"Dajn" znaczy wojna. Jak Buriaci walczą o swój naród, żeby nie umierać w Ukrainie
"Przed oczami mam krwawe karty z historii mojego ludu, bo czytam rozdzierające serce doniesienia z ojczyzny. Mój naród jest wysyłany na rzeź w Ukrainie" - pisze mieszkająca w Europie Buriatka. Dla zaledwie półmilionowego ludu zamieszkującego okolice Bajkału łapanka na wojnę to "czystka etniczna". Dziś Buriaci wspominają żyjącego 100 lat temu jasnowidza Barnaszche, który przewidział rewolucję, kolektywizację, żelazne ptaki na niebie… i ucieczkę Buriatów do Mongolii.
Bądź na bieżąco z wydarzeniami w Polsce i na wojnie w Ukrainie klikając TUTAJ
Noc z 21 na 22 września to w Buriacji odpowiednik francuskiej nocy św. Bartłomieja (potoczne określenie rzezi z 1572 r., dokonanej przez katolików na francuskich ewangelikach reformowanych - red.). Po przemówieniu Putina władze w jedną noc wcieliły do wojska pięć tysięcy mężczyzn - przeważnie z rejonów zamieszkałych przez rdzennych mieszkańców. W jednej z wsi zabrano wszystkich mężczyzn.
Umieralność wśród młodych chłopców z republiki w ostatnich miesiącach wzrosła o 93 proc. (w Petersburgu o 3 proc., a w Moskwie - 0 proc.). Buriacja zajmuje drugie miejsce wśród rosyjskich regionów pod względem liczby zabitych, ustępując pod tym względem tylko Dagestanowi. Z ogólnodostępnych źródeł wiadomo, że na wojnie w Ukrainie zginęło dotąd 336 osób z Buriacji (stan na koniec października). Tymczasem z położonego obok obwodu irkuckiego, gdzie mieszka ponad dwukrotnie więcej ludzi, pochodzi 78 zidentyfikowanych zabitych.
W przeciwieństwie do wielkich miast, mężczyźni z małych wiosek nie mogli nigdzie uciec. Niczym w czasach stalinowskich, w środku nocy przyszli po nich mundurowi, wyciągnęli z łóżek i zabrali płaczącym żonom.
- Tylko na podstawie ogólnodostępnych danych, wpisów w mediach społecznościowych, które analizujemy, widzimy, że w Ukrainie zginęło kilkaset osób z Buriacji. Tymczasem w republice mieszka mniej niż milion ludzi - mówi Wirtualnej Polsce Aleksandra Garmażapowa, prezeska Fundacji "Wolna Buriacja".
- Każdy już zna kogoś, kto zginął w tej wojnie. Tu chowają chłopca, który był na studiach rocznik niżej, tam innego - to znajomy koleżanki. I nagle rozumiesz, że wojna jest znacznie bliżej, niż się wydaje. Ludzie w Buriacji są niezadowoleni: dlaczego mamy ginąć my, dlaczego władze nie wysyłają żołnierzy z Moskwy? - relacjonuje.
Jaka "denazyfikacja" Ukrainy? Zełenski poszedł do szkoły w Mongolii!
Fundacja Garmażapowy powstała od razu po wybuchu wojny (24 lutego) na bazie ruchu "Buriaci Przeciwko Wojnie". Aktywistki zwróciły uwagę na ogromną liczbę rodzin, które zwracały się z prośbami o pomoc w odnalezieniu zaginionych, uratowanie ich z niewoli, pomoc w powrocie do domu czy ucieczce. Dlatego aktywistki zaczęły od pomocy wojskowym w zakończeniu kontraktu z wojskiem.
- Było dużo żołnierzy kontraktowych z Buriacji. Dlaczego? Rosyjskie regiony żyją w biedzie, są całkowicie zależne od Moskwy, nie ma tu pracy. Służba kontraktowa w wojsku była dobrą opcją dla mieszkańców. Buriacja leży na granicy, obok Mongolii i Chin, więc zawsze były tu jednostki wojskowe. Dla wielu służba miała charakter cywilny: ludzie chodzili do jednostek jak "do pracy", zamiatali plac, maszerowali, uczestniczyli w szkoleniach, przekładali papierki i wieczorem wracali do domu - opowiada Garmażapowa.
