Czy to jeszcze "Solidarność"?

Po obchodach z okazji 30-lecia porozumień sierpniowych okazuje się, że hasło "solidarność" należy zdefiniować na nowo w słownikach. Nowe wyjaśnienie terminu "solidarność" mogłoby brzmieć np.: "nieprzyjazny stosunek członków tej samej organizacji wobec siebie, połączony z szykanami, często także obelżywymi słowami". Albo: "konflikt wewnątrz organizacji, uniemożliwiający jej byłym lub obecnym członkom wzajemne porozumienie".

Czy to jeszcze "Solidarność"?
Źródło zdjęć: © AFP

01.09.2010 12:25

Takie właśnie wrażenie mógł odnieść postronny obserwator, przyglądający się obchodom 30-lecia porozumień. Nie da się ukryć, że ludzi zgromadzonych w hali widowiskowo-sportowej w Gdyni łączyła zarówno wspólnota działania, jak i wspólnota interesów. Trzydzieści lat temu. Dziś z tej wspólnoty nie pozostały już nawet popłuczyny. "Solidarność" sprawdziła się w roku 1980, kiedy wiadomo było gdzie my a gdzie wróg. Wtedy związek potrafił połączyć ludzi o skrajnie różnych poglądach, od narodowych katolików, poprzez liberałów, aż do anarchistów. Problem zaczął się, gdy przyszło zwycięstwo i zabrakło wspólnego wroga. Każdy poszedł w swoją stronę, tam, gdzie było mu najbliżej z racji swoich poglądów. Wygasła wspólnota interesów, a zaraz potem wspólnota działania. Podczas rocznicowych obchodów słychać było głosy, że to, paradoksalnie, pluralizm o który "Solidarność" walczyła, zniszczył ten ruch.

Niezaprzeczalnym faktem jest, że "Solidarność" była i jest ewenementem na skalę światową. To chyba jedyny na całym świecie związek zawodowy o charakterze prawicowym. Utworzenie "Solidarności" było solą w oku władz PRL. Związki zawodowe postrzegane były jako twór zza żelaznej kurtyny. Jako coś, co broniło wyzyskiwanych robotników przed pazernością i drapieżnością kapitalistów. W państwie socjalistycznym coś takiego jak związek zawodowy nie było potrzebne. Przecież tu władza należała do "ludu pracującego miast i wsi", jak głosiła konstytucja PRL. Nagle okazało się, że tym pracującym władcom z miast i wsi wcale nie żyje się tak słodko, jakby tego chciała socjalistyczna propaganda, a partyjni decydenci wcale nie lepsi od grubych kapitalistów-wyzyskiwaczy. Dlatego powstała "Solidarność", która miała bronić robotników przed partyjnymi wyzyskiwaczami.

Wszystko byłoby w porządku, gdyby "Solidarność" pozostała tym, czym była na początku. Związkiem zawodowym, skupiającym ludzi o różnych poglądach, mającym jeden cel: ochronę interesów ludzi pracy, bez względu na to, jaka partia jest u władzy. Problem w tym, że związek bardzo szybko został upolityczniony i jasno określił się po jednej ze stron. To był prawdziwy początek rozkładu "Solidarności".

Efekty tego rozkładu widzieliśmy wszyscy podczas uroczystości rocznicowych. Zamiast święta radosnych kombatantów, rozpamiętujących zwycięską walkę sprzed trzech dekad, dostaliśmy serię popisów nienawiści i zaciekłości. Były gwizdy dla Donalda Tuska i owacje na stojąco dla Jarosława Kaczyńskiego. Kiedy Henryka Krzywonos ośmieliła się krytycznie odnieść do całej sytuacji i postępowania Kaczyńskiego, została obrzucona epitetami. Dodatkowo przewodniczący "Solidarności" stwierdził z rozbrajającą szczerością, że sam miał ochotę wygwizdać Tuska. Przy wyczytywaniu zasłużonych pominięto tych niewygodnych dla obecnej "Solidarności", łącznie z Lechem Wałęsą, Tadeuszem Mazowieckim czy Bronisławem Geremkiem. Oczywiście wszystko z powodu ograniczonych możliwości czasowych. Nawet zagraniczne gazety zauważyły, w jaki sposób przyjęto premiera i prezydenta RP.

Chyba rację miał były prezydent Lech Wałęsa, który na uroczystość w ogóle nie przybył, tłumacząc się tym, że nie chciał przeżywać czegoś podobnego. Przyglądając się obchodom 30-lecia trudno nie przyznać mu racji, że "Solidarność" to niepoważny związek, który nie potrafi się kulturalnie zachowywać. Krytyczni byli również były premier Tadeusz Mazowiecki i marszałek senatu Bogdan Borusewicz. Ten ostatni zarzucił związkowi jego propisowskość.

Mówiono o dwóch "Solidarnościach", tej dawnej i tej, która jest teraz. Tylko czy ta obecna to jeszcze "Solidarność"?

Michał Solanin - pisarz i publicysta, autor powieści "Ostatni Nefilim"

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (80)