Białorusi.
Państwowa białoruska agencja prasowa BiełTA poinformowała, że poprosił on władze Białorusi o "opiekę i ochronę". Były już sędzia powiadomił natomiast, że zrzeka się dotychczasowego stanowiska w WSA "ze skutkiem natychmiastowym". Następnie Szmydt zaczął się pojawiać w białoruskich i rosyjskich mediach i powtarzać tezy tamtejszej propagandy.
Czytaj również: Szmydt przed ambasadą w Mińsku. "Usiłował nagabywać dyplomatę"
Źródło: Fakt/Gazeta Wyborcza/WP