Czy wykształciuchy zagłosują na PiS?
PiS rozpoczął walkę o głosy intelektualistów. Jarosław Kaczyński przekonuje, że PiS jest „w gruncie rzeczy partią inteligencką” i próbuje zmienić jej dotychczasowy wizerunek. Prezes PiS zamierza objechać Polskę, odbywając spotkania z inteligencją. W sobotę w warszawskiej Akademii Muzycznej gościł na konferencji „Polska inteligencja a życie publiczne po wyborach 2007”. Czy to przełom w relacjach PiS-u z inteligencją? To był subtelny sygnał wysłany do polskiej inteligencji - mówi Wirtualnej Polsce dr Marek Migalski, politolog z Uniwersytetu Śląskiego.
05.03.2008 | aktual.: 10.01.2011 16:42
WP: Naukowcy, lekarze, prawnicy byli częstym obiektem ataków za rządów PiS. Teraz partia Jarosława Kaczyńskiego chce zawalczyć o poparcie środowiska inteligenckiego. Czy ma szansę zdobyć zaufanie inteligencji?
Dr Marek Migalski: Prawo i Sprawiedliwość nie atakowało środowisk inteligenckich, ale układy korporacyjne, nieformalne relacje, brak możliwości awansu na przykład dla młodych prawników. To pytanie jest symptomatyczne, bo pokazuje, że te środowiska uznawały się w dużej mierze za ofiary czegoś, co określano wówczas jako „kaczyzm”. Dzisiejsza próba odzyskania części tych środowisk jest sensowna, bo jako środowiska opiniotwórcze są istotne i ważne. Natomiast na miejscu polityków PiS-u byłbym ostrożny w tej dramatycznej zmianie swojego wizerunku. Są takie partie, które wygrywają wybory, a jednocześnie w naturalny sposób nie cieszą się dobrą opinią w kręgach inteligenckich i opiniotwórczych. Takim klasycznym przykładem jest Partia Republikańska w USA, która bardzo często wygrywa wybory, a jednocześnie widać, że inteligencja masowo głosuje na ich przeciwników - Demokratów.
WP: Czy z PiS będzie podobnie?
- Być może taki już jest „urok” PiS-u, że w środowiskach inteligenckich będzie podreprezentowany. Na szczęście dla PiS-u, inteligencji jest w kraju około 10%, co prawda ona chętniej chodzi do wyborów, ale jej poparcie nie decyduje o tym, kto zostanie zwycięzcą wyborów. Głos bezrobotnego spod Mławy jest tak samo istotny w dniu wyborów, jak głos profesora uniwersytetu. Wobec tego, przy tej koniecznej i zasadnej próbie pozyskania środowisk inteligenckich, zmiany gęby, którą PiS-owi doprawiono, a którą sobie sam również doprawiał, należy pamiętać, by zupełnie nie zmienić wizerunku partii. Ważne jest, by partia przyciągając pewne grupy, które dotychczas były jej niechętne, nie straciła jednocześnie wielu z tych 5 mln 200 tys., którzy na nią oddali głos 21 października. Przy tego typu zmianach trzeba być bardzo ostrożnym.
WP: Zmiana wizerunku rzeczywiście może być ryzykowna, bo poparcie dla PiS w sondażach stale spada. W świetle ostatniego sondażu GfK Polonia dla „Rzeczpospolitej” na tę partię chciałoby zagłosować tylko 16% wyborców…
- Nie przejmowałbym się wahnięciami sondażowymi, bo tego typu zmiany na początku kadencji nie mają specjalnego znaczenia. Jeżeli PiS chce być poważną partią, nie powinien wszczynać alarmu po tym, jak zobaczy niekorzystny dla siebie sondaż. Tak samo nie powinien otwierać korków od szampana w momencie, kiedy zobaczy, że ma powyżej 30%. Rzeczywiście gwałtowna zmiana wizerunkowa, którą doradzają PiS-owi niektórzy, w moim przekonaniu może PiS bardziej zabić niż wzmocnić. Jeżeli Jarosław Kaczyński nagle zacznie się uśmiechać, a przekaz medialny będą opanowywać sympatyczni chłopcy - Adam Hofman czy Mariusz Kamiński, to wcale nie musi pozytywnie wpłynąć za poparcie dla PiS. W pozyskiwaniu nowego elektoratu trzeba być bardzo ostrożnym, by nie stracić elektoratu dotychczasowego. WP: Czy więc intensywna walka o poparcie inteligencji, młodzieży i ludności miast to dobry krok PiS?
- PiS słusznie próbuje powiększać elektorat o nowe grupy, czyli o inteligencję, młodzież i ludność wielkich miast, ale nie powinien robić tego gwałtownie. Jarosław Kaczyński podobał się dużej części Polaków taki, jaki był. To znaczy raczej jako twardziel niż jako ktoś bardzo sympatyczny. On nie może udawać Tuska, bo ludzie wtedy wybiorą oryginał. On musi pozostać sobą, delikatnie tylko zmieniając strategię i wizerunek. Na dosyć ustabilizowanej polskiej scenie politycznej, relatywnie w stosunku do lat 90., zmiany muszą dokonywać się stopniowo.
WP: Sobotnia konferencja to przełom w relacjach PiS-u z inteligencją?
- Sobotnia konferencja była subtelnym sygnałem wysłanym do polskiej inteligencji. To nie było kompletne zaprzeczenie dotychczasowego emploi PiS, ale pozytywny, sympatyczny, sygnał w stronę środowisk inteligenckich. On ani nie przesądzi o tym, że PiS runie w sondażach, ani nie spowoduje gwałtownego wzrostu poparcia. Tego typu inicjatywy budują pozycję partyjną na długie lata.
PiS w ostatnich wyborach dostał 20% głosów wśród inteligencji, podczas gdy w całym społeczeństwie - 32%. Co piąty inteligent oddał swój głos na PiS, dlatego chodzi tylko o zwiększenie tego poparcia, a nie o to, by ono w ogóle zaistniało. Nie możemy ulegać mitowi, że na PiS potrafi zagłosować tylko bezrobotny rolnik ze wsi spod Łomży.
WP: Czy Pana zdaniem inteligencja jest w stanie wybaczyć „wykształciuchów”, „łże-elity”, „lumpenliberałów” i inne określenia używane przez posłów PiS wobec przedstawicieli tej grupy?
- Inteligencja ma to do siebie, że jest trochę lepiej wykształcona, a przy tym bardziej pamiętliwa, ale nie ma takiej rzeczy, której nie można wybaczyć. PiS rzeczywiście ma na pieńku z dużą części inteligencji, ale być może nie ma sensu za bardzo kokietować niechętnej partii grupy, by nie stracić dotychczasowych zwolenników. Może trzeba pogodzić się z tym, że to nie PiS będzie nadreprezentowany w grupie inteligenckiej. Być może lepiej zachować stan posiadania, a wyborców poszukać gdzie indziej.
WP: Jarosław Kaczyński mówi, że jego partii przyczepiono gębę partii antyinteligenckiej, podczas gdy w istocie PiS jest partią inteligencką. Czy słusznie?
- W 2001 roku, kiedy PiS po raz pierwszy weszło do parlamentu, było nadreprezentowane w grupie inteligenckiej. Wówczas to była partia wielkomiejskich inteligentów. Dziś trudno w to uwierzyć, ale tak było. Teraz jak Jarosław Kaczyński narzeka na to, że PiS została przyprawiona antyinteligencka gęba to ma rację, ale trzeba pamiętać o tym, że PiS zrobiło wiele, by tę przyczepioną łatkę utrwalić.
Rozmawiała Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska