Czy Witold Pilecki zdemaskował Józefa Cyrankiewicza jako niemieckiego konfidenta w KL Auschwitz?
• Witold Pilecki na ochotnika przedostał się do KL Auschwitz
• W obozie organizował ruch oporu pn. Związku Organizacji Wojskowej
• Jest prawdopodobne, że dowiedział się tam o rzekomej konfidenckiej działalności Józefa Cyrankiewicza, późniejszego premiera PRL
• Tezę o tym, że Cyrankiewicz był konfidentem gestapo w obozie, potwierdzają również inni świadkowie
• Obozowa przeszłość Cyrankiewicza mogła mieć wpływ na to, że nie zdecydował się ona na ułaskawienie skazanego na śmierć Pileckiego
06.05.2016 16:14
Witold Pilecki, żołnierz wojny 1920 r., ułan II Rzeczypospolitej, po klęsce wrześniowej 1939 r. wstąpił w szeregi Tajnej Armii Polskiej - jednej z pierwszych podziemnych organizacji w okupowanej przez Niemców Polsce. To właśnie z jej ramienia dał się aresztować i dobrowolnie poszedł do niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz. 21 września 1940 r. Witold Pilecki (jako Tomasz Serafiński) stał się numerem 4859. Swoje dwu i pół roczne uwięzienie zakończył brawurową ucieczką. Ochotnicza misja to główny powód, dla którego temu polskiemu Bondowi powinniśmy stawiać pomniki i kręcić o nim superprodukcje filmowe. Historii tej nie można jednak opowiedzieć bez uwzględnienia roli, jaką odegrał w niej Józef Cyrankiewicz.
''Transport wtacza się na bocznicę kolejową w Oświęcimiu. W świetle reflektorów, przy pomocy bicia pałkami, opróżnia się wagony. Krzyki Niemców, jęki bitych i szczutych psami więźniów, strzelanina - wydawało mi się, że znalazłem się w piekle'' - pisał po zakończeniu II wojny światowej rotmistrz. Dopiero po ubeckich przesłuchaniach na Rakowieckiej zmienił zdanie: "Oświęcim przy tym to była igraszka".
W swoim raporcie pod datą 21 września 1940 r. napisał: ''Około 10 wieczór (godzina 22.00) pociąg się zatrzymał w jakimś miejscu [...]. Słychać było krzyki, wrzask, otwieranie wagonów, ujadanie psów. To miejsce we wspomnieniach moich nazwałbym momentem, w którym kończyłem ze wszystkim, co było dotychczas na ziemi i zacząłem coś, co było chyba gdzieś poza nią. [...] Zbliżaliśmy się do bramy, umieszczonej w ogrodzeniu drutów, na której widniał napis 'Arbeit macht frei'. Później dopiero nauczyliśmy się go dobrze rozumieć''.
Auschwitz – wielka fabryka zagłady
Od pierwszych dni w Auschwitz organizował siatkę konspiracyjną, pod nazwą Związku Organizacji Wojskowej (ZOW). Należeli do niej m.in.: Stanisław Dubois, Xawery Dunikowski i Bronisław Czech. ZOW działał w systemie tzw. ''piątek''. Pilecki tak o tym opowiadał: ''Każda z tych 'piątek' nie wiedziała nic o 'piątkach' innych i sądząc, że jest jedynym szczytem organizacji, rozwijała się samodzielnie, rozgałęziając się tak daleko, jak ją sumą energii i zdolności jej członków plus zdolności kolegów stojących na szczeblach niższych, a przez 'piątkę' stale dobudowywanych, naprzód wypychały''. Bieżącym celem była pomoc współwięźniom. Przez pralnicze komando i za pomocą uciekinierów z obozu Pilecki wysyłał do generała ''Grota'' Roweckiego raporty (przekazywane następnie na Zachód), informując, że Auschwitz nie jest zwykłym obozem pracy, ale wielką fabryką zagłady. Zarówno w Anglii, jak i w Ameryce uważano je za grubo przesadzone. Możni tego świata nie chcieli uwierzyć...
