ŚwiatCzy ten anioł mógł zabić?

Czy ten anioł mógł zabić?

Amanda Knox została uniewinniona z zarzutu makabrycznego morderstwa o podtekście seksualnym.

Czy ten anioł mógł zabić?
Źródło zdjęć: © AFP

24.10.2011 | aktual.: 24.10.2011 10:43

Po ponad czterech latach od najgłośniejszego mordu XXI w. Sąd Apelacyjny w Perugii uniewinnił domniemanych sprawców skazanych w pierwszej instancji na długoletnie więzienie. Amanda Knox, wykreowana za sprawą krwawego mordu na medialną megagwiazdę, jest już w domu w Seattle i nadal nie wiadomo, kto zadźgał brytyjską studentkę Meredith Kercher. Na ogłoszenie wyroku w Perugii czekało ponad 400 dziennikarzy z całego świata. Wiele włoskich, brytyjskich i amerykańskich stacji rtv przerwało nadawanie swoich programów, by 3 października tuż przed godz. 22 wieczorem na żywo przekazać odczytanie decyzji obradującej przez ponad dziesięć godzin ławy przysięgłych. Gdy okazało się, że sąd całkowicie uniewinnił Amandę i jej partnera Raffaele’a Sollecito, tłum przed gmachem sądu przywitał decyzję okrzykami: „Hańba! ”, ale też gromkimi brawami. W ten sposób zakończył się sequel światowego przeboju „Czy ten anioł mógł zabić? ”, czyli proces apelacyjny atrakcyjnej Amandy. Na ławie oskarżonych oprócz niej i Raffaele’a
Sollecito zasiadł również włoski wymiar sprawiedliwości oraz światowe media, które wydały w tej sprawie swoje wyroki, na długo zanim uczynił to sąd.

W grudniu 2009 r., po ponad dwóch latach od tragedii, sąd w Perugii skazał Amandę na 26 lat więzienia, a jej partnera na ćwierć wieku odsiadki. Trzeci oskarżony, pochodzący z Wybrzeża Kości Słoniowej Rudy Guede, dostał 16 lat, bo zgodził się na przyspieszony tryb procedowania.

Wyrok jest totalną kompromitacją włoskiego wymiaru sprawiedliwości i sposobu prowadzenia śledztwa. Albo Włosi skazali i trzymali za kratami przez cztery lata dwoje niewinnych ludzi, albo nie potrafili udowodnić winy mordercom. Obrona w procesie apelacyjnym wskazywała na poważne błędy śledczych, szczególnie jeśli chodzi o badania DNA mające świadczyć o obecności Amandy i Raffaele’a na miejscu zbrodni.

Morderstwo wywołało natychmiast medialną histerię, spowodowało zaangażowanie opinii publicznej, a nawet polityków i to po obu stronach Atlantyku. Przyczyn można szukać w piorunującej mieszance domniemanych okoliczności tragedii, jakby żywcem wyjętych z kasowego thrillera: morze krwi, seks, narkotyki, seans satanistyczny, piękna, występna femme fatale. O rozgłosie zadecydowało jednak bezprecedensowe i świadome wciągnięcie w sprawę mediów – zarówno przez włoski aparat ścigania oraz wymiar sprawiedliwości, jak i rodzinę czy przyjaciół Amandy Knox. Jak złośliwie komentuje włoska prasa, policjanci i prokuratorzy o wiele bardziej dbali o budowanie własnej popularności w mediach niż o śledztwo. W efekcie o zbrodni napisano już kilkanaście książek, tysiące artykułów i nakręcono fabularyzowany film.

W południe 2 listopada 2007 r. policja znalazła ciało Meredith Kercher w kałuży krwi w jej pokoju w mieszkaniu, które wynajmowała wraz z Amandą i dwiema włoskimi studentkami. Jeszcze tego samego dnia Włosi dowiedzieli się o tragedii z telewizji, bo włoskie stacje nie przepuszczą żadnej zbrodni. Co roku w Italii dochodzi do ok. 600 morderstw i praktycznie o wszystkich można się dowiedzieć z głównych wydań wieczornych wiadomości tv – czy to w publicznej RAI, czy stacji Mediaset Berlusconiego. Punktualnie w 15. minucie wydania niemal codziennie z ekranów zaczyna lać się krew i łzy rodzin ofiar. Następnego dnia napisały o tym najpoważniejsze dzienniki. Najbardziej frapujące i zagadkowe mordy, podobnie jak związane z nimi procesy, potrafią stać się pożywką mediów na lata. Włosi dyskutują o nich w telewizyjnych talk-show i radiowych phone-in, w kolejkach, restauracjach i barach. Nie inaczej rzecz się miała z tragedią w Perugii.

