PublicystykaDebata prezydencka w TVP. Kataryna: "Zmarnowany czas i przegląd fobii narodowych" [OPINIA]

Debata prezydencka w TVP. Kataryna: "Zmarnowany czas i przegląd fobii narodowych" [OPINIA]

Zostaję po środowej debacie prezydenckiej z poczuciem zmarnowanej godziny, która niczego nie wniosła do mojej wiedzy o wyborczych programach. Jeśli do kogoś można mieć o to pretensje, to chyba najbardziej do układających pytania - bo to oni, dbając przesadnie o komfort Andrzeja Dudy, wypracowali jego przeciwnikom dobre pole do ataku.

Warszawa, 17.06.2020. Debata prezydencka w TVP. Od lewej: prezydent RP Andrzej Duda, przewodniczący Unii Pracy Waldemar Witkowski i kandydat Koalicji Obywatelskiej, prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski
Warszawa, 17.06.2020. Debata prezydencka w TVP. Od lewej: prezydent RP Andrzej Duda, przewodniczący Unii Pracy Waldemar Witkowski i kandydat Koalicji Obywatelskiej, prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/Paweł Supernak
Kataryna

17.06.2020 | aktual.: 01.03.2022 13:25

Już siedem minut po rozpoczęciu telewizyjnej "debaty" prezydenckiej na twitterowym koncie TVP Info pojawiła się sonda "Kto Państwa zdaniem wygrał debatę?". Niecałe pół godziny później, gdy Rafał Trzaskowski wygrywał w niej z Adrzejem Dudą 72:21 pojawił się dość rozpaczliwy wpis "Z przykrością informujemy, że sonda już na obecnym etapie jest nieważna. Wykryliśmy strumień 600 botów" - choć każdy, kto rozumie jak działa Twitter, wie że wykrycie "strumienia botów" w sondzie nie jest technicznie możliwe z pozycji użytkownika.


Ta Twitterowa sonda nie była tego wieczoru jedyną spektakularną porażką TVP.

Nie bardzo rozumiem sens ściągania do studia wszystkich 11 kandydatów, gdy dokładnie ten sam cel - wysłuchanie w losowej kolejności ich jednominutowych odpowiedzi na zadane pytania bez możliwości interakcji ze sobą nawzajem ani nawet z prowadzącym - można było osiągnąć wysyłając im SMS-em pytania z prośbą o nagranie jednominutowych odpowiedzi. Wyszłoby dokładnie tak samo, a przynajmniej nie zmarnowałabym czasu na kandydatów, którzy i tak się w tych wyborach nie liczą.

"Debata prezydencka. Przegląd fobii narodowych…" - skomentowała moja koleżanka i jest to najlepsze podsumowanie tego, co debatą było tylko z nazwy. Uchodźcy, LGBT, euro, szczepionki, religia w szkołach - wszystkie tematy ewidentnie skrojone pod urzędującego prezydenta (niektóre sam zresztą zadaje w opublikowanym kilka dni temu spocie wyborczym).


Tym większe zaskoczenie, że grając "u siebie" wypadł tak słabo, odpowiadając bez polotu i charyzmy. Wyraźna bezradność prezydenta Dudy w meczu ustawionym pod niego była dla mnie największym zaskoczeniem tej debaty - nie umiał narzucić żadnego tematu, nie powiedział niczego nowego, wizerunkowo nie wygrał z żadnym ze swoich głównych przeciwników.

Zobacz wideo: Debata prezydencka 2020. Michał Adamczyk do Trzaskowskiego: "dzień bez ataku na TVP dniem straconym"

Jeśli do kogoś może mieć o to pretensje, to chyba najbardziej do układających pytania - bo to oni, dbając przesadnie o komfort Andrzeja Dudy, wypracowali jego przeciwnikom dobre pole do ataku. Pytanie o euro, obowiązkowe szczepienie nieistniejącą jeszcze szczepionką, nawet o małżeństwa homoseksualne z prawem do adopcji dzieci - każde z nich zostało okrutnie wykorzystane przez pozostałych kandydatów. Do wytknięcia, że to tematy zastępcze mające przykryć - i tu padała niemieszcząca się w regulaminowej minucie długa lista realnych problemów, na które w debacie czasu zabrakło.

Każdy z zastępczych tematów mających pogrążyć Rafała Trzaskowskiego (nie udawajmy, że w tej debacie o coś innego chodziło układającym pytania) został przez tego Trzaskowskiego dobrze wykorzystany. Poradził on sobie nawet z kuriozalnym pytaniem o przygotowywanie do Komunii Świętej w szkołach i skręcił z niego na wygłoszenie deklaracji o własnych wartościach. Prowadzący debatę Michał Adamczyk musiał mieć poczucie porażki, bo tylko Trzaskowskiego aż dwa razy (na ledwie pięć pytań) upomniał, by mówił na temat - gdy wodę lał każdy. Chcieli dobrze, wyszło jak zawsze.

Pozytywnym zaskoczeniem był dla mnie - jak wyparłam wszystko inne, co o nim i jego poglądach wiem - Krzysztof Bosak. Gdybym miała podejmować wyborcze decyzje tylko na podstawie takich debat, nie tylko uznałabym go za jej zwycięzcę, ale być może nawet poważnie rozważyła jego nazwisko przy urnie. Rzeczowy, elokwentny, spokojny, punktujący celnie obu głównych kandydatów i prowadzącego, a jeden pomysł miał nawet ciekawy: bon edukacyjny, pozwalający rodzicom tworzyć szkoły zgodne z ich wizją edukacji.

Rozczarowaniem debaty prezydenckiej 2020 natomiast okazał się Szymon Hołownia. I to w temacie, w którym powinien sobie radzić, a nie wiedzieć czemu postanowił się w nim ścigać z jawnie antyklerykalnym Robertem Biedroniem. Obiecywanie "odsyłania klęczników" zbyt mocno ociera się o antyklerykalny populizm, żeby mogło mi się podobać. Nie tędy droga, nie od wszystkiego trzeba się przedwyborczo odcinać.

Zostaję po środowej debacie prezydenckiej z poczuciem zmarnowanej godziny, która niczego nie wniosła do mojej wiedzy o wyborczych programach. Więc nawet dobrze, że wcześniej z tym prowadzącym niczego sobie nie obiecywałam.

Katarzyna Sadło dla WP Opinie. Autorka - lepiej znana jako Kataryna - jest twórczynią jednego z pierwszych polskich blogów politycznych kataryna.net.

Zobacz także
Komentarze (0)