Docelowym zadaniem ZOW było wyzwolenie obozu. Miało to nastąpić własnymi siłami (w końcu 1942 r. pion wojskowy organizacji liczył co najmniej kilkuset zaprzysiężonych konspiratorów, wyposażonych w broń wykradzioną ze zbrojowni SS) i dzięki pomocy z zewnątrz. Komenda Główna AK w Warszawie uznała jednak, że plan Witolda jest zbyt niebezpieczny (sama tylko załoga SS w Auschwitz liczyła od 6,5 tys. do 8 tys. osób). Na początku 1943 r. Pilecki był już tak znany w obozowym podziemiu, że w każdej chwili groziła mu dekonspiracja. Pytanie, dlaczego?
Witold Pilecki w więzieniu na Mokotowie, 1947 r. fot. Wikimedia Commons
Petycje byłych więźniów
W nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 r. Pilecki wraz z dwoma współwięźniami (Janem Redzejem i Edwardem Ciesielskim) zdołał uciec z obozu (to temat na oddzielny artykuł, a nawet sensacyjny film). W Auschwitz pozostawił silną organizację, a starannie przemyślana hierarchia wtajemniczenia miała chronić ZOW przed wsypą. Dodatkowym zabezpieczeniem była specjalna grupa, która likwidowała najgroźniejszych funkcyjnych i konfidentów. To jednak okazało się niewystarczające.
Według relacji dr. Rafała Brzeskiego, Pilecki po powrocie do kraju w 1945 r. zwierzył się działaczowi przedwojennej PPS Timofiejowi Jarudze, że w Auschwitz działał konfident o pseudonimie ''Tor''. Do obozu trafił z Krakowa, przewieziony następnie do Mauthausen, po wojnie stanął na czele podporządkowanej komunistom Polskiej Partii Socjalistycznej. Inny więzień Auschwitz, PPS-owiec Stanisław Dubois opowiadał, że ''Tor'' był widziany podczas rozmowy z szefem Politische Abteilung - oddziału politycznego obozowego gestapo – Grabnerem, która odbyła się bez wiedzy dowództwa konspiracyjnej organizacji. W wyniku denuncjacji, tylko w jednej egzekucji zginęło kilkudziesięciu więźniów, w tym członkowie kierownictwa ZOW, z wyjątkiem trzech osób, których ''Tor'' nie znał.
Historia ma jednak z ''Torem'' problem. W opracowaniach o Związku Organizacji Wojskowej i w relacjach świadków nie pojawia się człowiek o takim pseudonimie. W kierownictwie ZOW była natomiast osoba, której charakterystyka odpowiada opisywanemu konfidentowi. Nosiła pseudonim ''Rot'', a był to… Józef Cyrankiewicz.
Przed ucieczką z Auschwitz Pilecki miał spotkać się z ''Torem'' i dać do zrozumienia, że został rozszyfrowany. Po wojnie wysłał list do Cyrankiewicza, w którym zarzucił mu, że kłamliwie przedstawia swoje zasługi dla obozowej konspiracji (Cyrankiewicz robił z siebie twórcę ruchu oporu w KL Auschwitz). Petycje pisane przez byłych więźniów o łaskę dla Pileckiego do Cyrankiewicza, który komunistycznym premierem - na długie lata - został trzy miesiące przed aresztowaniem rotmistrza, okazały się bezskuteczne… Andrzej Pilecki, syn rotmistrza, pamięta również próby interwencji u Bolesława Bieruta. Interweniowali np. państwo Newerly, uratowani przez rotmistrza w czasie wojny z getta. Także bez rezultatu.