Jak mówi, wielu z tych, którzy zwrócili się po pomoc, do ostatniego dnia nie wiedziało, że wojna z Ukrainą będzie wojną na pełną skalę. Jednostki z Buriacji przerzucono na zachód w ostatniej chwili.
- Zwrócił się do nas jeden Buriat, żołnierz, dobrze zorientowany w polityce, w swoim czasie popierał ukraiński Euromajdan. Kiedy wiosną wywieziono ich z obwodu kijowskiego do Białorusi, oświadczył: "Dziękuję, do widzenia, będę bronić ojczyzny, ale nie do końca rozumiem, dlaczego mam jako faszysta wtargać się nocą do obcego kraju. Nie zamierzam w tym uczestniczyć" - opowiada Garmażapowa.
Złożył wypowiedzenie. Skuto go w kajdanki, pokazano przed szeregami innych żołnierzy jak przestępcę. Był jednak uparty i mimo nacisków udało mu się rozwiązać umowę.
- Dzwonił do mnie. I zawsze opowiadał historię, jak zajęli jedną z wiosek w obwodzie kijowskim. Tam 5-letni chłopczyk miał ból brzucha, nie mogli wezwać pogotowia, ponieważ okupowali to terytorium. I dziecko umarło. Płakał, szczególnie jak wypił. Mówił: "Też mam dzieci. Widzę wciąż, jak płacze ta matka, jak leżą zwłoki dziecka. Zrozumiałem, że chłopak umarł przez nas" - wspomina prezeska fundacji.
W stacjonującej w Buriacji 36. Armii dowódcą był generał Walerij Sołodczuk - mający ukraińsko brzmiące nazwisko - który opowiadał o rzekomo "faszystowskich" Ukraińcach. W wojsku działa propaganda, a funkcjonariusze FSB pilnują, by nawet w prywatnych rozmowach opinie żołnierzy nie odbiegały od linii propagandy.
- A mój uparty (podopieczny - red.) opowiadał znajomym Buriatom: jacy naziści? Czy wy wiecie, że Zełenski jest Żydem, rosyjskojęzycznym, a do pierwszej klasy poszedł w Mongolii? Podobno szczególnie to ostatnie działało na wyobraźnię - mówi Garmażapowa.
Rodzina znanego specjalisty z dziedziny matematyki Ołeksandra Zełenskiego rzeczywiście przez kilka lat mieszkała w Erdenecie, drugim co do wielkości mieście Mongolii. W niektórych biografiach ukraińskiego prezydenta można też znaleźć informację, że w dzieciństwie mały Wołodymyr potrafił mówić po mongolsku.
Czyli w języku, który Buriaci rozumieją bez tłumaczenia.
"Buriatów zabiorą jako pierwszych"
Rosyjska inwazja na Ukrainę na pełną skalę przed wieloma Buriatami postawiła problem związany z własną tożsamością, językiem i kulturą - twierdzi Garmażapowa. Powód? Odmieniany przez wszystkie możliwe przypadki postulat "denazyfikacji Ukrainy".
O Ukrainie Buriaci może wiedzą niewiele, ale za to sami na co dzień mierzą się z ksenofobią Rosjan - szczególnie gdy podróżują do centralnych regionów kraju i słyszą wyzwiska w stylu: "łajza wąskooka".
- Ludzie nie rozumieją, o co walczą, a zgony widzą. Codziennie w republice jest po kilka żołnierskich pogrzebów. A dlaczego mamy walczyć o język rosyjski w Ukrainie, skoro sami zapominamy swój język buriacki? - pyta Garmażapowa podkreślając, że ponad połowa Buriatów jest całkowicie zrusyfikowana. Kazachowie i Ukraińcy, których ona zna, starannie pielęgnowali swój język ojczysty po rozpadzie ZSRR, "a te republiki, które pozostały w Federacji Rosyjskiej, nadal są w sytuacji, w której kontynuowana jest sowiecka polityka rusyfikacji".
