Dariusz Bruncz: Walka o krzyże to nie tylko polska specjalność. Polacy zdetronizowani
Polityczna manipulacja i krucjata, krzyżowa ofensywa i dzielenie ludzi krzyżem – to hasła znane z polskiej polityki. Od ponad tygodnia żyją nim również Niemcy, a szczególnie ci w Bawarii.
Oczywiście można by machnąć ręką i powiedzieć: „To przecież Bawaria, a Bawarczycy to tacy Polacy, tylko że bogatsi i mówią po niemiecku”.
Podobieństw jest wiele: Bawaria jest w większości katolicka, choć nie tak jak Polska – w latach 70. do Bawarii przybyło wielu Niemców z północy w większości ewangelików, a i niektóre obszary landu (np. środkowa Frankonia) to ewangelickie enklawy w katolickim morzu.
Zresztą prowodyr zamieszania - premier Markus Söder - jest dopiero drugim w historii Bawarii premierem wyznania ewangelickiego. Na tym jednak podobieństwa się nie kończą: zgodnie z niemiecką konstytucją politykę zagraniczną Niemiec prowadzi rząd federalny w Berlinie, ale – znów – Bawaria kultywuje coś na kształt meta polityki zagranicznej, a pieszczochem polityków rządzącej nieprzerwanie od lat 50. Unii Chrześcijańsko-Społecznej (CSU) jest nie kto inny jak węgierski premier Victor Orban – częsty gość CSU.
Söder nie zamierza się cofnąć
Bawarski rząd najgłośniej krytykował kanclerz Angelę Merkel za jej decyzje w trakcie kryzysu uchodźczego i przez długie miesiące nie ustawał atak siostrzanej CSU na CDU, która w Bawarii nie ma swoich struktur. Za brak spójności przekazu bawarska CSU słono zapłaciła utratą wielu mandatów na rzecz AfD.
Chłód i złośliwości na linii CDU-CSU odczuwane były długo, a do tego doszły inne czynniki: bratobójcza wojna w CSU o polityczną schedę (Horst Seehofer zrezygnował w końcu z premierostwa, a w nowym rządzie Merkel został ministrem spraw wewnętrznych) i rosnący w siłę przeciwnik po prawej stronie Alternatywa dla Niemiec (AfD), która bezlitośnie punktuje CSU za wszelkie potknięcia.
Czy zatem zarządzenie bawarskiego rządu, aby w podległych mu placówkach od czerwca 2018 r. obligatoryjnie wisiały krzyże to zręczna, czy może rozpaczliwa próba przeproszenia się z elektoratem, który tłumnie odpłynął już do AfD? W końcu w październiku 2018 roku, czyli już za chwilę, wybory do Landtagu – CSU przyzwyczaiła się do samodzielnych rządów i każda inna forma rządzenia byłaby dla niej katastrofą, a być może początkiem końca. Sondaże – mimo iż ostatnio nieco drgnęły w górę – nie pozostawiają złudzeń, że straty poniesione przez CSU będą trudne do nadrobienia… jeśli w ogóle. Decyzja Södera nie przysporzyła mu poklasku u Niemców i samych Bawarczyków – zdecydowana większość Niemców, w tym i wierzących, uważa pomysł Södera za zły, ale ten nie ustępuje i broni decyzji gabinetu.
Premier poruszył nawet hierarchów
Zainscenizowane przez Södera wieszanie krzyża w budynku bawarskiego rządu nie jest odizolowanym wydarzeniem, a wpisuje się w bawarską wyjątkowość i folklor, ale i w obliczoną na granie na ojczyźnianych tonach strategię polityczną. Przypomnijmy, że w bawarskich szkołach wiszą już krzyże, a bawarska konstytucja posiada jasne odwołanie do Boga. Całkiem niedawno, tuż po zaprzysiężeniu rządu federalnego, Horst Seehofer wciąż dzierżący stery CSU, stwierdził, że „islam nie należy do Niemiec”, oponując przeciwko postawionej przed kilkoma laty przez prezydenta Christiana Wulffa (CDU) tezie.
