Dariusz Szymczycha: zasmuca mnie sama bitwa
Mnie nie zasmuca miejsce bitwy. Mnie zasmuca sama bitwa. W moim przekonaniu ta forma wyrażania swojego protestu, niezadowolenia i niepokoju jest niewłaściwa. Po prostu nie można niszczyć cudzej własności, nie można rzucać koktajlami Mołotowa, nie można bić policjantów, nie można zachowywać się w sposób nieodpowiedzialny i brzydki - mówi w "Sygnałach Dnia" sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Dariusz Szymczycha.
12.09.2003 10:37
Krzysztof Grzesiowski: Panie ministrze, wczoraj protestujący, demonstrujący górnicy ominęli Pałac Prezydencki, ale zapowiedzieli, że wrócą do Warszawy. Może dojść do bitwy także pod Pałacem.
Dariusz Szymczycha: Wie pan, mnie nie zasmuca miejsce bitwy. Mnie zasmuca sama bitwa. W moim przekonaniu ta forma wyrażania swojego protestu, niezadowolenia i niepokoju jest niewłaściwa. Po prostu nie można niszczyć cudzej własności, nie można rzucać koktajlami Mołotowa, nie można bić policjantów, nie można zachowywać się w sposób nieodpowiedzialny i brzydki.
Krzysztof Grzesiowski: A czy można odbierać ludziom pracę i nadzieję?
Dariusz Szymczycha: Wie pan, ludziom pracy... niestety, system gospodarczy ludziom odbiera pracę. Zadaniem państwa jest łagodzenie trudnych sytuacji społecznych. I państwo, rząd Leszka Millera, minister Hausner próbują łagodzić trudną sytuację społeczną. I trzeba przyjąć do wiadomości fakt, że żyjemy w państwie średnio zamożnym albo nawet — jeśli spojrzymy na dochody obywateli, na budżet państwa — raczej mało zamożnym w porównaniu z innymi państwami europejskimi. I państwo będzie łagodziło różne kwestie społeczne, ale w sposób zapewne nie do końca satysfakcjonujący, ale będzie podejmowało działania, podejmuje działania. A środowisko górnicze — przy całym kłopocie, w jakim znajdują się górnicy — jest traktowane w sposób szczególny, szczególnie preferencyjny od wielu lat. I trzeba to zrozumieć. Trzeba zawrzeć taką umowę społeczną, że pomagamy sobie wzajemnie, ale nie kosztem szantażu i nie za cenę tego typu wystąpień jak wczoraj. To było działanie, które w moim przekonaniu przede wszystkim odbierze
sympatię ludzi i zaufanie opinii publicznej do samych górników.
Krzysztof Grzesiowski: Ale jak udowodnić górnikom, jak przekonać górników do tego, że to, co proponuje rząd przy okazji zapowiedzi likwidacji czterech kopalń, to prawda, a więc te wszystkie osłony socjalne, ta pomoc w znalezieniu nowej pracy. Oni w to nie wierzą po prostu.
Dariusz Szymczycha: Wie pan, można się odwołać do dotychczasowego doświadczenia. Przecież to nie jest pierwsza fala czy pierwszy pomysł na likwidację kopalń i zwalnianie górników. Przecież poprzedni rząd, jeszcze rząd SLD–PSL w latach '93–97 także dokonywał redukcji w górnictwie. Z czego wynika redukcja? Z tego, że zapotrzebowanie na węgiel jest mniejsze, że węgiel jest drogim surowcem energetycznym. I wtedy podejmowano działania osłonowe — wypłacono wiele pieniędzy, płacono renty, pomagano ludziom w znalezieniu pracy, choć oczywiście potem na tej "wodzie" gospodarki rynkowej trzeba się samemu utrzymać. Czyli te działania osłonowe były podejmowane. I zapewne teraz też będą podjęte, tylko trzeba zacząć rozmawiać, a nie można stawiać takiego oto stanowiska, że my chcemy pracować w tej konkretnej kopalni do końca za cenę podatnika, bo to będzie budżet państwa dopłacał do instytucji nierentownych.
Krzysztof Grzesiowski: Panie ministrze, Włodzimierz Cimoszewicz, szef resortu spraw zagranicznych powiedział w "Rzeczpospolitej", że "nie zmienimy zdania w kwestii ustaleń z Nicei". Chodzi przede wszystkim o sposób liczenia głosów w Radzie Unii Europejskiej, ale nie tylko. Krótko mówiąc, jak bardzo twarde musi być nasze stanowisko podczas podejmowania decyzji co do konkretnych już zapisów Konstytucji Europejskiej?
Dariusz Szymczycha: Musi być tak twarde, jak było w Kopenhadze, kiedy premier Miller i minister Cimoszewicz negocjowali warunki finansowe przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, kiedy mówiono nam, że nie dostaniecie tego miliarda euro więcej. Obaj panowie nie powiem, że uparli się, ale występowali z bardzo zdecydowanym stanowiskiem i uzyskali to. Czasami negocjacje dochodzą do ściany i trzeba powiedzieć: Słuchajcie, my tego nie przyjmuje. Tutaj cena nieprzyjęcia przez Polskę propozycji zapisów w traktacie konstytucyjnym może być duża, bo nieprzyjęcie przez Polskę tych zapisów oznaczałoby, że nie ma traktatu. A więc przy tej całej grze nasi partnerzy muszą zrozumieć, że bez Polski czy wbrew Polsce nie da się tego dokumentu jako dokumentu ogólnoeuropejskiego przyjąć.
Krzysztof Grzesiowski: Muszą zrozumieć, ale czy chcą zrozumieć?
Dariusz Szymczycha: Dyplomacja czasami polega na tym, że przyjmuje się bardzo zasadnicze stanowiska. Czasami te stanowiska są bardzo nieprzyjemne, nie dopuszczają dyskusji i tak wielu polityków zachodnioeuropejskich z nami rozmawia. Ale tydzień temu było spotkanie nieformalne ministrów spraw zagranicznych Piętnastki i Dziesiątki we Włoszech i okazało się, że spośród tych dwudziestu pięciu dżentelmentów reprezentujących dwadzieścia pięć rządów tylko pięciu czy sześciu nie zgłosiło żadnych uwag i propozycji zmian do traktatu konstytucyjnego. A więc taką drogą wspomagania siebie przy pewnych zmianach do tego traktatu, ustaleń tworzenia mniejszych koalicji zapewne sporo uda się wynegocjować na rzecz naszego interesu narodowego.