Tak, szef republiki Aleksiej Cydenow jest Buriatem i w trakcie poprzedniej kampanii wyborczej obiecał nauczyć się języka buriackiego. Minęło pięć lat - i nic z tego. Cydenow jest bardziej zajęty tym, by wykonać "plan mobilizacji".
- Nawiasem mówiąc, pierwszym szefem Buriacji po rozpadzie Związku Sowieckiego był Rosjanin Leonid Potapow, i on doskonale mówił po buriacku - opowiada szefowa "Wolnej Buriacji". - Tak samo przewodniczący parlamentu Buriacji Władimir Pawłow jest Rosjaninem, mówi po buriacku, bo dorastał w buriackiej wsi Szeberte. Wiem, że Pawłow podróżuje z delegacjami do wsi buriackich i lubi tak trollować swoich urzędników: zaczyna rozmawiać po buriacku z miejscowymi i wydaje rozkazy, które jego podwładni muszą spisać. A jego buriaccy podwładni go nie rozumieją! - zaznacza.
Tym czasem plan Cydenowa z mobilizacji stał się najbardziej brutalną łapanką "mięsa armatniego" w Rosji i wywołał exodus Buriatów do Mongolii czy Kazachstanu. 28-letni Jewgienij Szarafutdinow z Ułan-Ude wyjechał do Mongolii zaledwie dwa dni po ogłoszeniu mobilizacji. - Od razu zrozumiałem, co się szykuje, wyjechałem, mając w kieszeni 2000 rubli i 10 dolarów. Spotkałem cudownych ludzi, znalazłem w Mongolii pracę. Zarabiam 20 dolarów dziennie, połowę płacę za hostel, oszczędzam na ciepłe ubrania. To mój pierwszy wyjazd za granicę - zdradza.
- Jeśli wcześniej ok. 80 proc. mieszkańców Buriacji popierało wojnę, to teraz stosunek się zmienił - dziś to pół na pół. Być może zmienia się sytuacja w całej Rosji; zwłaszcza etniczni Buriaci zdali sobie sprawę, że są traktowani gorzej niż inni. I że Rosja im nie współczuje - uważa Garmażapowa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Teraz nawet w codziennych rozmowach w Buriacji mówi się o wymianie jeńców. Ludzie są wściekli, pytają, dlaczego Buriatów się tak rzadko wymienia? Dlaczego "kadyrowcy", jeśli zostaną schwytani, natychmiast są wykupywani z niewoli, rosyjskich jeńców wymienia się na Ukraińców, ale nikt nie chce Azjatów? - pyta retorycznie.
Dziś Garmażapowa pomaga uciekinierom, którzy schronili się w Kazachstanie. - Na spotkanie przyszło 60 osób z Buriacji. Tylko jeden był etnicznym Rosjaninem, reszta to Buriaci. Kiedy zapytałam, dlaczego uciekli, odpowiedzieli: "Od razu zrozumieliśmy, że Buriatów zabiorą jako pierwszych" - wspomina.
Buriaci rzeźnikami Buczy?
Mimo że Fundacja "Wolna Buriacja" w sposób otwarty wspiera Ukrainę, sama Buriacja z Ukrainą prostych stosunków nie ma. To dlatego, że wszystkich rosyjskich żołnierzy mających azjatycką urodę Ukraińcy nazywają "Buriatami", obok "kadyrowców" zarzucając im szczególne przywiązanie do "wielkorosyjskiej" ideologii, brak kultury, grabieże i masakry ludności cywilnej.
Paradoksalnie, taki mit Buriata wytworzyła sama rosyjska propaganda. W 2015 roku powstał materiał o 20-letnim czołgiście z Buriacji Dorży Batomunkujewie, "bohaterze Donbasu", co w ukraińskiej sieci wywołało setki memów na temat "walecznych Buriatów Putina". W kwietniu wizerunek Buriata stał się brutalny, bo przypisano mu zbrodnie w Buczy - choć Fundacja "Wolna Buriacja" przeprowadziła własne śledztwo i znalazła mniej niż dziesięć nazwisk buriackich wśród żołnierzy tam stacjonujących. Nie ma też danych, by te osoby popełniały przestępstwa - w przeciwieństwie do spadochroniarzy z Pskowa, którzy brutalnie rozstrzeliwali cywilów i są z krwi i kości Rosjanami.
