Diamenty w szambie
Z dr. Krzysztofem Łęckim, socjologiem kultury, wykładowcą socjologii na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, rozmawia Tomasz Rożek.
20.11.2009 | aktual.: 20.11.2009 13:29
* Tomasz Rożek: Często korzysta Pan z internetu?*
Krzysztof Łęcki: – Tak. Głównie wchodzę na portale informacyjne i korzystam z poczty internetowej. Dzięki internetowi kompletuję też tradycyjną, papierową bibliotekę. Wcześniej szperałem po antykwariatach, dzisiaj szukając książek, odwiedzam strony internetowe.
Czym dla socjologa kultury jest internet?
– I narzędziem, i problemem. Ja korzystam z tego narzędzia często, ale w zakresie raczej podstawowym. Ale z całą pewnością internet jest dla socjologów także problemem i tematem do badań. Przyznam, że czasami, przeglądając fora internetowe, myślę, że każdy socjolog powinien w takie miejsca zaglądać, czy tego chce, czy nie. No, może tylko powinien za to otrzymywać dodatek za pracę w szkodliwych warunkach (śmiech). Są duże części internetu, w których odsłania się taka postać społeczeństwa, która na co dzień jest przykryta warstewką kultury czy przynajmniej milczenia.
Internet jak zatłoczone chodnik i targowisko?
– To bardzo często – i mówię to z przykrością – wirtualna toaleta, gdzie bardzo różni ludzie, którzy z wielu powodów nie potrafią się wyjęzyczyć publicznie, albo nie są wysłuchiwani, zapisują swoje złote myśli. Zwykle nie są one złote, najczęściej zresztą nic nie mają wspólnego z myślą. Frustracje, agresja, inwektywy, poczucie humoru na poziomie rynsztoku – z którymi nie zawsze radzą sobie moderatorzy – to niestety znaczna część tego, na co w internecie się natykamy.
Przecież dzielenie się swoimi opiniami nie jest z gruntu złe.
– Ależ jest czymś pozytywnym! Tyle że mam wrażenie, iż w sieci jest sporo takich opinii, których nikt pod swoim nazwiskiem by nie wypowiedział. Mam wrażenie i nadzieję jednocześnie.
Czyli dopiero internet pokazuje, jacy jesteśmy naprawdę?
– To może zbyt wiele powiedziane. Internet to jednak m.in. kanał ujścia takich emocji, na które – i całe szczęście – nie ma miejsca w tzw. realu. Przynajmniej na razie. Powtarzam: internet jest narzędziem. Wszystko zależy od tego, z jaką wiedzą, z jaką mentalnością i kulturą człowiek do tego narzędzia podchodzi.
Można by sądzić, że internet ułatwia kontakty pomiędzy ludźmi. Ale ja mam wrażenie, że odzwyczaja nas od nich. Czy my coś przez to tracimy?
– Oczywiście, że tak. Zanika sztuka konwersacji. Internet, komunikatory, słuchawki w uchu i telefony. W czasach, w których wszystkie te środki mają rozmowę ułatwić, okazuje się, że coraz mnie ludzi umie rozmawiać. Może dlatego, że nie mają nic do powiedzenia? Proszę zauważyć, jak duży procent rozmów jest dzisiaj zdominowany przez funkcję fatyczną języka, jedynie podtrzymującą rozmowę. Ludzie tak sobie coś niby mówią, ale treści nie ma w tym żadnej. Świadczą o tym także znaczki, uśmiechnięte buźki, tzw. emotikony, które zastępują słowa czy nawet całe zwroty.
Czy coraz bardziej zwięzły sposób komunikacji nie leży w naszej naturze?
