Czy Kaczyński zaszkodzi szansom Tuska na drugą kadencję? Może, ale nie musi
• Sprzeciw rządu wobec przedłużenia kadencji Donalda Tuska jako szefa Rady Europejskiej może poważnie zmniejszyć jego szanse
• Formalnie Polska nie jest w stanie zablokować jego wyboru, jednak byłby on politycznie niewygodny
• Dużo zależy od postawy reszty państw i ewentualnego kontrkandydata - oceniają eksperci
• "Donald Tusk cieszy się względnie silną pozycją w UE"
Przez ostatnie miesiące politycy PiS wielokrotnie sugerowali, że polski rząd nie poprze kandydatury Donalda Tuska na drugą 2,5-letnią kadencję przewodniczącego Rady Europejskiej, by potem wielokrotnie się z tego wycofywać. Teraz, po wypowiedzi prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, sprawa wydaje się być przesądzona. Czy wystarczy to jednak, by przekreślić szansę Tuska na drugą kadencję? Eksperci i komentatorzy są podzieleni. Pewne jest jedno: nie ułatwi mu to zadania.
Formalnie sprzeciw Warszawy nie wystarczy do zablokowania kandydatury Donalda Tuska. Wybory przewodniczącego Rady przebiegają bowiem według zasady kwalifikowanej większości - tzw. podwójnej większości (do wyboru wymagane jest 55 proc. - czyli 15 - państw UE stanowiących łącznie 65 proc. ludności Unii). Nie znaczy to jednak, że polski sprzeciw nie może znacząco utrudnić wyboru Tuska.
- Jeśli polski rząd go nie poprze, z pewnością pogorszy to jego szanse na reelekcje. Owszem, obowiązuje kwalifikowana większość, ale byłoby politycznie niezręczne, jeśli wyborowi przewodniczącego sprzeciwia się jego własne państwo - mówi WP Paul Ivan, ekspert brukselskiego think-tanku European Policy Centre.
Nie jest to zdanie odosobnione.
- Patrząc od strony politycznej, unijna praktyka pokazuje, że dobrze jest, jeśli jest jednomyślność. Tym bardziej, że jego zadaniem jest wypracowywanie kompromisów i reprezentowanie stanowiska rządów państw członkowskich - mówi WP Agata Gostyńska, analityk Centre for European Reform w Londynie. - Ostatecznie dużo będzie zależeć od tego, czy zostanie zaproponowany kontrkandydat, i czy Polska będzie jedynym państwem sprzeciwiającym się wyborowi Tuska - dodaje.
Przedłużenie kadencji pierwszego szefa Rady, Hermana van Rompuya odbyło się bez kontrowersji i było formalnością. W przypadku Tuska, niewiele wskazuje na to, by wśród liderów stolic była chęć wymiany szefa Rady. Tym bardziej, że jego pozycja systematycznie rośnie, chociaż kiedy Tusk kończył pierwszy rok swojej kadencji europejska prasa pisała o jego trudnych początkach w nowej roli.
W ankiecie przeprowadzonej przez portal Politico Europe wśród setki wpływowych osób w Brukseli i europejskich stolicach, spośród czwórki liderów UE (oprócz Tuska to przewodniczący Komisji Jean-Claude Juncker, przewodniczący Parlamentu Martin Schulz i szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini), tylko Schulz zebrał gorsze noty. Od tego czasu jednak sytuacja zdecydowanie się zmieniła. Za sprawą negocjacji z Wielką Brytanią oraz kryzysu migracyjnego Tusk zaczął odgrywać znacznie bardziej wiodącą rolę, prezentując przy tym bardziej realistyczne i zdroworozsądkowe podejście - zwłaszcza w kwestiach dalszej integracji oraz migracji - niż bardziej federalistycznie nastawiony Juncker.
Właśnie takie myślenie - podkreślające rolę państw członkowskich i stawiająca na bezpieczeństwo przeważa obecnie w stolicach państw UE - w tym szczególnie Warszawy i innych krajów regionu. Dlatego też, jak pisze "Financial Times", do czasu wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego przedłużenie jego kadencji wydawało się niemal formalnością. "Większość krajów uważa posiadanie byłego przywódcy na szczycie jednej z instytucji UE za coś przydatnego. Ale Polska nie jest jak większość państw" - podsumowuje gazeta.
Eksperci są zdania, że Tusk cieszy się wystarczająco silną pozycją w UE, by brak poparcia Warszawy nie musiał być zabójczy dla jego szans na reelekcję. - Tuska popiera Merkel. Francuzi nie mają nic przeciwko. Wiele innych państw UE jest z niego zadowolonych - uważa Alexander Clarkson z King's College Uniwersytetu Londyńskiego
Jak wskazuje Gostyńska, akcje Tuska wzrosły podczas negocjacji z Wielką Brytanią w sprawie unijnych reform - nawet jeśli wynegocjowany pakiet nie zdołał przekonać Brytyjczyków do pozostania w Unii, a polscy politycy partii rządzącej właśnie Tuska obwinili za Brexit.
- To prawda, że Tusk miał trudny start, ale mam wrażenie, że z miesiąca na miesiąc jego status się poprawiał i jego pozycja jest teraz silna. Negocjacje dotyczące reform Camerona bardzo mu pomogły, bo państwa członkowskie doceniły rolę Tuska, który starał się reprezentować interesy wszystkich państw członkowskich. Dlatego nie można go obwiniać o wynik brytyjskiego referendum - mówi ekspertka. - Jeśli Tusk zostanie na kolejną kadencję, to będzie wiodącą postacią w negocjacjach dotyczących warunków Brexitu - przewiduje.
Ostatecznie decyzja zapadnie prawdopodobnie w marcu przyszłego roku, lecz pierwsze rozmowy powinny zacząć się już wkrótce. Tym bardziej, że nie tylko pozycja Tuska stoi pod znakiem zapytania. Swoją funkcję szefa Parlamentu Europejskiego prawdopodobnie skończy polityk niemieckiej SPD Martin Schulz. Spekuluje się też, że coraz słabszą pozycją - oraz, co być może ważniejsze, słabszym zdrowiem - cieszy się szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker. To, kto zajmie miejsce Schulza, może mieć wpływ na przyszłość Tuska. W obsadzaniu unijnych stanowisk liczy się bowiem równowaga polityczna między głównymi europejskimi partiami, a także kwestie geograficzne, członkostwo kraju pochodzenia kandydata w strefie euro, a nawet płeć.
- To jest pewien system naczyń połączonych. Myślę jednak, że ostatecznie sprawa rozstrzygnie się wokół kompetencji Tuska - mówi ekspertka CER. - Oczywiście, jeśli Polska go nie poprze, będzie to politycznie niezręczne dla szefa Rady. Ale też niekoniecznie w dobrym świetle stawia polski rząd na arenie UE. Tym bardziej, że stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej w dobie kryzysu nabrało na znaczeniu, bo to państwa członkowskie chcą mieć decydujące znaczenie. Dlatego stawka tej decyzji jest wysoka - podsumowuje.