Na Seehofera posypały się gromy. Koalicyjna SPD zażądała od kanclerz Merkel przywołania do porządku szefa CSU, podobnie i opozycja (Liberałowie, Zieloni i Lewica). Zaskoczona była również AfD, która nie miała wyjścia i musiała ciepło mówić o salcie Seehofera. To był zdecydowanie zły start nowej odsłony Wielkiej Koalicji, który podkopał i tak wątłe fundamenty zaufania. I tutaj właśnie pojawia się kolejna wywrotka: obowiązkowe wieszanie krzyży w bawarskich urzędach.
CSU od początku była związana siecią interesów z Kościołem rzymskokatolickim, który na terenie Bawarii posiada aż siedem diecezji w tym dwie metropolie (Monachium-Fryzyngia i Bamberg).
Wpływy Kościoła rzymskokatolickiego zawsze były ogromne i mimo postępującej sekularyzacji oraz mocnej pozycji Ewangelicko-Luterańskiego Kościoła Bawarii, głosu bawarskich biskupów i charyzmatycznego przewodniczącego Bawarskiej Konferencji Biskupów monachijskiego metropolity kard. Reinharda Marxa nikt nie ignoruje. Kard. Marx, bliski współpracownik papieża Franciszka, jest nie tylko z urzędu przewodniczącym Bawarskiej Konferencji Biskupów, ale też szefem Konferencji Biskupów Niemieckich. To bez wątpienia numer 1 w niemieckim Kościele choć jego pozycja w ostatnim czasie została nadwątlona sporem wewnątrz episkopatu wokół małżeństw wyznaniowo mieszanych.
Potępienie "krzyżowej inicjatywy"
Tym mocniej zabrzmiały słowa kard. Marxa nt. "krzyżowej inicjatywy" premiera Södera. Podczas gdy polityk mówił o krzyżu jako podstawie kulturowej podstawie chrześcijańskiego Zachodu, Marx nie przebierał w słowach i wytykał premierowi nie tylko dzielenie ludzi, ale i niezrozumienie, czym właściwie jest krzyż. To poważny zarzut, tym bardziej, że Söder przez wiele lat był zaangażowanym członkiem synodu bawarskiego Kościoła luterańskiego i jest praktykującym ewangelikiem. W wywiadzie dla "Süddeutsche Zeitung", hierarcha podkreślił, że gdy krzyż jest postrzegany tylko jako symbol kulturowy to znaczy, że brakuje zrozumienia czym on właściwie jest.
- W ten sposób krzyż zostaje wywłaszczony w imię państwa – grzmiał kardynał. – Potrzebujemy społecznej debaty o krzyżu: co znaczy żyć w ukształtowanym przez chrześcijaństwo kraju? I w tej debacie musimy uwzględnić wszystkich – chrześcijan, muzułmanów, żydów i niewierzących.
Równie mocno wypowiedział się biskup pomocniczy archidiecezji monachijskiej Wolfgang Bischof: - Krzyż nie jest symbolem Bawarii i z pewnością nie jest logiem kampanii wyborczej. Jeśli ktoś chce działać w duchu krzyża to musi postawić ludzi w centrum swojego działania, a przede wszystkim ludzi w potrzebie – dodał duchowny.
Sprawa trafi przed Trybunał
Również sceptycznie wobec decyzji bawarskiego rządu, choć nie tak ostro, wypowiedział się zwierzchnik bawarskich ewangelików bp Heinrich Bedford-Strohm. Przypomniał, że jeśli ktoś codziennie angażuje się na rzecz wiary chrześcijańskiej, a za błędne uważa państwowe rozporządzenie dotyczące krzyża, nie musi uchodzić tym samym za kogoś, kto neguje własne korzenie i tożsamość.