– W dużym stopniu kształtowani jesteśmy przez społeczeństwo i kulturę, którą to społeczeństwo wytworzyło. A że naraz pojawił się taki środek, który jest w stanie co prawda ułatwić, ale przy okazji i spłycić międzyludzkie kontakty, to już stanowi wyzwanie, któremu nie wszyscy zdołali podołać z klasą. Albo inaczej – podołali z klasą sobie właściwą. * Internet powstał, bo rasa ludzka rozleniwiła się, a nasz intelekt pozwalał na stworzenie zupełnie nowego i sztucznego kanału komunikacji, czy było odwrotnie? Powstał, bo potrzebowało go wojsko, a także fizycy, a ludzie natychmiast się do niego przystosowali?*
– Myślę, że prawda leży pośrodku. Nie stworzyliśmy internetu z lenistwa, bo przy jego tworzeniu nikt nie wiedział, jak potoczą się sprawy. Wyobrażenia związane z nim, chociażby w Polsce na początku lat 90. XX wieku, były przecież zupełnie inne. Gdyby wtedy pokazano fragment tego szamba, które można dzisiaj tam znaleźć – oprócz diamentów oczywiście – to pewnie nikt by w to nie uwierzył. Ale wreszcie to my kreujemy kierunki rozwoju internetu. To, jak on wygląda dzisiaj, to w dużej mierze nasza zasługa.
Mówi Pan, że internet spłyca i rozleniwia. Ale to właśnie tutaj – jak nigdzie indziej – panuje równość. Na tacy jest wszystko, a do nas należy wybór. Niezależnie od wykształcenia czy pojemności portfela. W świecie realnym coś takiego się nie zdarza.
– To prawda, nic dzisiaj nie daje większych informacyjnych możliwości niż internet, ale doceniając to, wcale nie musimy akceptować wszystkich zjawisk z pogranicza patologii, a nawet tych leżących daleko za tą granicą, które w internecie znajdują przystań. One nawet nie tyle dzięki internetowi powstają, choć niektóre pewnie tak, ile na pewno wykorzystują go do poszerzania swoich stref wpływu. Internet pełni tu rolę katalizatora.
Jak dzisiaj wyglądałoby społeczeństwo, gdyby nie było internetu?
– Pana pytanie można zrozumieć na dwa sposoby. Co by było, gdyby ludzie nie znali dzisiaj internetu, i to jest jedna sytuacja. A druga, co by się stało, gdyby internet był i nagle ktoś go wyłączył. To zacznijmy od przypadku pierwszego. Jest rok 2009 i nikt jeszcze nie wynalazł internetu. – To abstrakcyjna sytuacja, widoczna tylko „z zewnątrz” naszego świata, bo choć wszyscy stracilibyśmy, to jednocześnie nikt nie wiedziałby, że stracił coś w ogóle.
A druga sytuacja?
– Sytuację drugą można porównać do epidemii papyrolizy z książki Lema „Pamiętnik znaleziony w wannie”. To rzecz o świecie, który powstaje po katastrofie, kiedy rozpada się wszystko, co jest z papieru, a wraz z tym rozpada się cywilizacja. Gdyby zaś internet był i naraz „zniknął”, to dla pokolenia ludzi młodych byłoby to jak cofnięcie się do epoki kamienia łupanego. Ale uderzyłoby to także w komfort życia nawet tych, którzy z internetu nie korzystają. Banki, przemysł, energetyka czy instytucje państwowe funkcjonują, komunikują się, są sterowane dzięki niemu.
Jak będzie wyglądała przyszłość społeczeństwa internetowego?
– Życie jest nieprzewidywalne. Może będziemy mieli do czynienia z jakimś kryzysem, który przywróci ludziom poczucie realu – jak mówi młodzież. Nie wyobrażajmy sobie przyszłości w ten sposób, iż tendencje, które teraz obserwujemy, będą dalej w takim tempie rozwijały się w nieskończoność. Po drodze pewnie trafi się jakiś, taki czy inny, kryzys i wprowadzi korekty. Rodzaj ludzki uczy się niechętnie, przynajmniej większość, ale to nie znaczy, że nie uczy się wcale, albo że nie ma zdolności do nauki. Kryzys wymusza korekty działania i myślenia nawet na najbardziej leniwych.