Sędzia wie lepiej

7 listopada po serii przesłuchań policja pośród błysków fleszy aresztowała Amandę i Raffaele’a, co natychmiast ściągnęło do miasta tabuny dziennikarzy z Włoch, Wysp i USA, i to czołowych ogólnokrajowych mediów. Minęło dziesięć dni i szef policji wraz z prokuratorem Giuliano Migninim odtrąbili zwycięstwo. Ogłosili światu, że materialnym sprawcą zbrodni był Patrick Lumumba, pochodzący z Konga właściciel baru w Perugii, gdzie dorabiała sobie Amanda. Dopiero po dwóch tygodniach Patrick został zwolniony z aresztu, bo dzięki świadkom udało mu się przekonać śledczych, że w czasie, gdy ktoś mordował Meredith, on stał za barem. Prokurator tłumaczył, że to Amanda wskazała na Patricka, ale o wiele bardziej przekonująco brzmi wersja dziewczyny: przesłuchujący znaleźli w jej telefonie komórkowym SMS-y słane do pracodawcy w dniu tragedii, uznali więc, że to on zamordował i po kilkugodzinnym maglowaniu wymusili na niej to zeznanie.

Kilka dni po pierwszej wpadce prokuratury z Lumumbą okazało się, że w pokoju i na ciele ofiary znaleziono ślady DNA, w tym nasienie Rudy’ego Guedego, chłopaka z Wybrzeża Kości Słoniowej zaadoptowanego przez włoską rodzinę z Perugii. Pracą trudnił się rzadko, kilka razy złapano go na drobnej kradzieży. Często bywał za to w „domu horroru”, odwiedzał głównie mieszkających na parterze włoskich studentów. Przypuszczalnie dostarczał im marihuanę i haszysz. Przy okazji poznał Meredith i Amandę. Zaraz po morderstwie zbiegł do Niemiec, ale zatrzymały go władze niemieckie i wydały Włochom. Twierdził, że owszem, odbył stosunek z Meredith (badania wykazały, że był to gwałt), wyszedł do łazienki, a kiedy wrócił do jej pokoju, umierała, brocząc krwią. Przez okno zobaczył sylwetki dwóch uciekających osób podobnych do Amandy i Raffaele’a. Co prawda w podsłuchanej rozmowie telefonicznej Rudy, dzwoniąc z Niemiec do przyjaciela w Perugii, twierdził, że pary nie było na miejscu zbrodni, ale ani śledczy, ani potem sąd nie wzięli
tego pod uwagę. Zresztą proces Rudy’ego, jako że zgodził się na przyspieszony tryb postępowania, toczył się osobno. W procesie Amandy i Raffaele’a odmówił składania jakichkolwiek zeznań. Niecały rok później Rudy został skazany na 30 lat więzienia, a w apelacji wyrok obniżono do 16 lat, bo przeprosił rodzinę Meredith za swój udział w zbrodni.

Guede jeszcze nie skończył składania zeznań, gdy prokurator Magnini, wprawiając w osłupienie Anglosasów po obu stronach oceanu, podzielił się z wysłannikami światowych mediów swoją wersją wydarzeń w „domu horroru”. Wynikało z niej, że chodzi o mord popełniony podczas seksualnej orgii pod dyktando ziejącej żądzą zemsty Amandy, być może nawet w ramach satanistycznego rytuału, bo do tragedii doszło dzień po świętowanym również w Italii Halloween. Amanda miała w ten sposób zemścić się na Meredith, bo ta krytykowała ją za rozwiązłe życie seksualne, bałaganiarstwo i trzymanie we wspólnej łazience na otwartej półce prezerwatyw i wibratora. Zdaniem prokuratora piękna i występna Amanda owinęła sobie wokół palca Raffaele’a i Rudy’ego.