Słów krytyki nie szczędzili Söderowi również inni duchowni, a także katolickie i ewangelickie organizacje młodzieżowe. Tylko nieliczni wsparli inicjatywę premiera powołując się na aspekty prawne i kulturowe – wśród nich konserwatywny biskup Ratyzbony Rudolf Voderholzer. Nieoczekiwanie ostre słowa przyszły zza austriackiej granicy – abp Peter Stephan Zurbriggen (z urodzenia Szwajcar) pełniący funkcję nuncjusza apostolskiego w Austrii skarcił biskupów atakujących premiera Södera za jego decyzję.
– Jako nuncjusz i przedstawiciel Ojca Świętego jestem smutny i zawstydzony, gdy w sąsiednim kraju akurat biskupi i kapłani krytykują taką decyzję. Ta religijna poprawność zaczyna mi już działać na nerwy – skwitował. Póki co, w sprawie milczy nuncjusz Stolicy Apostolskiej w Niemczech abp Nicola Eterović.
Sprawa z pewnością wyląduje przed Trybunałem Konstytucyjnym w Karlsruhe, a głosy prawników już pokazują, że o zgodny wyrok nie będzie łatwo. Nie ulega jednak wątpliwości, że Söder wyrządził Kościołom niedźwiedzią przysługę, która do złudzenia przypomina polską hucpę z krzyżem pod osłoną dnia i nocy – począwszy od konspiracyjnego wieszania krzyża w Sali sejmowej, profanacji krzyża w trakcie smoleńskiego spektaklu na Krakowskim Przedmieściu i poza nim.
Krzyż w politycznej szarpaninie
Zarówno w bawarskim, jak i w polskim przypadku krzyż z jego głęboką wymową teologiczną złożono na ołtarzu politycznych interesów i partyjnej propagandy. I tutaj szef CSU i spora część PiS-u mogą sobie podać rękę – zresztą nie tak dawno Jarosław Kaczyński chciał, aby jego partia była lustrzanym odbiciem CSU i bez jego zasługi powoli się to udaje, a wicemarszałek Senatu Adam Bielan powtórzył to jeszcze w 2017 roku: chcemy, aby Zjednoczona Prawica była jak bawarska CSU, chcemy łączyć tradycję i nowoczesność.
W sprawie krzyża okazuje się, że nic nie jest na tyle święte i ważne, aby nie można byłoby tego użyć w politycznej szarpaninie. W Polsce na dodatek ta walka podbudowana jest płytkim wojtylianizmem, karykaturą słów papieża Jana Pawła II wypowiedzianych podczas pielgrzymki w Zakopanem w 1997 r.: "Nie wstydźcie się krzyża. Starajcie się na co dzień podejmować krzyż i odpowiadać na miłość Chrystusa. Brońcie krzyża, nie pozwólcie, aby Imię Boże było obrażane w waszych sercach, w życiu społecznym czy rodzinnym".
Łatwo wystawić krzyż na śmieszność
Tymi słowami tłumaczono instrumentalizację krzyża do własnych celów politycznych. I tak, jak to w takich przypadkach bywa, ci, którzy za punkt honoru obrali sobie apologię krzyża, często wystawiają go na śmieszność, dziwiąc się jednocześnie, że nie wywołują fali nawróceń i refleksji, a jeszcze większą niechęć do krzyża – zamiast przejęcia jest niezdrowe pobudzenie i piana wściekłości, zapalczywość i redukcja krzyża do dwóch zbitych deseczek.
Jest w tym coś przewrotnego, bo przecież teologia chrześcijańska uczyniła z krzyża symbol pojednania, miłości i miłosierdzia, który był wpierw narzędziem zbrodni, bezlitosnego i haniebnego katowania, a dla pierwszych chrześcijan symbolem porażki, który dopiero po jakimś czasie stał się znakiem nadziei i jest nim do dziś czy raczej takim powinien się na nowo stać.