Dlaczego Japonia powinna skończyć z pacyfizmem
Polityczne odrodzenie Japonii jest jednym z najważniejszych wydarzeń w Azji XXI wieku. Nie budzi jednak większego zainteresowania, gdyż komentatorzy wolą pisać o przedłużających się kłopotach gospodarczych kraju. Problemy są prawdziwe, ale wdrażane właśnie reformy dotyczące bezpieczeństwa narodowego oraz uczestnictwo w nowym, obejmującym 12 krajów Partnerstwie Transpacyficznym świadczą o tym, że Japonia zdecydowanie wybiera drogę do przekształcenia się w kraj bezpieczniejszy, bardziej konkurencyjny i zaangażowany na scenie międzynarodowej.
W światowej polityce Kraj Kwitnącej Wiśni odgrywał w przeszłości znaczącą rolę. W drugiej połowie XIX wieku był pierwszym azjatyckim państwem, które odniosło sukces dzięki unowocześnieniu gospodarki. Później, w dwóch kolejnych wojnach, pokonał rządzone przez dynastię mandżurską Chiny oraz carską Rosję, dzięki czemu stał się pierwszym nowoczesnym mocarstwem światowym Azji. Nawet po druzgocącej klęsce w II wojnie światowej i po okupacji amerykańskiej zdobył się na ogromny sukces ekonomiczny i w latach 70. XX wieku był już globalną potęgą przemysłową, jakiej w Azji jeszcze nigdy nie widziano.
Media chętnie malują obecne kłopoty gospodarcze Japonii w najczarniejszych barwach. O ile jednak rzeczywiście przez ostatnie dwadzieścia lat japońska gospodarka stoi w miejscu, realny dochód na głowę mieszkańca rośnie w tym stuleciu szybciej niż w USA czy w Wielkiej Brytanii. Ponadto wskaźnik bezrobocia od dawna należy do najniższych wśród bogatych gospodarek, nierówności w dochodach są najmniejsze ze wszystkich krajów Azji, a średnia długość życia jest najwyższa na świecie.
Dziś uwagę należy poświęcić nie tyle gospodarce, ile przede wszystkim bezpieczeństwu kraju - i Japonia o tym wie. Przez kilkadziesiąt lat chętnie zdawała się na parasol ochronny USA. Teraz wyrwały ją z tego miłego stanu szybkie zmiany w sferze bezpieczeństwa i dynamika sił w Azji, zwłaszcza wzrost coraz prężniejszych, rewizjonistycznych Chin dążących do hegemonii w regionie.
Chiny, które zaledwie dziesięć lat temu przeznaczały na obronę mniej niż pacyfistycznie nastawiona Japonia, dziś wydają na wojsko tyle, ile Francja, Japonia i Wielka Brytania razem wzięte. Pekin bez skrupułów demonstruje swą rosnącą siłę. W kluczowym ze strategicznego punktu widzenia rejonie Morza Południowochińskiego Chińska Republika Ludowa buduje sztuczne wyspy i bazy wojskowe; zajęła też atol Scarborough Shoal będący przedmiotem sporu z Filipinami. Na Morzu Wschodniochińskim jednostronnie ustanowiła strefę rozpoznawczą obrony powietrznej obejmującą obszary, do których zgłasza roszczenia, ale nie sprawuje nad nimi kontroli.
Ponieważ amerykański prezydent Barack Obama waha się, czy wystawić Chinom jakikolwiek rachunek za te agresywne posunięcia, przywódcy Japonii biorą sprawy w swoje ręce. Wychodząc z założenia, że w nowej sytuacji istniejące prawo oraz obecna polityka bezpieczeństwa narodowego niedostatecznie chronią kraj, rząd powołał radę bezpieczeństwa narodowego i podjął kroki w celu "unormowania" spraw z nim związanych. Zniósł narzucony sobie dawno przez Japonię zakaz eksportu broni, zwiększył wydatki na obronę i potwierdził prawo kraju do "zbiorowej samoobrony", otwierając tym samym drogę do aktywniejszej współpracy z zaprzyjaźnionymi krajami i prowadzenia szerzej zakrojonych misji pokojowych za granicą.
