Polska"Deklaracje wyborcze PO rozjechały się z rzeczywistością"

"Deklaracje wyborcze PO rozjechały się z rzeczywistością"

Poczekamy na owoce pracy tego rządu. Oczywiście, politycznie można to oceniać w kategoriach dosyć dużego rozjechania z rzeczywistością tych wszystkich deklaracji, które padły ze strony Donalda Tuska w kampanii wyborczej - powiedział w audycji "Sygnały Dnia" Joachim Brudziński, Sekretarz Generalny Prawa i Sprawiedliwości.

14.11.2007 | aktual.: 14.11.2007 14:49

Jacek Karnowski: Panie pośle, jak się panu podoba nowy rząd? Zaprzysiężenie w piątek o dziesiątej. Znamy już pełny skład. Te trzy niewiadome to były: Ministerstwo Pracy już wiadomo – Jolanta Fedak, Maciej Nowicki w Ministerstwie Środowiska, a Elżbieta Bieńkowska w Rozwoju Regionalnym.

Joachim Brudziński: No, poczekamy na owoce pracy tego rządu. Oczywiście, politycznie można to oceniać w kategoriach dosyć dużego rozjechania z rzeczywistością tych wszystkich deklaracji, które padły ze strony Donalda Tuska w kampanii wyborczej. Te wybory wygrała konkretna formacja polityczna o nazwie Platforma Obywatelska i te wszystkie cuda miały być realizowane przez konkretnych polityków. W tej chwili widać, że Donald Tusk w większości poszczególnych resortów chowa twarze z pierwszej linii tej walki politycznej, a wstawia ludzi, którzy najprawdopodobniej będą bardzo mocno zabiegać nie o realizację programu Platformy Obywatelskiej czy też może nawet nie tyle programu, co realizację spełnienia tych obietnic bardziej przypominających obietnicę Leszka Millera, że jak Sojusz Lewicy Demokratycznej zechce, to i gruszki na wierzbie wyrosną, bo tak należy odbierać te wszystkie zapowiedzi cudów, które miały nas tutaj spotkać pod rządami Platformy Obywatelskiej, a będą realizowane interesy konkretnych korporacji
zawodowych. Szczególnie widać to przy nominacji profesora Ćwiąkalskiego na stanowisko ministra sprawiedliwości, ale też w innych resortach będzie można to zauważyć. I zastanawiam się, jak długo wystarczy Donaldowi Tuskowi determinacji i umiejętności i siły do tego, żeby utrzymać pewien spójny przekaz z jednej strony, ale też utrzymać ciśnienie wewnątrz partii, bo nie mam żadnych złudzeń, szczególnie po kilku wizytach w terenie, jak mocno przebierają nogami lokalni działacze i lokalni posłowie...

Do czego przebierają nogami?

- Do tego, żeby uwiarygodnić się w oczach własnych elektoratów, własnej struktury partyjnej tej wojewódzkiej, że mają na coś wpływ. Te wszystkie decyzje czy też deklaracje Donalda Tuska – co nieco kuriozalne – że partia polityczna, która wygrała wybory nie będzie miała żadnego wpływu na nic, spowoduje (a my nie mamy zamiaru tutaj być opozycją, która nie będzie tego wykorzystywała) bardzo duże napięcia wewnątrz klubu parlamentarnego, czyli w bezpośrednim zapleczu politycznym rządu. Donald Tusk próbuje wszystko podporządkować swojej niesamowitej chęci zostania prezydentem i nie uda mu się przez trzy lata prowadzić takiej polityki rządu, gdzie z jednej strony zderzy się z niezrealizowaniem obietnic wyborczych, a z drugiej strony zderzy się z własnym zapleczem. Na pewno Polacy potrzebują, chcieli takiej świeżości i tę świeżość dostali, choćby sposób konstruowania rządu, rozmów koalicyjnych – no, to może imponować. Nie było właściwie żadnych publicznych sporów, wszystko za zamkniętymi drzwiami, szczelnie,
żadnych kłótni. No, jest takie wrażenie sprawności, prawda – spotkał się Pawlak z Tuskiem, ustalili, wyszli, powiedzieli co i jak.

- Panie redaktorze, panie redaktorze, ale to tylko i wyłącznie dlatego, że też dzięki wam, dziennikarzom, jakoś nie... Proszę nie odebrać tego personalnie, mówię to do całej grupy zawodowej...

Dziennikarze są różni i politycy są różni.

- Dziennikarze są różni, ale dziennikarze w przeciwieństwie... Absolutnie się tutaj nie żalę, ale w przeciwieństwie do tych rozmów, które my próbowaliśmy prowadzić dwa lata temu nie wykazali chęci chociażby użycia takiego samego języka do opisania tego. Nawet w tym pytaniu pana redaktora – pan redaktor w pytanie zawarł tezę, że było to wszystko sprawnie, bez kłótni, cicho i profesjonalnie...

No, w poprzedniej kadencji to nie dziennikarze wychodzili do kamer, tylko koalicjanci, żądając, domagając się.

- Ale kto żądał?

Andrzej Lepper często.

- Nie, nie, nie, panie redaktorze, zanim pojawił się Andrzej Lepper i zanim pojawił się Roman Giertych, to mieliśmy pół roku prób, usilnych prób ze strony naszej partii dogadania się z Platformą Obywatelską. I proszę sobie przypomnieć, panie redaktorze, kto urządzał co nieco, powiedziałbym, kuriozalne spektakle i kto nazywał rozmowy koalicyjne „haniebnym wyrywaniem stołków”. Przecież to nie kto inny, jak Donald Tusk i Platforma Obywatelska.

Pan wspomniał o mediach...

- Kto żądał właśnie, żeby prowadzić te rozmowy przed kamerami i przed opinią publiczną? Dlaczego nikt z dziennikarzy nie próbował pytać Donalda Tuska czy Waldemara Pawlaka, na czym polegają te rozmowy koalicyjne i czy przypadkiem nie dochodzi tam do żenujących – używając języka Platformy Obywatelskiej – „żenujących targów”, „wyrywania sobie stołków” i rozdziału stanowisk w poszczególnych resortach czy w poszczególnych ministerstwach.

Ale przynajmniej robili to dyskretnie. To też jest jakiś plus w oczach opinii publicznej zmęczonej politycznymi sporami.

- Opinia publiczna była zmęczona nie Prawem i Sprawiedliwością, tylko takim stylem – bardzo skutecznym, jak się okazuje – działalności opozycyjnej ze strony Platformy Obywatelskiej. Platforma Obywatelska stworzyła swoistego rodzaju metajęzyk do opisu rzeczywistości nie mający nic wspólnego z rzeczywistością.

*Przeczytaj całą rozmowęPrzeczytaj całą rozmowę*

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)