Czy przewoźnicy pogrążą własną branżę?
W dobie niepewności prawnej, dotyczącej zasad rozliczeń, które obowiązywać mają polską branże transportową, koniecznym wydaje się przeprowadzenie swego rodzaju „rachunku sumienia” branży. Powszechnie dają się słyszeć głosy, iż Polska jest liderem w dziedzinie przewozów na skalę europejską, ale czy dany nam potencjał potrafimy wykorzystać?
31.10.2017 | aktual.: 31.10.2017 12:07
Wydaje się, że warto pokusić się o analizę sytuacji, w jakiej znajduje się polski transport bowiem mimo, iż jest to jedna z najbardziej rozwiniętych branż, to trudno znaleźć rodzimego przedsiębiorcę, który liczyłby się na rynku międzynarodowym i który przede wszystkim budziłby zaufanie zagranicznych partnerów.
Nie ulega wątpliwości, że świat się zmienia, a wraz z nim realia prowadzenia biznesu i pomimo, że jesteśmy dumni z naszej narodowej waleczności i umiejętności zjednoczenia się przeciwko „wrogowi”, ale te same cechy opatrznie rozumiane nie pozwalają nam na rozwijanie biznesu na skalę europejską. Analizując powyższą tezę warto postawić pytanie czy Polski przemysł transportowy pomimo swojej skali nadążył za zmianami systemowymi i realiami działalności gospodarczej.
Wydaje się, że brak radykalnych zmian w podejściu do działalności przewozowej stanie się niebawem skutecznym hamulcem transportu. Z wypowiedzi osób zarządzających przedsiębiorstwami organizującymi przewozy wynika istotny problem jakim jest zorganizowanie branży przewozowej wokół silnie rozdrobnionych przedsiębiorców, posiadających jeden – dwa zespoły transportowe. Sposób prowadzenia własnej działalności, jest oczywiście indywidualną cechą przewoźnika, niemniej jednak tak niewielki potencjał nie pozwala na stworzenie konkurencyjnego „produktu” dla europejskiego kontrahenta.
Dodatkowo tak mała skala działalności nie pozwala na stworzenie rezerw na wypadek niespodziewanych wydarzeń, a pamiętać należy, że w przypadku stosunkowo niewielkich przewoźników awaria jednego zespołu transportowego wiąże się z utratą dość istotnej części mocy przerobowych. Niestety, ale realna ocena rynku karze dojść do przekonania, że jeżeli dany podmiot chce funkcjonować jako profesjonalny przewoźnik, to jego klienta nie będzie interesować to jakimi zespołami transportowymi dysponuje i jakie posiada zaplecze, ale czy prawidłowo wywiązuje się z zaciągniętych zobowiązań, a przede wszystkim czy wykonuje przewozy, a w razie czego czy respektuje konsekwencje zaciągniętych umów.
Z całą pewnością wyjściem sytuacji „rozdrobnionego” rynku byłaby organizacja transportu wokół przedsiębiorców spedycyjnych, ale tu problemem staje się nasze narodowe przywary, tj. nieufność, brak planowania na przyszłość i opatrznie rozumiany brak pokory. Analizując chociażby wpisy na dość licznych blogach transportowych nie sposób nie odnieść przeświadczenia, iż jedynym przypadkiem kiedy przewoźnicy potrafią działać wspólnie, to organizowanie się przeciwko spedytorom, Ustawodawcy, a nawet kontrahentom opatrznie traktując ich „wcielenie zła”. Wspominany problem najjaskrawiej odbija się na branży spedycyjnej.
Najczęściej bowiem, w opinii przewoźnika spedytor to przedsiębiorca, który nie zna się na transporcie, tylko „siedzi przed komputerem” nie mając pojęcia o realiach przewozów, a co gorsza „chce jeszcze z tego tytułu odnosić korzyści gospodarcze”. Zresztą analizując wypowiedzi ze wspomnianych forów zastosowane wyżej określenie należałoby zakwalifikować, jako stosunkowo delikatne, gdyż najczęstsze komentarze okraszone są stekiem wyzwisk i słów określanych potocznie jako „nieparlamentarne”. To zarazem fenomenalne i smutne, że częstokroć Ci sami przewoźnicy potrafią zjednoczyć się przeciwko podmiotowi opatrznie rozumianemu jako „przeciwnik”, a nie potrafią wspólnie zaoferować produktu zewnętrznemu partnerowi.