Józef Cyrankiewicz, przed 1960 r. fot. Wikimedia Commons
Przez cały PRL obowiązywała wersja, że to właśnie Cyrankiewicz był organizatorem konspiracji w KL Auschwitz. Jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku w obozowym muzeum widniało jego zdjęcie, a o Pileckim - prawdziwym twórcy ruchu oporu wśród więźniów - Związku Organizacji Wojskowej nie było ani słowa. Jeszcze w styczniu 2005 r., podczas obchodów 60. rocznicy wyzwolenia KL Auschwitz, prezydent Aleksander Kwaśniewski, mówiąc o więźniach-bohaterach wymienił Cyrankiewicza, ''zapominając'' o rotmistrzu. Pilecki został oczyszczony z zarzutów, jakie postawili mu komunistyczni mordercy (przede wszystkim o szpiegostwo i ''próby zamachów na czołowe osobistości Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego'') dopiero w 1990 r., rok po śmierci Cyrankiewicza.
Unicestwić świadka
W czerwcu 1946 r. Pilecki dostał informację o grożącym mu niebezpieczeństwie. Odrzucił jednak propozycję wyjazdu wraz z żoną i dziećmi do Londynu. Dalszy ciąg swojej misji dla Ojczyzny określił słowami: ''Ja stąd nie wyjadę. Ktoś tu musi trwać bez względu na konsekwencje''. Zamiast tego wysłał list do premiera Cyrankiewicza, w którym zarzucił mu, że kłamliwie przedstawia swoje zasługi dla obozowej konspiracji. W KL Auschwitz więźniowie przyrzekli sobie, że jeśli przeżyją, będą mówić tylko prawdę...
W maju 1947 r. Pilecki został aresztowany przez UB. Eleonora Ostrowska, kuzynka i łączniczka rotmistrza, wspominała: - Któregoś dnia przyszło do mnie dwóch panów. Prosili, abym wydała im pamiętnik i wszystkie rzeczy Witolda. Zgodziłam się, bo pokazali upoważnienie z oryginalnym podpisem Pileckiego. Nie wiedziałam wówczas, że jest już na UB. Potem zrozumiałam, że w pamiętniku mogły być materiały podważające rolę Cyrankiewicza w obozie.
W marcu 1948 r. Pilecki, wraz ze współpracownikami, stanął przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie. Proces był pokazowy, starannie nagłośniony przez reżimową prasę jako sprawa szpiegów Andersa. 15 marca 1948 Witold Pilecki, Maria Szelągowska i Tadeusz Płużański (mój Ojciec) zostali skazani na karę śmierci. Pileckiego ''prezydent'' Bierut nie ułaskawił. Dobrowolne pójście do KL Auschwitz okazało się... argumentem przeciw bohaterskiemu rotmistrzowi – komuniści przedstawiali go jako zdrajcę i konfidenta gestapo. Tym konfidentem nie był jednak Pilecki.
Eleonora Ostrowska zapamiętała, jak podczas rozprawy odczytano list od Cyrankiewicza: ''Gdyby oskarżony zechciał powoływać się na mnie, na naszą znajomość z Oświęcimia, nie może to w żadnym wypadku zmniejszyć jego winy i spowodować złagodzenia wyroku. Oskarżony Witold Pilecki jest wrogiem Polski Ludowej, jest bardzo szkodliwą jednostką, dlatego powinien ponieść najwyższy wymiar kary''. Ostrowska opowiadała dalej: - Gdy Witold usłyszał te słowa jego palce zacisnęły się bardzo mocno. Dopiero po chwili uścisk zelżał…
List od Cyrankiewicza jest elementem sporu – nie ma go w 20 tomach akt procesowo-śledczych. Jego odczytania na sali sądowej nie potwierdzili żyjący w latach 90. ub. wieku współoskarżeni – ani mój Ojciec, ani Makary Sieradzki. Niezależnie od listu możemy śmiało powiedzieć, że Cyrankiewicz był wystarczająco wpływowy, aby uratować rotmistrza przed śmiercią. Z jakiegoś powodu tego nie uczynił. W latach 80. Zofia Optułowicz poszła do niego, aby pomógł odnaleźć grób ojca. Powiedziała, że jest córką Witolda Pileckiego. Wówczas Cyrankiewicz zapytał: ''Kto to jest?''.
