ŚwiatCzy Obama nas przehandlował w układaniu się z Rosją?

Czy Obama nas przehandlował w układaniu się z Rosją?

Dlaczego prezydent Barack Obama wybrał Pragę na podpisanie traktatu z Rosją o redukcji strategicznych arsenałów nuklearnych? I dlaczego przy tej okazji zorganizował spektakularne spotkanie z przywódcami całej Europy Środkowo-Wschodniej?

Można postawić bardzo prawdopodobną tezę, że wybór Pragi nie jest tylko symbolicznym nawiązaniem do ogłoszenia rok temu w tym samym miejscu słynnej już idei zmierzania do świata bez broni jądrowej. Choć to też jest ważne. Ale z pewnością kryją się za tym także, zwłaszcza za spotkaniem z przywódcami regionu, bardziej pragmatyczne powody. W ten sposób Obama piecze dwie pieczenie przy jednym ogniu: podkreśla - nie tylko praktycznie, przez podpisanie traktatu z Rosją, ale także symbolicznie, przez podpisanie go właśnie w Pradze - swoją konsekwencję na drodze do rozbrojenia nuklearnego i jednocześnie stara się rozwiać wątpliwości Europy Środkowo-Wschodniej wobec globalnej (w tym opartej na kompromisach z Rosją) polityki amerykańskiej, a nawet pozyskać dla niej ten region.

Wiadomo, że negocjacje amerykańsko-rosyjskie, słynny "reset" w stosunkach między tymi mocarstwami i wreszcie podpisanie porozumienia strategicznego spotykały się z obawami europejskich sąsiadów Rosji, że wszystko to może negatywnie odbić się na ich poczuciu bezpieczeństwa. Obawy te nie były pozbawione podstaw, jeśli przypomnimy, że jednocześnie Rosja dawała wiele powodów, by je wzmagać. Jednoznaczne dopominanie się o prawo do swojej strefy wpływów w tym regionie, wyraźne sprowokowanie wojny z Gruzją i bezceremonialne rozprawienie się z nią na oczach bezradnego Zachodu, ubiegłoroczna wojna gazowa, czy manewry "ZACHÓD" - to najbardziej znane przykłady. Obama musi więc udowodnić, że nie przehandlował interesów swoich wschodnioeuropejskich sojuszników natowskich w układaniu się z Rosją, że stosunki USA z Europą Środkowo-Wschodnią nie ucierpią w wyniku zbliżenia z Rosją i nie są podporządkowane relacjom z Rosją, ani nie są ich pochodną.

Co może uwiarygodniać taki przekaz? Po pierwsze - zapewnienie o podtrzymaniu programu budowy obrony przeciwrakietowej, z jej elementami bojowymi, informacyjnymi i logistycznymi w Europie Środkowo-Wschodniej (Rumunia, Polska). To dowód, że USA nie złożyły interesów bezpieczeństwa tych państw na ołtarzu porozumienia z Rosją i są zdecydowane realizować dotychczasowe plany mimo jej znanego i głośnego sprzeciwu. To potwierdzenie ma zresztą podwójne znaczenie. Skierowane jest także do amerykańskich krytyków amerykańsko-rosyjskiego traktatu o redukcji strategicznej broni nuklearnej. Jako jeden z ważnych argumentów, mogący nawet pokrzyżować proces ratyfikacji w Kongresie, jest obawa, że traktat może zakłócić rozwijanie przez USA strategicznej obrony przeciwrakietowej. Rosja zresztą tak interpretuje stosowny zapis w preambule traktatu. Obama zapewne zechce swoim oponentom w USA wykazać, że to nie jest argument realny.

Podobną wymowę ma wykorzystanie spotkania w Pradze z przywódcami państw Europy Środkowo-Wschodniej do podkreślenia amerykańskiego wsparcia dla interesów tych państw w przygotowywanej nowej koncepcji strategicznej NATO. Najbardziej spektakularnym i jednocześnie najłatwiejszym, bo USA głoszą to publicznie niemal "od zawsze", jest z pewnością podkreślenie fundamentalnej roli artykułu 5. Traktatu Waszyngtońskiego, mówiącego o obronie kolektywnej państw członkowskich. To jak wiadomo dla państw ze wschodniego obrzeża NATO jest priorytetem strategicznym. USA wiążą to jednocześnie z oczekiwaniami wsparcia ze strony Europy dla amerykańskiej strategii powstrzymywania Iranu przed uzyskaniem broni atomowej oraz rozwiązania kryzysu afgańskiego.

I wreszcie trzeci ważny problem, to kwestia ewentualnego wycofania amerykańskiej taktycznej broni nuklearnej w Europie, czego domagają się Niemcy, popierane przez niektóre inne kraje zachodnioeuropejskie. Będzie ona przedmiotem dyskusji na najbliższym spotkaniu ministerialnym NATO i musi być jakoś rozstrzygnięta kierunkowo w nowej koncepcji strategicznej sojuszu. Dla państw Europy Środkowo-Wschodniej to ryzykowne posunięcie. Byłoby to wymowne osłabienie więzi transatlantyckich oraz strategicznej solidarności wewnątrzsojuszniczej w dziedzinie odstraszania i obrony. Musiałoby być zatem konkretnie zrekompensowane innymi dodatkowymi gwarancjami obronnymi, zwłaszcza adresowanymi do państw brzegowych (kresowych) NATO.

Dla prezydenta Obamy jest to istotny problem. Co prawda sam wprost go nie postawił, ale nie ulega wątpliwości, że ewentualne wycofanie amerykańskiej broni atomowej z Europy, a nawet tylko jej redukcja, wpisywałyby się w realizację jego idei zmierzania do świata bez broni nuklearnej. Może więc być zainteresowany pozyskaniem dla tego rozwiązania przychylności państw Europy Środkowo-Wschodniej, a przynajmniej wysondowania ich poglądów w tej sprawie, w tym np. oczekiwania ewentualnych rekompensat strategicznych w ramach NATO. To mógłby być najbardziej merytoryczny punkt spotkania. Byłoby dziwne, gdyby nie został poruszony.

W sumie poświąteczny mini-szczyt prezydenta Obamy z przywódcami Europy Środkowo-Wschodniej w Pradze może świadczyć o tym, że Ameryka przypomniała sobie o istnieniu tej części starego kontynentu. Czy jednak oznacza to, że politycznie ponownie odkrywa jej strategiczne znaczenie? O tym przekonamy się po owocach praskiego spotkania.

Gen. Stanisław Koziej specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)