Ten ostatni podobno gwałcił, gdy Amanda z ukochanym trzymali ofiarę, by ją potem zabić dwoma nożami. Tę niczym nieudokumentowaną wersję wydarzeń prokurator przedstawił (również w akcie oskarżenia) wraz ze spekulacjami, co Amanda miała powiedzieć swojej ofierze, zadając jej śmiertelny cios: „Jesteś taka święta, a teraz musisz uprawiać seks, a za chwilę umrzesz”. Tym tropem natychmiast poszły media. Włoska i brytyjska prasa ochrzciły Amandę „lucyferką”, „aniołem śmierci”, a przy okazji „dziwką”. W tym kluczu analizowano każde zachowanie dziewczyny, rzekomą obojętność na śmierć współlokatorki. Szkolne przezwisko „Foxy Knoxy”, które zawdzięcza sprytowi w polu karnym, bo dobrze grała w piłkę, interpretowano wyłącznie w jego seksualnej konotacji. Co więcej, podczas jednego z przesłuchań śledczy niezgodnie z prawdą, acz z premedytacją, poinformowali dziewczynę, że jest nosicielką wirusa HIV.

Przerażona Amanda w prowadzonym w więzieniu dzienniczku zaczęła zastanawiać się, kto mógł ją zarazić, wymieniając przy okazji sześciu partnerów, których miała w swoim 20-letnim życiu. Dzienniczek zarekwirowano i natychmiast trafił w ręce dziennikarki „Corriere della Sera” Fiorenzy Sarzanini. Tak powstała książka „Amanda i inni”, którą reklamowano pod hasłem „Chcesz poznać prawdę o mordzie w Perugii, zanim sąd ogłosi wyrok? Przeczytaj!”. Fragmenty ukazały się w największym dzienniku Włoch. Wynikało z nich, że studenci w Perugii (stanowią 25 proc. populacji) żyją jak mieszkańcy Sodomy i Gomory, narkotyzują się, a Amanda to opętana seksem nimfomanka, niezrównoważona psychicznie łowczyni mężczyzn, na których ma szatański wpływ.

Reakcja obronna

Rodzina i przyjaciele Amandy też nie próżnowali. Do zorganizowania kontrkampanii zaangażowali fachowca od PR Davida Marriotta. Ten przeszkolił matkę, ojca i ojczyma oskarżonej w kwestii, co i jak mają mówić mediom, a także umożliwiał kontakt i przeprowadzenie wywiadów tylko tym dziennikarzom, którzy przyrzekli przedstawić Amandę w korzystnym świetle i podkreślać błędy popełnione przez śledczych. Udało mu się zorganizować grupę Przyjaciele rzekomej morderczyni, do której przystąpili znani amerykańscy prawnicy i fachowcy FBI. Amerykańska senator Maria Cantwell uznała, że Knox padła ofiarą antyamerykanizmu. Zainteresowała sprawą sekretarz stanu Hillary Clinton. W obronie Amandy stanął jeden z najbogatszych Amerykanów Donald Trump. W efekcie np. „Christian Science Monitor” napisał: „Mniejsza o włoskie polowanie na czarownicę. Amanda jest niewinna”, a „Daily Telegraph” po wyroku z grudnia ubiegłego roku obwieścił: „Amanda Knox winna. Ale czego?”. Zdaniem większości amerykańskich mediów Amanda padła ofiarą własnej
swobody obyczajowej, która jest nie do przyjęcia w tradycyjnym i pełnym hipokryzji włoskim społeczeństwie. Pisano również, że Amanda karmiona jest w więzieniu lekami psychotropowymi, że ślepnie, że grozi jej zostanie lesbijką. Przez wszystkie amerykańskie media paradowali broniący Amandy prawnicy, wskazując nie bez racji, że nieprzychylne dziewczynie włoskie media, które skazały ją już w chwili aresztowania, nie mogły pozostać bez wpływu na ławę przysięgłych, a akt oskarżenia był zbiorem karkołomnych hipotez Magniniego – psychoanalityka amatora.