- Paradoksalnie, były premier i były minister obrony Ukrainy Jurij Jechanurow jest etnicznym Buriatem, zawsze to podkreślał - opowiada Garmażapowa. - Znamy się z nim dobrze, wiosną bardzo się martwiłam, że po takich wzmiankach o Buriatach w mediach ukraińskich on będzie miał problemy. Ale nie, jest traktowany jakby osobno od tych Buriatów z telewizji. On dobrze mówi po ukraińsku, był szefem proeuropejskiego rządu, Ukraińcy przyjęli go jako swojego, ukraińskiego Buriata. Dla nich Jechanurow jest częścią ich społeczeństwa - podkreśla.
Tym niemniej, Ukraińcy zaczynają dostrzegać pracę zespołu "Wolnej Buriacji". - Jestem bardzo wdzięczna Ukraińcom za mówienie, że w tej wojnie chodzi o pozbycie się rosyjskiej przeszłości kolonialnej. Ukraińcy to dobrze zdefiniowali, w przeciwieństwie do wielu rosyjskich opozycjonistów. A jeśli imperium toczy wojnę imperialną, to zawsze używa tych, których im nie szkoda, czyli inne mniejszości narodowe. Dlaczego prowadzimy wojnę z Ukraińcami, z którymi Buriaci nigdy nie mieli problemów? To Putin stworzył ten konflikt własnymi rękami. Dla mnie jest to ludobójstwo zarówno narodu ukraińskiego, jak i buriackiego - twierdzi Garmażapowa.
"Tego pięknego lamę rozstrzelali"
Człowiekiem, który nagłośnił kwestię ludobójstwa rdzennych narodów Rosji, jest były mongolski prezydent Cachiagijn Elbegdorż. Po rozmowie z przywódcą Narodowo-Demokratycznego Ruchu Buriackiego Dorżo Dugarowem opublikował wideo, w którym wezwał Putina do zaprzestania wojny i zapewnił Buriatów, Kałmuków i Tuwańczyków (inne buddyjskie narody Rosji), że Mongołowie przyjęliby ich z otwartym sercem. Wideo wyemitowało CNN i inne światowe media, które zwracały uwagę na nieproporcjonalny udział Buriatów i innych ludów rdzennych Rosji w wojnie.
- Mongołowie zawsze postrzegali Buriatów jako swoich braci, choć jako część Federacji Rosyjskiej zapomnieliśmy o naszym języku, o naszych tradycjach. Jestem niezmiernie wdzięczna Mongołom za to, jak pomogli, jak otworzyli drzwi w pierwszych dniach mobilizacji, zaoferowali różne możliwości. Nigdy nie powinniśmy zapomnieć, co Mongołowie zrobili dla nas w tym trudnym momencie. Bo tak naprawdę Rosja, która formalnie jest ojczyzną Buriatów, potraktowała nas jak najbardziej okrutnie, a pomagali nam Mongołowie i Kazachowie - podkreśla.
Sama podziwia, jak Mongołowie upominają się o Buriatów, kiedy Rosja odbiera im prawa, zaczynając od wielkiego terroru w czasach stalinowskich.
- Przez długi czas nie wiedziałam, kim są moi przodkowie - opowiada historię rodzinną. - Aż któregoś dnia przeglądałam z moją krewną album. Nagle ona pokazuje zdjęcie pięknego buddyjskiego lamy i mówi: "To jest nasz przodek, rozstrzelali go latach 30-tych". I jak gdyby nigdy nic, szybko przerzuca kartkę - wspomina.
Garmażapowa podkreśla, że Buriaci byli jednym z najbardziej wykształconych narodów Rosji, dlatego dziś mieszkają w Stanach Zjednoczonych i Europie, w innych krajach świata. Teraz diaspora domaga się praw i prawdy dla własnego narodu. - Chcę sprawiedliwości. Patrzę na zdjęcie lamy i rozumiem, że moi przodkowie nie są zapomniani z powodu czasu, ale dlatego, że krewni woleli o nim szybciej zapomnieć, aby się uchronić! - konkluduje aktywistka.
Czytaj też:
Igor Isajew dla Wirtualnej Polski