Dariusz Joński o referendum: to porażka Guziała, powinien zastanowić się nad dymisją
Gdyby SLD zachęcał do pójścia na referendum, najprawdopodobniej udałoby się doprowadzić do odwołania ze stanowiska Hanny Gronkiewicz-Waltz. To by jednak oznaczało, że kolejne wybory odbędą się w styczniu, a następne, zgodnie z kalendarzem wyborczym – jesienią. Mielibyśmy jedną, wielką awanturę polityczną w stolicy - mówi Dariusz Joński, rzecznik SLD.
14.10.2013 | aktual.: 14.10.2013 14:54
Jak podkreśla Joński, Sojusz nie poparł referendum z kilku powodów: "Nie chcieliśmy doprowadzić do chaosu w stolicy, ani siedzieć przy jednym stole politycznym z Jarosławem Kaczyńskim, Mariuszem Kamińskim, Piotrem Guziałem i Ryszardem KaliszemKaliszem. Ci panowie fundują jedynie zadymy polityczne, w których nie chcemy brać udziału".
- Nie popieramy pani prezydent, jak większość warszawiaków, która oddała głos w niedzielę. Niewątpliwie jednak dalej nam do prezesa PiS. Nie chcieliśmy brać udziału w kampanii partyjnej „Przegranych i Sfrustrowanych”. Na szczęście podobnego zdania byli mieszkańcy miasta, którzy zostali wczoraj w domu. Nie chcieli w poniedziałek oglądać uśmiechu na twarzy Jarosława Kaczyńskiego i Antoniego Macierewicza – akcentuje rzecznik SLD.
Joński deklaruje, że Sojusz zakasał rękawy i już przygotowuje się do przyszłorocznych wyborów samorządowych. – Za chwilę będziemy wybierać naszego kandydata na prezydenta, opracowujemy program i chcemy te wybory wygrać. Będziemy rozliczać panią prezydent z postulatów, które obiecała zrealizować w najbliższym czasie, w tym zmniejszenie liczby uczniów w klasach, zwiększenie liczby miejsc w przedszkolach, żłobkach, powstrzymanie likwidacji szkół i utrzymanie 50 proc. ulgi dla emerytów i rencistów na komunikację miejską.
Pytany, kto jest największym przegranym niedzielnego referendum, wskazuje na Piotra Guziała. – Gwoździem do trumny burmistrza Ursynowa była współpraca z PiS, obiecywanie, że Lechowi Kaczyńskiemu postawi pomnik w Warszawie, etc. Gdy Jarosław Kaczyński wjechał z butami w kampanię Guziała, było już pozamiatane. Szkoda, że Guział nie zreflektował się wcześniej, nie zrozumiał, że PiS go instrumentalnie wykorzysta – mówi Joński.
Dodaje, że niska frekwencja w bastionie Guziała - na Ursynowie (najniższa w całym mieście – przyp. red.) to osobista porażka burmistrza. – Nie był w stanie zmobilizować do głosowania swojego elektoratu, co oznacza, że jest kiepskim urzędnikiem. Punktował Hannę Gronkiewicz-Waltz, tymczasem okazało się, że to jemu mieszkańcy dzielnicy pokazali czerwoną kartkę. Powinien zastanowić się nad odejściem ze stanowiska – podsumowuje Joński.
Jak podała PKW, referendum ws. odwołania prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz jest nieważne. Powodem była zbyt niskiej frekwencji (25,66 proc.), przy wymaganym progu wyborczym - 29,1 proc. Za odwołaniem prezydent zagłosowało 322 tys. 17 osób (93,6 proc.), przeciwko było 17 tys. 465 osób (5 proc.).