Daria Nałęcz: liczę się z tym, że stanę przed komisją śledczą
Liczę się z tym, że stanę przed sejmową komisją śledczą badającą sprawę Rywina - powiedziała prof. Daria Nałęcz, małżonka szefa komisji Tomasza Nałęcza (UP). Dodała, że Archiwa Państwowe dostały do
zaopiniowania projekt ustawy o mediach.
Jak napisał poniedziałkowy "Super Express", Tomasz Nałęcz "zataił fakt, że jego żona pisała część trefnej ustawy, z której wyrosła afera Rywina". Dziennik napisał, że Daria Nałęcz jako dyrektor Archiwów Państwowych uczestniczyła w opracowaniu części ustawy o radiofonii i telewizji dotyczącej korzystania z archiwów tv.
"Do ustawowych obowiązków naczelnego dyrektora Archiwów Państwowych, jak i każdego innego resortu czy urzędu centralnego, należy opiniowanie wszystkich projektów ustaw. Do naszych obowiązków należy opiniowanie projektów ustaw, które mówią o sprawach archiwalnych" - powiedziała Daria Nałęcz. Dodała, że takich opinii Archiwa wydają kilkadziesiąt rocznie.
"W ramach tychże obowiązków mój urząd - przecież nie ja sama - musi polegać na pracy prawników, specjalistów. Urząd sformułował opinię na temat zapisów dotyczących archiwów, odniósł się do zapisów w ustawie o radiofonii i telewizji" - wyjaśniła prof. Nałęcz. Jak zaznaczyła, "w tej rutynowej działalności nie ma dla niej żadnej sensacji i tajemnic".
Nałęcz powiedziała, że fragmenty, którymi się zajmowała, to jedynie te dotyczące archiwów. "Innymi się nie zajmowaliśmy, bo mój urząd nie jest do nich właściwy. Przesłaliśmy je do ministerstwa kultury, które poddało to dalszej obróbce" - dodała.
"Z urzędu pani minister Jakubowskiej (wówczas wiceminister kultury) dostaliśmy tę ustawę do opiniowania. I odesłaliśmy ją, zgodnie z właściwością, z powrotem" - dodała.
Poniedziałkowe "Życie Warszawy", które również napisało o tej sprawie, informuje, że Nałęcz wraz ze sztabem prawników brała udział w naradach, w których uczestniczył m.in. prezes TVP Robert Kwiatkowski.
"Nie brałam udziału w żadnym zespole, bo to jest poza moją właściwością" - powiedziała Nałęcz.
"Liczę się z tym, że stanę przed komisją śledczą. Wolałabym w tej chwili nie wypowiadać się w szczegółach, bo komisja powinna usłyszeć wszystko pierwsza" - zaznaczyła. Według niej, sensacji w tym nie ma. "Cała korespondencja moja z ministerstwem kultury jest na pewno w aktach ministerstwa kultury i w aktach tej ustawy. Nic do ukrycia nie ma" - podkreśliła prof. Nałęcz.