Działania na rzecz zwiększenia bezpieczeństwa mają oczywiście dotychczas ograniczony zakres i nie oznaczają, że Japonia wkracza na drogę militaryzmu. Utrzymane zostały między innymi ograniczenia dotyczące rozmieszczenia broni ofensywnej.
Jednak w kraju, w którym pacyfizm zapisany jest w konstytucji i cieszy się szerokim poparciem, posunięcia rządu podzieliły społeczeństwo. Jak wynika z sondażu przeprowadzonego niedawno przez Pew Research Center, tylko 23 proc. Japończyków chce, by ich kraj odgrywał bardziej aktywną rolę w sprawach dotyczących bezpieczeństwa w Azji. Inne ubiegłoroczne badanie ujawniło, że zaledwie 15,3 proc. Japończyków gotowych byłoby bronić ojczyzny. Jest to najniższy wskaźnik na świecie. W Chinach wolę obrony kraju wyraziło 75 proc. badanych.
Tyle tylko, że zapewnienie trwałego pokoju w Azji wymaga wzmocnienia postawy obronnej Japonii - takie są realia. Reformy, które umożliwią Krajowi Kwitnącej Wiśni lepszą obronę, między innymi dzięki budowaniu wzajemnie korzystnych umów partnerskich w regionie, pozwoliłyby jej zapobiegać przypadkom destabilizującej nierównowagi sił w Azji Wschodniej. Japoński rząd musi teraz przekonać swoich obywateli, objaśniając różnicę między pacyfizmem i biernością. Japonia nie zamierza wspierać ani zachęcać do agresji; pełniłaby tylko bardziej aktywną funkcję w zapewnieniu pokoju na poziomie regionalnym i globalnym.
Bardziej pewna siebie i bezpieczna Japonia z pewnością byłaby w interesie USA, które mogłyby liczyć na to, że ich bliski sojusznik przyjmie większą odpowiedzialność zarówno za własne bezpieczeństwo, jak i za pokój w regionie. Amerykanie najwyraźniej coraz lepiej zdają sobie z tego sprawę; w sondażu przeprowadzonym przez Pew 47 proc. respondentów opowiedziało się za bardziej aktywną rolą Kraju Kwitnącej Wiśni w zapewnieniu bezpieczeństwa w Azji.
Pozostaje jednak pytanie, w jaki dokładnie sposób samowystarczalna Japonia miałaby ten "czynny pacyfizm" - określenie spopularyzowane przez premiera Shinzo Abego - konsekwentnie i skutecznie realizować. Czy będzie musiała stać się faktycznie niezależną potęgą wojskową dysponującą ogromną zdolnością odstraszania, podobnie jak Wielka Brytania czy Francja?
Odpowiedź jest krótka: tak. Japonia nie powinna odrzucać traktatu bezpieczeństwa z USA, ale może i powinna się remilitaryzować, ze szczególnym naciskiem na obronę.
Oczywiście, w przeciwieństwie do Wielkiej Brytanii i Francji, nie będzie miała broni nuklearnej. Może jednak zbudować poważne siły konwencjonalne, w tym systemy informatyczne na wypadek zagrożenia cyberwojną. Prócz wzmocnienia bezpieczeństwa kraju i stabilności w regionie działania takie zapewne zwiększyłyby też PKB Japonii i przyniosły większe korzyści amerykańskiej branży obronnej.
Jako mocarstwo ponadregionalne Japonia nie musi dorównywać potędze wojskowej Chin. Obrona jest przecież łatwiejsza niż atak. Jednak wzrost niezależnej pod względem militarnym Japonii oznaczałby przełomowe - i niezwykle korzystne - zmiany dla Azji i reszty świata.
**Brahma Chellaney** - profesor studiów strategicznych w Centrum Badań Politycznych w New Delhi.