David Murray Quartet i Cassandra Wilson wystąpią w Polsce
Cassandra Wilson wystąpi 30 marca (niedziela) w warszawskiej Sali Kongresowej. Koncert z towarzyszeniem David Murray Quartet odbędzie się w ramach wiosennej edycji koncertów Ery Jazzu.
29.03.2008 | aktual.: 29.03.2008 21:56
10 czerwca ukaże się nowy album Cassandry Wilson. Płyta "Loverly" trafi do sklepów z logo wytwórni Blue Note.
"Loverly", z prowokującą, rytmiczną kolekcją odświeżonych standardów jazzowych stworzonych wraz z zespołem przyjaciół - wśród nich Marvin Sewell, Jason Moran, Herlin Riley, Lekan Babalola i Lonnie Plaxico - wskazuje na to, że Cassandra podąża w nowym fascynującym kierunku.
Tym razem chciałam pracować ze skromną aranżacją - mówi Wilson o płycie "Loverly", pierwszym albumie w pełni poświęconym standardom od czasów płyty Blue Skies z 1988 roku i nagranej dla JMT.
Postanowiłam znów sięgnąć do standardów wykonywanych z małą grupą muzyków. Nieczęsto nagrywam typowe standardy jazzowe, ale uwielbiam je i właśnie w ten sposób szlifowałam swoje rzemiosło. Uczyłam się standardów słuchając, jak inni artyści wkładają w nie serce. Jednak trudno jest robić standardy. Nie można ich śpiewać nie rozumiejąc, o co w nich chodzi - podkreśla artystka.
Standardy na albumie "Loverly" to m.in.: Caravan, Gone With the Wind, Black Orpheus, Wouldn't It Be Loverly, Till There Was You, A Sleeping Bee, The Very Thought of You i St. James Infirmary.
Dodatkowo, Wilson i spółka wyczarowali wspólnie oryginalny utwór "Arere" (zainspirowany jorubijskim bóstwem żelaza i siły woli) oraz zinterpretowali "Dust My Broom", pierwotnie wykonywany przez Roberta Johnsona i spopularyzowany przez sławnego gitarzystę blues slide, Elmora Jamesa.
Rozpoczynając prace nad "Loverly", Wilson zebrała w swoim domu w Woodstock Plaxico, Sewella i Babalolę żeby zebrać trochę potencjalnych melodii i pomysłów na utwory. Kluczową postacią w tych sesjach przygotowawczych był według Wilson Babalola - mistrz perkusji z Lagos w Nigerii, mieszkający w Londynie.
Jest kapłanem obrządku jorubijskiego i posiada szeroką wiedzę na temat afrykańskich rytmów oraz tego, jak wzorce rytmiczne zachowały się w afrykańskiej diasporze. Łączy nas pasja odkrywania, w jaki sposób rytmy z Zachodniej Afryki łączą się z wieloma miejscami na zachodniej półkuli. Dlatego włączyłam go to tego projektu. Jego zadaniem było odnalezienie tych rytmicznych wzorców rodem z Zachodniej Afryki leżących u podstaw utworów, które nie są jednoznaczne stylistycznie ani też nie są balladami - tłumaczy artystka.
Na sesje nagraniowe Wilson wynajęła dom w jej rodzinnym mieście Jackson w Mississippi i przekształciła go w studio, przywożąc cały sprzęt i wspólnie z zespołem aranżując warsztat pracy przez sześć dni od południa do północy. Chciała, żeby dało się wyczuć zrelaksowany charakter sesji, dać pełen obraz tego, co się tam dzieje. Tę atmosferę słychać w funkowej, żywej wersji "St. James Infirmary".
Kolejnym członkiem zespołu, z którym Wilson nigdy jeszcze nie nagrywała był kolega z wytwórni Blue Note, Jason Moran, który przez jakiś czas grał w zespole Artystki na początku dekady. Wilson mówi: Uwielbiam Jasona. Jest moim ulubionym pianistą. Uwielbiam to, że grając jest pozornie beztroski, a jednocześnie pełen skupienia. Zawsze brzmi to tak, jakby grał staczając się z urwiska, ale za każdym razem genialnie kończy z powrotem w idealnie sensownym miejscu.
Niektóre z piosenek na "Loverly" były sugestiami Prezesa wytwórni Blue Note, Bruce'a Lundvalla._ Kiedy Bruce usłyszał, że chcę zrobić album ze standardami, podsunął mi piosenki, o których nigdy nie słyszałam_ - mówi Wilson. Zna więcej standardów niż którakolwiek ze znanych mi osób. Zrobił dla mnie listę - dodaje Wilson.
Na tej liście znalazły się klasyki takie, jak "Caravan", które Wilson rozwesela godnymi uwagi solówkami Sewella i Morana, czy entuzjastyczne "Gone with the Wind" z zaskakującym początkiem w wykonaniu Sewella oraz subtelnym groovem. Na liście pojawiły się także mniej znane utwory, jak "Lover Come Back", któremu Wilson chciała nadać klimat muzyki z przełomu lat 40 i 50. Kiedy miksowała album w Nowym Orleanie, wpadł Payton i dodał swoją improwizację.
Wśród innych piosenek znajduje się klejnot "Black Orpheus" z akompaniamentem gitarowym Sewella i hipnotycznym basem Plaxico, świeża i swingująca "A Sleeping Bee" z musicalu Trumana Capote i Harolda Arlena "House of Flowers", delikatnie melodyjna "Wouldn't It Be Loverly" z "My Fair Lady", jednego z ulubionych musicali Wilson, czy wspaniała melodia "Till There Was You", z musicalu "The Music Man" (odkryta także przez Beatlesów na Meet the Beatles).
Chociaż to Cassandra jest producentem Loverly, mówi, że piosenki powstały w wyniku wspólnego wysiłku całego zespołu. Jestem "nieproducentem" - mówi ze śmiechem. Słucham opinii każdego na temat piosenek. Według niektórych jest to moją wadą. Ale ja lubię demokratyczne podejście. Lubię wkład innych, a potem gramy utwory, chwytając energię i improwizacyjne głosy każdego z członków zespołu - mówi artystka.