Z cytowanej już relacji PPS-owca Timofieja Jarugi wynika, że przed aresztowaniem w 1947 r. Pilecki nie zdążył znaleźć drugiego świadka, aby zdemaskować ''Tora'': ''Pośpiech wykonania wyroku kary śmierci, jest tylko potwierdzeniem, że zdrajca-oberkonfident obozowego gestapo zrobił wszystko, aby unicestwić groźnego dla siebie świadka''. Prof. Józef Garliński pisze: ''Temat ruchu oporu w Oświęcimiu został załgany do wszystkich możliwych granic i wykorzystano go do wsparcia kariery politycznej Józefa Cyrankiewicza i innych podobnych oportunistów. [...] Znajomość prawdy o Oświęcimiu Witold Pilecki przypłacił życiem''.
''Element destrukcyjny!''
Edward Padkowski do Auschwitz trafił 25 maja 1941 r., razem ze swoim kolegą - innym studentem z Politechniki Lwowskiej Wincentym Ciesielczukiem. Padkowski pisze, że jego kuzyn Wacław Maliszewski, też osadzony w obozie, poprosił Cyrankiewicza o nawiązanie łączności z partyzantką i uwiarygodnienie. ''Przy następnym spotkaniu Cyrankiewicz zapytał: 'Pan był przed wojną w Lublinie prezesem Zarządu Wojewódzkiego Stronnictwa Narodowego?'. Tak - odpowiedział Maliszewski - nie widział powodu, aby kryć się z tym przed Polakiem ze ścisłej czołówki obozowej konspiracji. [...] 'Takich ludzi na wolności nie potrzeba' - brzmiała odpowiedź Cyrankiewicza''.
Proces Pileckiego, 1948 r. fot. Wikimedia Commons
Przygotowując ucieczkę Padkowski i Ciesielczuk nie zwrócili się już do Cyrankiewicza. Do bazy partyzantki AK, która mieściła się na strychu stodoły w gospodarstwie państwa Marii i Jana Jedlińskich, dotarli dzięki pomocy łączniczki AK. Spędzili tam cały tydzień, czekając na dowódcę obwodu AK por. Jana Wawrzynka ''Danutę'': ''W krótkiej rozmowie wyjaśnił, dlaczego tak długo kazał nam czekać. Wyciągnął z kieszeni pomiętą kartkę - otrzymany z obozu służbowy meldunek ROTA: 'Od ROT do DANUTA. Dnia 11 sierpnia 1944 ucieczka dwóch studentów Politechniki Lwowskiej: Wincenty Ciesielczuk, nr obozowy 16369, Edward Padkowski, nr obozowy 16366. Element destrukcyjny! (-) ROT'''.
Józef Cyrankiewicz miał zostać przeniesiony z Auschwitz do obozu w Mauthausen za zasługi w kapowaniu członków obozowej konspiracji. W świetle dokumentów ''Rot'' opuścił obóz w nocy z 18 na 19 stycznia 1945 r., w kolumnie więźniów, którą popędzono aż do Wodzisławia Śląskiego. Stamtąd, transportem kolejowym, trafił do Mauthausen.
Odrażający układ
Stanisław Adamczyk opisuje swój pobyt w izbie chorych więzienia we Wronkach, gdzie trafił po wojnie z wyrokiem dożywocia. Lekarz z Polikliniki UB w Poznaniu o nazwisku Wiktorowicz miał powiedzieć do jednego z więźniów: '''Tak, Kachel, z wami nie jest dobrze, bo ani umrzeć, ani się wyleczyć'. Wtedy Kachel rozpłakał się i podniesionym tonem oświadczył: ''[...] tu w tym więzieniu razem ze mną powinien się znaleźć pan premier Józef Cyrankiewicz. Jest prawdą, że pełniłem w Oświęcimiu funkcję kapo, ale Cyrankiewicz uprawiał to samo, lecz w nieco innej formie, bo bardziej zawoalowanej'''. Więzień Kachel stwierdził następnie, że Cyrankiewicz często wręczał mu listy więźniów, którzy mieli zginąć w komorach gazowych, oszczędzał przy tym Rosjan kosztem Polaków. Organizował również zabawy dla SS-manów z udziałem wyselekcjonowanych i dorodnych kobiet.