Z kolei eksperci FBI wskazywali na wątły materiał dowodowy, na podstawie którego w USA nie wydano by nawet nakazu rewizji. Kwestionowali badania DNA łączące Amandę i Raffaele’a z miejscem zbrodni. Jednakże żadne z nich nie potrafiło przedstawić solidnego alibi. Wielokrotnie zmieniali zeznania. Twierdzili, że spędzili całą noc razem, potem Raffaele zeznał, że nie wie, czy Amerykanka była z nim cały czas. Amanda w pewnym momencie przyznała, że w nocy była na miejscu zbrodni, by potem stwierdzić, że był to tylko koszmarny sen. Oboje tłumaczyli się amnezją z powodu wypitego alkoholu, wypalonej trawki i haszyszu. Raffaele zapewniał, że do późna w nocy siedział przed komputerem. Komputerowy ekspert stwierdził, że to nieprawda, ale nie był w stanie przedstawić dowodów, bo dokonując ekspertyzy, zniszczył nieopatrznie twardy dysk komputera Raffaele’a. Zresztą taki sam los spotkał twarde dyski laptopów Amandy i Meredith. Niemniej ława przysięgłych 9 grudnia 2009 r. uznała oboje za winnych zbrodni. Co ważne, z
niejasnych powodów sąd nie dopuścił biegłych powołanych przez obronę – fachowców od śladów DNA.

Pierwszy proces obnażył patologię włoskiego wymiaru sprawiedliwości. Tylko we Włoszech sędziowie, prokuratorzy i śledczy w czasie trwania procesu stają się gwiazdami mediów, występują w najpopularniejszych programach publicystycznych, udzielają wywiadów na lewo i prawo. Nie sposób uniknąć podejrzenia, że tamtejsi prokuratorzy i śledczy tak kręcą mediami, by zyskać w nich, a i w opinii publicznej, nieformalnego oskarżyciela posiłkowego. Mało tego, urabianiu środków przekazu towarzyszą nagminne przecieki do prasy tajnych dokumentów procesów, treść podsłuchanych rozmów telefonicznych (vide procesy Berlusconiego). Nierzadko chodzi o materiały celowo zmanipulowane czy to przez wymiar sprawiedliwości, czy media. Filozofowie prawa twierdzą ponadto, że włoski wymiar sprawiedliwości opiera się na tradycji świętej inkwizycji, w której postawienie zarzutów jest niemal równoznaczne z wyrokiem skazującym. Co więcej, we Włoszech nie istnieje rozdział karier sędziów i prokuratorów. Niejednokrotnie dochodzi do paradoksów.
Sędzia, który ferował wyroki w jednej sprawie, w innym jej wątku w innym procesie jest oskarżycielem lub odwrotnie. Mówiąc inaczej, sędziowie i prokuratorzy to często świadczący sobie zawodowe przysługi koledzy. Adwokatura od lat na to narzeka, ale wszelkie próby reform rozbijają się o oskarżenia, że to zamach na niezależność wymiaru sprawiedliwości.

Prawda na ostatnim miejscu

Tak czy inaczej z powodu grubych fauli i niedyskrecji prokuratury w Perugii media wydały swoje wyroki na długo zanim zrobiła to ława przysięgłych. W USA czy w Wielkiej Brytanii spowodowałoby to unieważnienie procesu, a wobec prokuratorów i prowadzących śledztwo wyciągnięto by surowe konsekwencje. We Włoszech to niemożliwe. Niemniej błędy popełnione w pierwszym procesie sprawiły, że apelacja była dla adwokatów Amandy i Raffaele’a dziecinną igraszką. Już w lipcu sąd zgodził się z opinią biegłych obrony, że ślady DNA wskazujące na obecność obojga na miejscu zbrodni są zanieczyszczone, nieprzekonujące, jeśli nie zmanipulowane. Co więcej, sąd apelacyjny całkowicie uniewinnił oboje skazanych. Nie padła formułka o braku dowodów. Podstawy tej decyzji poznamy, gdy niebawem opublikowane zostanie uzasadnienie wyroku.

Przypuszczalnie nigdy nie dowiemy się, kto zabił Meredith. Wszystko wskazuje na to, że było dwóch morderców (użyto dwóch noży). W tej jednak sprawie sprawiedliwość i prawda już dawno przestały się liczyć. Wszyscy zamieszani w tragedię, łącznie z prokuraturą i sądem, podporządkowali się bezwzględnym regułom globalnego medialnego show, który skutecznie zastępuje dziś rzeczywistość, również wymiar sprawiedliwości. Smutny znak naszych czasów: z przestrzeni medialnej wyparowała leżąca w kałuży krwi 22-letnia Meredith Kercher. Bohaterką mediów została „lucyferka” Amanda Knox.

Piotr Kowalczuk z Rzymu

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)