Czy "magiczny pocisk" może pokonać Komorowskiego?
Ja nie wiem, co musiałby zrobić Komorowski, żeby swoją przewagę stracić i nie wiem, co musiałby zrobić Kaczyński, żeby wyjść na prowadzenie. W tych wyborach nie mamy tylko konkursu dwóch polityków, mamy kandydata PO i kandydata PiS - mówi Wirtualnej Polsce socjolog prof. Antoni Sułek z Instytutu Socjologii UW, specjalista w zakresie badań opinii publicznej. Dyskutujemy o tym, czy jest możliwa powtórka z 2005 roku, gdy sondażowy zwycięzca Donald Tusk przegrał wybory i czy "magiczny pocisk" - jedna sensacyjna wiadomość - może wywrócić sondaże do góry nogami.
07.06.2010 | aktual.: 09.06.2010 11:22
WP:
Dominika Leonowicz: Po co są sondaże wyborcze?
Antoni Sułek: Patrząc z punktu widzenia społeczeństwa, ludzie są po prostu ciekawi, co myślą inni. Na podstawie sondaży ludzie orientują się, jaka jest wartość danego kandydata. Uważają, że większość ma rację, to jest tzw. społeczny argument słuszności. Kandydat, który ma duże poparcie, uznawany jest za godnego uwagi. Ludzie nie głosują na mniejsze zło, ludzie głosują na dobro, a to, że większość głosuje na danego kandydata jest potwierdzeniem jego wartości. Obecnie Bronisław Komorowski uzyskuje najwyższe notowania w sondażach i wyborcy widzą w nim dobrego kandydata, ale gdyby miał 10% poparcia, to by widzieli w nim kogoś zupełnie innego. Nie patrzymy na kandydata tylko swoimi oczami, także oczami innych.
WP: Czy ludzie lubią stawiać na zwycięzcę?
- Był kiedyś taki pogląd, że ludzie wskakują na wóz zwycięzcy, ale gdyby tak było, to zawsze ten, który prowadzi w sondażach wygrywałby wybory z jeszcze lepszym wynikiem. W 2005 roku Donald Tusk prowadził w sondażach, ale przegrał wybory, więc nie ma na to reguły.
WP: Czy według pana te wybory mogą również nas zaskoczyć i pomimo zwycięskich sondaży Bronisław Komorowski mógłby zyskać gorszy wynik od Jarosława Kaczyńskiego w pierwszej turze wyborów? - W 2005 r. nie było tak znacznych różnic w sondażach jak obecnie. Istnieje podejrzenie, że wówczas media niezwykle sprzyjały Donaldowi Tuskowi i wielu badanych udzielało odpowiedzi społecznie poprawnych. Media definiują, co to jest poprawność, natomiast przy urnie ludzie głosują tak, jak chcą. Jeśli w społeczeństwie funkcjonuje silny wzór poprawnego zachowania, to wtedy sondaże przeceniają poparcie. Generalnie sondaże przeceniają poparcie dla takich polityków, którzy mają za sobą bardzo dobrą prasę. Ludzie niechętnie wyrażają wobec ankietera poglądy, które nie są w społeczeństwie popularne. Wielu badanych nie powie np. że będzie głosować na Leppera, bo to obciach. Dlatego zwycięzca sondażowy zdobywa mniej głosów w wyborach, a ten, co ma słabą pozycję w sondażach, zdobywa trochę więcej.
WP: Czy obecnie mamy do czynienia z taką społeczną poprawnością, czy media sprzyjają Bronisławowi Komorowskiemu, wskutek czego jego pozycja w sondażach jest zawyżona?
- Tego nikt nie zbadał, ale można się zastanawiać, czy to zjawisko występuje. Po tragedii pod Smoleńskiem atmosfera znacznie się zmieniła i kto na tym korzysta w sondażach, to właściwie nie wiemy. Być może poparcie dla Komorowskiego jest zawyżone, bo to kandydat Platformy, a być może dla Kaczyńskiego, bo wciąż panuje atmosfera poruszenia narodowego. Jednak nacisk na poprawność zależy od tego, ile jest pluralizmu w społeczeństwie, a obecnie w Polsce jest więcej pluralizmu niż pięć lat temu.
WP: Czy ta wysoka pozycja Bronisława Komorowskiego w sondażach może mu paradoksalnie zaszkodzić? Jego sympatycy, pewni zwycięstwa, mogą sobie odpuścić udział w głosowaniu.
- Tak może się zdarzyć. Wśród wyborców pewnych zwycięstwa swojej partii następuje rozprężenie. Uważają, że mogą wyjechać na weekend, a potem okazuje się, że ich partia przegrywa. W taki sposób przegrała kiedyś Partia Pracy w Wielkiej Brytanii. Jednak mobilizacja elektoratu w małym stopniu zależy od decyzji samych wyborców. To zależy od tego, jak kierownictwo partii zdefiniuje sytuację i czy będzie jej przeciwdziałało, czy będzie mobilizowało swoich zwolenników mówiąc „to jeszcze nie jest pewne zwycięstwo, jeżeli nie zagłosujemy, to przegramy”.
WP: Która firma przygotowująca sondaże najlepiej sprawdziła się patrząc pod kątem wyborów prezydenckich w 2005 roku?