Potwierdza to były funkcjonariusz Informacji Wojskowej i KGB Maurice Shainberg. Cyrankiewicz, jako tajny agent gestapo w Auschwitz był ''odpowiedzialny za dostarczanie kobiet żydowskich, jako prostytutek, dla Niemców. Traktował je brutalnie, skazując na gaz i piece te, które odmawiały służenia nazistom''. Przebywając po wojnie na terenie Niemiec, Shainberg miał schwytać Cyrankiewicza i przekazać go szefowi drugiej sekcji kontrwywiadu majorowi Bochookowi. ''Major zawarł z nim układ, który polegał na spreparowaniu fałszywych dokumentów z okresu wojny, ukrywając jego zaangażowanie i współpracę z gestapo. W sfałszowanych dokumentach stwierdzono, że Cyrankiewicz, udając kolaborację z nazistami, miał pracować dla wojskowego kontrwywiadu sowieckiego. Wszystkie dowody dotyczące tego gryzonia, jakie zebraliśmy, przesłane zostały do archiwów w Moskwie, w celu ukrycia ich, a jego mianowano pierwszym sekretarzem Polskiej Partii Socjalistycznej. Był to odrażający układ polityczny, gdzie w zamian za uniknięcie więzienia
Cyrankiewicz miał pełnić rolę kukły polskich komunistów dla Sowietów''.
Z kolei Henryk Pająk przytacza wspomnienie więźnia ze Strzelec Opolskich i Wronek, który po wojnie odsiadywał wyrok razem z Czesławem Karaszewiczem - innym kapo z Auschwitz: ''W jego relacji Cyrankiewicz był tam kapo do specjalnych zadań, których on sam, czyli kapo Karaszewicz nigdy do końca nie poznał. Podczas jednego z widzeń Karaszewicz miał nakłonić swoją żonę, aby poprosiła Cyrankiewicza (ówczesnego premiera PRL) o pomoc, gdyż w przeciwnym przypadku 'on wyjawi sporo z jego oświęcimskiej kariery'. [...] Cyrankiewicz okazał się twardy i pewny siebie, bo w niczym nie pomógł swemu kumplowi''. Nie zrobił również nic w sprawie Pileckiego. Edward Padkowski: ''Jako premier mógł na pewno poprzeć prośbę żony skazanego o ułaskawienie przez Bieruta... gdyby tylko chciał''. Podobnie było w przypadku Witolda Pileckiego.
Mama Zajączka
A to mało znana relacja Olgierda Czapińskiego: ''W czasie okupacji niemieckiej rotmistrz Pilecki był w AK przełożonym mojej mamy, Ireny Czapińskiej. W sklepiku przy ul. Słowackiego na Żoliborzu w Warszawie mama prowadziła skrzynkę kontaktową. Gdy Pilecki wrócił po wojnie do Polski, mama radziła mu, aby wyjechał zagranicę, bo sądziła, a może wiedziała już z doświadczenia, że ludzi z kręgu AK, szczególnie szczebla kierowniczego, czekają prześladowania. Rotmistrz Pilecki uważał jednak, że dowódcy AK powinni pozostać w kraju, aby młodzi żołnierze 'wyszli z podziemia' i zaczęli normalnie żyć i pracować. W rozmowie z mamą rotmistrz Pilecki powiedział, że napisał (lub, że ma zamiar napisać) do Cyrankiewicza, że w przypadku, gdy wyda swoje pamiętniki, Pilecki ujawni swoje materiały zebrane w Oświęcimiu. Wkrótce po tej rozmowie został aresztowany. Dokumenty dotyczące działalności okupacyjnej, w tym oświęcimskiej, rotmistrz Pilecki zdążył przed aresztowaniem przekazać mamie do schowania. Z więzienia do mamy doszedł
gryps: 'Niech Mama Zajączka zniszczy dokumenty'. Mama zgodnie z poleceniem dokumenty zniszczyła. Przypuszczalnie UB przechwyciło gryps. Przychodzili do nas do domu «mili panowie» i pytali, jak na mnie wołają. UB szukało Mamy Zajączka. Na mnie po urodzeniu (43 r.) wołano Zajączek z nieznanego mi powodu, a późnej wołano na mnie Bobuś. To zapewne uratowało mnie od sieroctwa (mojego ojca Niemcy zamordowali po upadku Powstania Warszawskiego)
, jak również to, że rotmistrz Witold Pilecki w śledztwie nie wskazał Mamy Zajączka. Bo gdyby wskazał, to mama siedziałaby na ławie oskarżonych w procesie Pileckiego zapewne z wyrokiem śmierci i nie sądzę, że w tym przypadku prezydent Bierut skorzystałby z prawa łaski''.
