Dlaczego PiS nie wprowadza twardego lockdownu? "Zachowanie spokoju społecznego w pandemii też jest ważne"
- Martwi mnie, że tak ospale reagujemy i z taką pewną obawą, że może coś się niedobrego stanie. Nie w klubie poselskim PiS, tylko że będą jakieś demonstracje. Zachowanie spokoju społecznego w czasach pandemii też jest ważne - powiedział poseł Prawa i Sprawiedliwości Bolesław Piecha pytany dlaczego rząd nie zdecydował się dotąd na wprowadzenie ograniczeń znanych z poprzednich fali COVID-19.
Piecha mówił też w TVN24 o poselskim projekcie ustawy, który miałby dać pracodawcy możliwość sprawdzenia, czy pracownik jest zaszczepiony. Poseł PiS zaznaczył, że był wśród parlamentarzystów partii rządzącej, którzy podpisali się pod wspomnianym projektem.
Polityk podkreślił swoje "zaniepokojenie" faktem, że przepisy te nie zostały jeszcze złożone w Sejmie. Zapewnił jednocześnie, że w klubie PiS poprze je co najmniej 200 posłów.
Piecha został dopytany dlaczego rząd wciąż nie decyduje się na wprowadzenie twardego lockdownu znanego z poprzednich fali pandemii COVID-19. - Martwi mnie, że tak ospale reagujemy i z taką pewną obawą, że może coś się niedobrego stanie, głównie nie w klubie poselskim, tylko że będą jakieś demonstracje. Zachowanie spokoju społecznego w czasach pandemii jest też ważne - oświadczył.
Zobacz też: obowiązkowe szczepienia? Senator PiS zaskoczył
Jak mówił, "w sytuacji zagrożenia zdrowia i życia, państwo ma prawo i obowiązek pewne nakazy w prawie zawrzeć".
Prowadzący pytał, czy władze PiS nie powinny zatem w jakiś sposób zdyscyplinować tych posłów koalicji rządzącej, którzy sprzeciwiają się obostrzeniom i mogą zagłosować przeciw ich wprowadzeniu. - Żeby rządzić, trzeba mieć większość w Sejmie - odparł Bolesław Piecha.
Mejza do dymisji? "Najlepsze rozwiązanie"
W rozmowie pojawił się też temat wiceministra sportu Łukasza Mejzy. Jak ujawnili dziennikarze WP, jego firma obiecywała leczyć umierających na raka i stwardnienie rozsiane, chorych na Alzheimera czy Parkinsona oraz inne nieuleczalne przypadłości.
Obecny wiceminister sportu miał osobiście jeździć i przekonywać rodziców chorych dzieci, że terapia jego firmy je wyleczy. Musieli jednak za to zapłacić. Cena wyjściowa wynosiła 80 tys. dolarów. Tymczasem metoda, którą zachwalał Mejza, nie ma medycznego potwierdzenia. Co więcej, według wielu ekspertów, może ona być niebezpieczna dla zdrowia pacjentów.
- Dla mnie najlepszym rozwiązaniem jest osobiste złożeni dymisji wobec tego typu doniesień , które się pojawiają. Aczkolwiek zdaje sobie sprawę, że wiele może być tam różnego rodzaju pomówień - stwierdził Piecha.
Jak dodał, "nakłanianie kogoś do leczenia eksperymentalnego przez niefachowców, jest bardzo wątpliwe etycznie".
Źródło: TVN24