Dlaczego Rokita wylądował w szpitalu?
Unikał lekarzy, lubił dobrze zjeść, nie stronił od win, które kosztował w winnicach Toskanii. To sielskie życie zderzyło się z nieubłaganym upływem czasu. Jan Rokita to już nie młodzieniaszek - 52 lata to duży bagaż, który zostawił ślad w organizmie. Ta niechęć do wizyt u lekarzy, niestety, okrutnie się zemściła. Były minister i poseł niespodziewanie wylądował we włoskim szpitalu.
09.06.2011 | aktual.: 09.06.2011 15:57
Jan Rokita już od kilku miesięcy uskarżał się na dolegliwości z układem pokarmowym. Bagatelizował je, bo nic nie wskazywało na to, by były czymś poważnym. Przyjaciele Rokity opowiadają, że zawsze miał specyficzne podejście do lekarzy. - Ludzie odbierali go jako panikarza, a on wcale nie jest hipochondrykiem - opowiada jego znajoma. Mówi, że polityk bagatelizował ból. - Czasem się tylko skrzywił, ale zaraz wracał do pracy - mówi.
Rokita pokochał Półwysep Apeniński trzy lata temu. Zwiedzał i jadł włoskie specjały. Suszone pomidory w oliwie, chrupiące crostini (rodzaj grzanek), a to wszystko z najwyższej jakości oliwą. No i oczywiście czerwone wino. Ot, życie turysty zafascynowanego klimatem. Namawiał żonę Nelli (53 l.) na przeprowadzkę. Zaczął się uczyć języka. Ponad tydzień temu trafił do szpitala Osperade Civili w Agropoli koło Neapolu. Pierwsza diagnoza brzmiała groźnie: to może być rak trzustki. Kolejna mówiła o zapaleniu tego organu. Z pomocą przyjaciół i kard. Stanisława Dziwisza udało się przenieść Jana Rokitę do rzymskiej Polikliniki Gemelli. Zostanie tam jeszcze kilka dni.
Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
O jej! Kaczyński "zapiszczał" w sklepie!