- To można by sprawdzić. Podobieństwo między preferencjami wyborczymi zmierzonymi tuż przed dniem wyborów a wynikiem wyborów nie we wszystkich firmach było jednakowo duże, ale z tego niewiele wynika dla dzisiejszych badań. Raz najlepiej wypada jedna firma, innym razem – druga. Wyniki każdego sondażu są obciążone wpływami ośrodka badawczego, metody zbierania danych (wywiad osobisty, telefon) formą pytania itd. W związku z tym trzeba porównywać ze sobą wyniki badań różnych ośrodków. Nie da nam jednak prawdziwego odczytu średnia z tych wyników, bo prawda nie zawsze leży na środku. Prawda leży pomiędzy, trzeba więc pokazywać najwyższe i najniżej notowania polityków i partii. Ludzie traktują sondaże jak prognozę, a sondaż pokazuje preferencje na dziś. Sondaż, zwłaszcza dwa tygodnie przed wyborami nie mówi, jak się ludzie zachowają przy urnie, tylko jakby się zachowali, gdyby wybory odbyły się dziś.
WP: Jak rozpoznać, czy sondaż jest wiarygodny?
- Laik, który nie jest specjalistą, ma małe możliwości odróżnienia sondaży bardziej wiarygodnych od tych mniej wiarygodnych. Większe zaufanie można mieć do sondaży robionych metodą wywiadu bezpośredniego niż przez telefon, ponieważ badanie telefoniczne wymaga, by ludzie we wszystkich grupach społecznych jednakowo często mieli telefony, a przecież nie mają. Powinniśmy polegać na sondażach robionych przez dobre firmy, które mają doświadczenie i mają za sobą surowy sprawdzian rynku. Takie, których wyniki publikują poważne gazety, bo w pewnej mierze to one biorą za to odpowiedzialność. Do sondaży niewiadomego pochodzenia, do takich, których źródła nie znamy, powinniśmy podchodzić z ostrożnością.
WP: Sondaże to nie tylko suche fakty o wynikach badania, to również cała otoczka medialna. Jakie chwyty stosowane przez media mogą zniekształcać odbiór sondaży?
- Mediom sondaże potrzebne są jako newsy. Dla mediów nie są interesujące sondaże nie wykazujące zmian, mediom potrzebne jest to by się coś działo, więc polują na takie sondaże, które pokazują załamanie się jakiegoś trendu, zmianę na pozycji lidera. Sondaże takie opatrzone są opisem rodem z wyścigów konnych. Wielkie tytuły czasem coś pominą, zwrócą uwagę na wyniki kandydata, któremu dana gazeta kibicuje, a przemilczą wyniki konkurenta. To są chwyty perswazyjne.
WP: Pojawia się wiele sondaży o zaskakujących wynikach. Np. niedawno na stronie kandydata SLD, można było się dowiedzieć, że Grzegorz Napieralski uzyskał 27% głosów poparcia w sondażu przeprowadzonym przez mgr. Andrzeja Twardzika, socjologa, wykładowcę Wyższej Szkoły Humanistyczno-Ekonomicznej we Włocławku. Czy można poważnie traktować taki sondaż?
- Już Leszek Miller powoływał się w telewizji na te badania, mówił, że Napieralski zagraża dotychczasowym liderom. A przecież my nic nie wiemy o rzetelności sondażu Andrzeja Twardzika. Czy jakaś poważna gazeta zacytowała i tym samym autoryzowała jego badanie?
WP: Ale jeśli już ktoś cytuje takie badania w ogólnodostępnym medium, to czy ta informacja może podziałać mobilizująco na osoby, które ewentualnie oddałyby głos na Grzegorza Napieralskiego, ale do tej pory uważały, że lepiej tego nie robić, bo i tak nie ma szans?
- Kiedyś była taka teoria „magicznego pocisku”. Według niej jedna wiadomość może wywołać wielką zmianę. Ale nie ma takich pojedynczych wiadomości, które są w stanie zmienić ludzi. Jeżeliby systematycznie zaczęło przyrastać Napieralskiemu, to ludzie zaczęliby patrzeć na niego inaczej, ale to, że ktoś podaje, że w jednym mieście jest on liderem, w nastrojach społecznych niczego nie zmienia i nawet znaczenie propagandowe ma niewielkie.
WP: A co musiałoby się stać, żeby odwrócić porządek w sondażach? Do wyborów zostało stosunkowo bardzo mało czasu. Czy według pana istnieje rodzaj takiego magicznego pocisku, który mógłby odebrać koszulkę lidera Bronisławowi Komorowskiemu?
- Scena polityczna charakteryzuje się dużą bezwładnością. Ja nie wiem, co musiałby zrobić Komorowski, żeby swoją przewagę stracić i nie wiem, co musiałby zrobić Kaczyński, żeby wyjść na prowadzenie. Prawdopodobnie Komorowski nie popełni wielkich błędów, bo to człowiek nieskłonny do ryzyka. Z tego samego powodu nie zrobi też niczego śmiałego, co by mogło umocnić jego pozycję. A Jarosław Kaczyński i tak dużo zrobił, by poprawić swoją pozycję i zetrzeć tę opinię o sobie, która sprawiła że PiS przegrał wybory parlamentarne w 2007 roku.
Wybory prezydenckie są spersonalizowane, ważne są w nich osobowości, ale i w tych wyborach nie mamy tylko konkursu dwóch polityków, mamy kandydata Platformy i kandydata Prawa i Sprawiedliwości. Nie miałoby większego znaczenia, gdyby zamiast Komorowskiego i Kaczyńskiego, wystartował ktoś inny, pomimo że w przypadku PiS-u, ten kandydat miałby pewnie nieco mniejsze poparcie od Jarosława Kaczyńskiego. Tego, jaki będzie wynik wyborów, nikt Pani nie powie, zawsze może się zdarzyć coś, o czym nawet nie myślimy, ostatnie miesiące przyniosły takie wydarzenie. Zależy też, jaki przebieg będzie miała ta kampania wyborcza, ale właściwie kampania się jeszcze nie zaczęła i może się już nie zacznie.
Rozmawiała Dominika Leonowicz, Wirtualna Polska