''Będzie musiał umrzeć''
I jeszcze zeznanie Ruty Czaplińskiej, żołnierza AK i NZW, która po aresztowaniu i półtorarocznym ciężkim śledztwie została skazana w 1947 r. na 10 lat więzienia. W III RP prokuratorowi IPN powiedziała, że na Mokotowie porozumiewała się z Pileckim alfabetem Morse’a. Kiedyś dała mu znać, że idzie strażnik, ale Pilecki nie przerwał stukania. Trafił za to do karceru. Zbigniewowi Nowosadowi, członkowi Stronnictwa Narodowego (1 października 1947 r. skazany przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie na 15 lat więzienia) Pilecki wystukał, że organizacja wpadła wskutek zdrady jakiejś łączniczki. Jego archiwum oświęcimskie przejął Cyrankiewicz, i dlatego on, Pilecki ''będzie musiał umrzeć''. Przed ucieczką z Auschwitz Pilecki miał spotkać się z ''Torem'' i dać do zrozumienia, że został rozszyfrowany. Przyjacielowi po wojnie przyznał, że rozmowa ta była wielkim błędem.
Bohater w bezimiennym dole
Bohaterska postawa rotmistrza Witolda Pileckiego powinna dać do myślenia wszystkim tym, którzy po dziś dzień mają czelność mówić i pisać kłamstwa o ''polskich nazistach'' oraz ''polskich obozach koncentracyjnych''. Te skandaliczne wypowiedzi wpisują się również w od lat powtarzane nieprawdy, że Auschwitz jest wyłącznie miejscem holokaustu Żydów, a w dalszej kolejności – zagłady Romów. Jeśli w ogóle wspomina się o mordowaniu Polaków, to polskie ofiary są wrzucane do wspólnego kotła, określanego terminem ''inne narodowości''. Oszczerstwa te powracają ze wzmożoną siłą przy okazji kolejnych rocznic wyzwolenia obozu, które nastąpiło 27 stycznia 1945 r. Twierdzenia o ''polskich obozach koncentracyjnych'' nie tylko przeczą faktom, ale przede wszystkim obrażają pamięć o więźniach, w tym o Witoldzie Pileckim. Szczęśliwie na takie kalumnie zaczęły reagować polskie władze.
Niebywałe czyny ochotnika do Auschwitz zapewniły mu uznanie na Zachodzie - wliczono go w poczet najodważniejszych ludzi II wojny światowej. W komunistycznej Polsce, uznany za zdrajcę, został stracony w więzieniu mokotowskim 25 maja 1948 r. Spoczywa prawdopodobnie w bezimiennym dole na ''Łączce'' Powązek Wojskowych w Warszawie. Wciąż czekamy na wydobycie doczesnych szczątków polskiego bohatera.
###Tadeusz Płużański dla Wirtualnej Polski