Powyższa teza jest o tyle istotna, iż realia branży przewozowej oczekują dziś od przedsiębiorców nie tylko samej usługi przewozowej ale kompleksowej usługi logistycznej, jako że kontrahenta najczęściej interesować będzie nie tylko przewiezienie ładunku, ale zorganizowanie zoptymalizowanej kompleksowej usługi obejmującej przeprowadzenie wszelkich odpraw, przeładunków, rozliczenia się dokumentów transportowych i ogólnego „zaopiekowania” się powierzonym ładunkiem. Takiej usługi nie jest w stanie zapewnić pojedynczy przedsiębiorca, bez związania się z profesjonalnym spedytorem. Ale samo ustalenie warunków współpracy ze spedytorem to niestety za mało bowiem koniecznym jest jeszcze przestrzeganie zawartej umowy, a nasza „narodowa buta” staje się tu dość sporym problemem.
Żeby lepiej zrozumieć zagadnienie należy wyjaśnić funkcjonowanie branży przewozowej. Kontrahent, który poszukuje solidnego wykonawcy usługi logistycznej, oczekuje ustalenia zasad wykonywania przewozów (wyprzedzenie w przekazywaniu zleceń, wynagrodzenie, wymiana dokumentów transportowych etc.) oraz ustalenia konsekwencji nienależytego wykonania umowy. Oczywistym jest bowiem, że każdy przedsiębiorca planuje w ten sposób założenia, niezbędne do prowadzenie działalności.
Z drugiej strony oczywistym jest także, iż taki kontrahent zainteresowany jest współpracą z jednym podmiotem zapewniającym kompleksową usługę a nie kilkudziesięcioma przewoźnikami. Żeby jednak jakikolwiek spedytor zawarł umowę z kontrahentem musi mieć gwarancje, że takie zobowiązanie zostanie wykonane przez skupionych wokół niego przewoźników i że podejdą oni profesjonalnie do zaciągniętych zobowiązań. Niestety jednak nagminne są sytuacje, kiedy przewoźnicy po pierwsze nie chcą wiązać się kontraktami, a jeżeli już to godzą się na ich zawarcie na kilka miesięcy to w razie ich nienależytego wykonania kwestionują swoją odpowiedzialność, dążąc najczęściej do jej uniknięcia.
Stawiając zatem pytanie czy branża przewozowa nadąża za realiami działalności gospodarczej należy zidentyfikować problem, wynikający z faktu, że drobny przedsiębiorca nie zdaje sobie sprawy jakie ciężary związane są profesjonalnym charakterem prowadzonej działalności. Prowadzenie własnego „biznesu” to nie tylko czerpanie korzyści ale także konieczność bycia odpowiedzialnym za zaciągnięte zobowiązania i umiejętność planowania na przyszłość, co niestety nadal pozostaje ułomnością przewoźników.
Rozmawiając zatem z przedstawicielami firm spedycyjnych i pytając ich o przyczyny braku sukcesu branży na arenie międzynarodowej (mimo sporego potencjału) najczęściej odpowiadają oni pytaniem na pytanie – jak zaciągnąć zobowiązanie względem dużego podmiotu skoro jego wykonanie oparte jest na podmiotach które nie są zainteresowane długofalową współpracą, a w sytuacji niedochowania zobowiązań umownych natychmiast kwestionują swoją odpowiedzialność, negując wówczas obowiązek pokrycia np. umówionych kar. W konsekwencji, nie może ulegać wątpliwości, iż nie można oprzeć konkurencyjnego dla zachodnich partnerów produktu spedycyjnego bazując na nierzetelnych przewoźnikach, a za takich coraz częściej uznawani są Polscy przedsiębiorcy.
Z powyższego wniosku wynika, iż ułomnością polskiego biznesu jest nieumiejętność planowania na przyszłość. Zbyt wiele podmiotów zajmujących się transportem nastawionych jest na osiągnięcie szybkich zysków zamiast rzetelnego i długoterminowego dążenia do celów. Nie może bowiem ulegać wątpliwości, że ryzyko nienależytego wykonania umowy, jest nieodłączną cechą każdej działalności gospodarczej i każdy przedsiębiorca powinien uwzględnić jego wystąpienie, jednakże koniecznym jest podjęcie działań w celu jego wyeliminowania, a w przypadku jego wystąpienia umiejętności wywiązania się z wcześniejszych zobowiązań, której to cechy, w opinii zagranicznych kontrahentów, brak polskim przewoźnikom.
Za całkowitą, zaś patologię należy bowiem uznać niestety dość ugruntowaną opinię, iż miarą sukcesu i sprytu przedsiębiorcy, jest skuteczność z jaką potrafimy unikać odpowiedzialności za zaciągnięte wcześniej zobowiązania. Dopóki więc nie zmienimy naszej mentalności pełnej przywar opacznie rozumianych, jako przejaw sprytu nie będziemy w stanie oferować kompleksowych produktów odpowiadających realiom prowadzenia działalności gospodarczej.