Demonstracje przeciwko dekretowi Trumpa ws. uchodźców
Tysiące Brytyjczyków demonstrowały przeciwko dekretowi prezydenta Donalda Trumpa ws. przyjmowania uchodźców i zakazu wjazdu do USA obywateli siedmiu muzułmańskich krajów. W proteście w Londynie wzięło udział ponad 20 tys. osób.
Informacja o planowanych demonstracjach przeciwko Trumpowi i jego planowanej wizycie w Wielkiej Brytanii została w niedzielę rozesłana za pomocą mediów społecznościowych przez dziennikarza "Guardiana" i aktywistę Owena Jonesa oraz lewicową organizację młodzieżową Momentum (skupioną wokół przywódcy Partii Pracy, Jeremy'ego Corbyna).
- Donald Trump nałożył zakaz wjazdu na obywateli siedmiu krajów (Iraku, Iranu, Syrii, Sudanu, Libii, Jemenu i Somalii - PAP), w których większość populacji to muzułmanie. (...) Stańmy solidarnie z tymi, którzy zostali zaatakowani przez nienawistny rząd Trumpa - apelował na Facebooku Jones.
Największa demonstracja została zorganizowana w Londynie przed siedzibą brytyjskiej premier Theresy May na Downing Street, gdzie według szacunków oficerów policji, z którymi rozmawiała PAP, zebrało się "co najmniej 20-25 tys. osób".
Wśród demonstrujących znaleźli się także m.in. piosenkarka Lily Allen i legenda piłkarskiej reprezentacji Anglii, a obecnie prowadzący telewizyjnego programu "Match of the Day", Gary Lineker, który na swoim koncie na Twitterze zamieścił zdjęcie z protestu pisząc: "Dobra robota, Londyn!". - Zawsze uczono nas, że nie powinniśmy dyskryminować ludzi ze względu na ich religię - a to jest dokładnie to, co robi Trump. Theresa May powinna jednoznacznie potępić jego działania, bez chwili wahania broniąc naszych wartości - powiedziały Amy i Nicky, studentki Uniwersytetu Londyńskiego.
- Nie mogłam siedzieć w domu i słuchać tej retoryki ani chwili dłużej. To niekonstytucyjny prezydent, który zachowuje się w sposób, który przypomina mi lata 30. - tłumaczyła inna z protestujących, Sarah Garrett. - Chciałabym, aby nasz rząd odmówił mu wjazdu do Wielkiej Brytanii, a nie rozwijał czerwony dywan pod nogami. Pora opowiedzieć się za tym, w co wierzymy - podkreśliła.
Podobnie krytyczny był Adolfo, który przyjechał w 2004 roku z Włoch i osiedlił się w Londynie, przyjmując także brytyjskie obywatelstwo. - Kiedy tu przyjechałem, zakochałem się w tym kraju od razu; w tym, jak był otwarty dla innych, ciekawy świata. Trump i Brexit to kompletna przeciwność tego, co sprawiło, że Wielka Brytania jest naprawdę wielka, nie tylko z nazwy - powiedział .
Protesty odbyły się także w 35 innych miastach na terenie Wielkiej Brytanii, w tym m.in. w Manchesterze, Glasgow, Cardiff, Newcastle, Sheffield i Oxfordzie.
Pomimo masowych protestów i ponad 1,5 miliona podpisów pod internetową petycją za wycofaniem zaproszenia dla Trumpa do złożenia państwowej wizyty w Wielkiej Brytanii, przedstawiciele brytyjskiego rządu powtórzyli w poniedziałek, że nie zamierzają zmienić planów i uważają Stany Zjednoczone za "najbliższego sojusznika".
Cytowane przez "Guardiana" anonimowe źródło w brytyjskim rządzie dodało, że "odwołanie wizyty cofnęłoby wszystko, co udało się osiągnąć wizytą premier May", która w ubiegły piątek była pierwszym zagranicznym przywódcą przyjętym przez Trumpa w Białym Domu.
Rzecznik premier Theresy May podkreślił, że zaproszenie wystosowano po rekomendacji komitetu odpowiedzialnego za oficjalne wizyty państwowe, którym towarzyszy bogaty ceremoniał, i po konsultacji z Pałacem Buckingham. Jak zaznaczył, szefowa rządu "z radością przekazała je w imieniu królowej Elżbiety II i zostało ono przyjęte".
- Nie ma żadnego powodu, dla którego (Trump) nie powinien zostać przyjęty z wizytą państwową, za to jest wiele argumentów "za" - podkreślił w Izbie Gmin minister spraw zagranicznych Boris Johnson. Według sondażu telewizji Sky News za odwołaniem zaproszenia dla Trumpa jest 49 proc. Brytyjczyków; przeciwnego zdania jest 34 proc.